numer XLIV - styczeń-luty 2005
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Magdalena Kozak Para-nauka i obok
<<<strona 22>>>

 

Sztuka swobodnego spadania

O lataniu pośrednim i bezpośrednim

 

 

Dzień dobry Państwu, Lotnikom i Nielotom!

Zakradłam się tutaj cichcem do Fahrenheita, aby poopowiadać o temacie tyleż fantastycznym, co realnym. O lataniu. Takim, jak we śnie.

Znacie wszyscy ten sen?

Unoszę się swobodnie w powietrzu, dookoła mnie tylko przestrzeń. Lecę, dokąd chcę, sterując ruchami rąk i nóg. Gdzieś w oddali, pode mną, majaczą niewyraźne, zielone plamy lasów i pól. Ogarnie mnie czysta, żywa, niemalże nieskończona euforia...

A potem budzę się, żałując, że to tylko sen, i z zazdrością spoglądając na ptaki.

Znakomita większość z nas, zapewne, zdążyła już zakosztować lotu. Takiego typowego dla cywilizacji technicznej: siedzi człowiek zamknięty w jakiejś blaszanej puszce, która, logicznie rzecz biorąc, nie ma prawa nawet oderwać się od ziemi, taka jest ciężka. Za pomocą jakichś współczesnych czarów (moim zdaniem jest to czarna magia, temat dla inkwizytorów) udaje się jednak wystartować. Samolot unosi się w powietrze, przy okazji niemiłosiernie trzęsąc się i wyjąc. Potem tkwimy zamknