numer XLIV - styczeń-luty 2005
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Grzegorz Musiał Publicystyka
<<<strona 20>>>

 

Recenzja instant, recenzent constant

 

 

Artystyczne związki fantastyki z nauką omawiane już były w setkach prac i artykułów. Rozłożono zastosowane w utworach science fiction technologie na czynniki pierwsze. Znawcy i krytycy nie obeszli się po dobroci z pomysłami podróży w czasie, wyśmiewano użycie blasterów i innych atrybutów gwiezdnych wojowników. Warto jednak zwrócić uwagę na trochę odmiennej natury, ale nie mniej ciekawe aspekty. Niestety, te, o których chcę tu powiedzieć, rozbawiają mnie do łez. Należy je wyśmiewać, bo właściwie nic innego nie pozostaje. No chyba, że napisanie takiego oto krótkiego felietonu.

Inercja – bezwładność. Termin jak najbardziej fizyczny, a doskonale obrazuje powagę sytuacji. Zachowanie współczesnych polskich recenzentów jest moim zdaniem karygodne. Produkuje się obecnie mnóstwo tekstów, będących albo kalkami, albo negatywami. Wielcy tego szanownego półświatka nie zważają już na sens swoich wypowiedzi ani ich obiektywność. Gdy na rynek wchodzi nowa pozycja, mamy do czynienia z poniższym schematem.

Po pierwsze: odrzuca się jakąkolwiek oryginalność. Nie myślę tu o tym, aby każda recenzja była małym dziełem sztuki. Wszystko w granicach dobrego smaku. Umiarkowanie powinno być wyznacznikiem, aczkolwiek dobry styl na pewno pomoże w odbiorze. Jeżeli spod pióra wyjdzie dwustronicowe ksero wypowiedzi kolegi po fachu, jakże wtedy czytać taki tekst? Podpisany własnym nazwiskiem tylko dlatego by wtrącić kilka własnych, najczęściej nic nieznaczących, wstawek? O tym, jak jest źle, bo ta książka to zwiastun końca świata dla gatunku, trzecia w tym kwartale. Że Iksiński, tak po prawdzie, nic z niej nie zrozumiał i w ogóle nie powinien się mieszać do prawdziwej krytyki. Odpowiedź czytelnika na takie dictum może być tylko jedna. Podobnież wyraz twarzy po lekturze. Lepiej w tym przypadku przeglądnąć prywatne strony domowe, których u nas dostatek. A nuż na coś ciekawego natrafimy, bez zbędnych prywatnych pstryczków w nos.

Recenzent dzisiejszy wybiera jedno z dwóch: powtórzenie lub oburzenie, bardzo rzadko własne wrażenia. Te pierwsze są najprostszym sposobem na tekst typu instant. Wystarczy zalać wodą. Ostatni propagują już tylko niektóre periodyki sieciowe, a i to wyjątkowo, zależnie od klasy piszącego, jego poglądów, sposobu bycia. W chwili obecnej nie trzeba nawet przeczytać danej pozycji, aby móc się o niej wypowiedzieć. Krótkie spojrzenie na ulubiony portal, lekki retusz, odpowiednia fraza – by było wiadomo, kto skreślił. Trzeba jedynie zakwalifikować książkę do odpowiedniej kategorii: dobra czy na przemiał. Może nawet wylosować, jeśli bardziej leniwy.

Nie tak dawno wpadł mi w ręce informator Gdańskiego Klubu Fantastyki. Znany i zapewne lubiany działacz opisuje swe boje z Achają Andrzeja Ziemiańskiego. Pora teraz na kolejne naukowe stwierdzenie. Ludzie, którzy mają za zadanie w sposób obiektywny ocenić, opowiedzieć trochę o fabule, traktują siebie jako inercjalny układ odniesienia. Coraz częściej spotyka się tego rodzaju postawy. Dla niezorientowanych, i.u.o. jest nadrzędnym w stosunku do wszystkich innych. Podług niego rozpatrujemy resztę. I tak, z wielkim wyrzutem i poczuciem własnej wyższości intelektualnej, powieść została sprowadzona do wynurzeń i chorej filozofii życiowej autora. Pomijając już bezmyślność i zwykły brak taktu, zapomniano o nadrzędnej zasadzie każdego recenzenta: de gustibus non est disputantum. O gustach nie dyskutujemy. Jeżeli ktoś uznaje, że sam może tworzyć zbiór żelaznych zasad dla sztuki, popełnia zasadniczy błąd. To oczywiście tylko przykład tego, gdzie pisarz i jego czytelnik miałby prawo poczuć się urażony. Chwalenie się własnym oczytaniem i nieskazitelnym gustem to droga do nikąd w tej branży. To nie konkurs Miss Polonia, gdy wypowiedź kandydatki do tytułu można zamknąć w słowach:

„Lubię przeczytać dobrą książkę, obejrzeć dobry film, dobrze zjeść, wybrać na operę, ale zaznaczam – dobrą!”

Bez żadnego sprecyzowania, odgórnie opiniotwórczo, z pewnym zacietrzewieniem.

W kręgach naukowych normą też jest nieuzasadnione używanie słownictwa, nijak mającego się do konkretnej sytuacji. To też pewna forma dowartościowania własnej skromnej osoby. Rozprawki najeżone są sformułowaniami, które nie tylko dla laików mogą być niezrozumiałe. Wyrazy obcojęzyczne powodują niepotrzebne dwuznaczności lub niedopowiedzenia, zwłaszcza, gdy operujący nimi ma o nich blade pojęcie. Podobnież w tekstach publicystycznych i felietonach. Wtrącenia, niezwykłe związki frazeologiczne, zbyt skomplikowane przenośnie, wszystko to powoduje, iż stają się one niezrozumiałe, nawet bełkotliwe. Nie można liczyć na obycie odbiorcy w temacie. Przecież czytelnicy – głównie młodzież licealna, studenci, dorośli należą do zdecydowanej mniejszości. Ta ostatnia grupa odpowiedni ładunek intelektualny znajdzie bez problemu w dziesiątkach powieści. Po co jeszcze komplikować życia maluczkim? Mowa tu głównie do autorów Nowej Fantastyki, choć wszędzie znajdziemy podobne przykłady. Dla podparcia tego zarzutu dopowiem, że jest to poważnym błędem językowym. Według polskich zasad pisowni zapożyczeń używamy wtedy, kiedy nie mamy polskiego odpowiednika i nigdy z pobudek snobistycznych.

Ostatnim związkiem nauki z fantastyką, który chciałbym napiętnować, jest zasada krętu. Moda teraz na obracanie się wokół i bezkrytyczne hołubienie wciąż tych samych autorów. Nieważne dla krytyka, czy dana pozycja to rzeczywiście utwór wybitny, czy też zwykłym wykorzystaniem własnej popularności. A co z chwilami słabości? Co za różnica, jak ma na nazwisko? Prachett, Sapkowski, Dukaj, Ziemiański nie są artystycznymi robotami, maszynami przetwarzającymi ogromną ilość wzorców. Produkt końcowy może być różny, niekoniecznie bliski ideałowi. W pewnym sensie można się z tego cieszyć. Dzięki temu literatura jest tak zróżnicowana i przyjemna w odbiorze. Daje przyczynę do polemik. O zwolnieniu z myślenia przy tworzeniu recenzji dzieł uznanych pisarzy należy jednak kategorycznie zapomnieć.

Jak widać, można poszukiwać różnego rodzaju mostów łączących dwie, zdałoby się całkowicie odmienne, dziedziny. Jako człowiek z pogranicza dostrzegam dość ciekawe powiązania. Widzę też pewne zachowania, które w żaden sposób nie pomagają prostemu odbiorcy. Ktoś tu chyba zapomniał o tym, że fantastyka przez duże ef gości w naszym kraju dopiero trzy lata. Czas to zbyt krótki, aby mienić się jej znawcą. Żeby kogoś oskarżyć, należy mieć dobry ogląd sytuacji i mieć do czego przyrównać. Na co Cię, drogi Czytelniku, uczulam. Nie daj się zwieść pieniaczom i wyrobnikom!

 

P.S. Aby nie wpaść we własną pułapkę, wyjaśniam: instant – tu w znaczeniu: w proszku, constant – stały, niezmienny.

 

Okładka
Spis Treści
Tomasz Pacyński
Literatura
Bookiet
Recenzje
On Cornish
Permanentny PMS
Galeria
Andrzej Zimniak
W.Świdziniewski
Adam Cebula
A.Mason
Adam Cebula
Tomasz Zieliński
Adam Cebula
M.Kałużyńska
Andrzej Pilipiuk
Grzegorz Musiał
J.Świętochowski
Magdalena Kozak
M.Koczańska
Tomasz Zieliński
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Monika Sokół
Magdalena Kozak
Aleksandra Janusz
S.Twardoch
Jewgienij Łukin
Piekara i Kucharski
Andrzej Pilipiuk
S.Twardoch
Miroslav Žamboch
Robin Hobb
Paul Kearney
Christopher Paolini
Michał Orzechowski
 
< 20 >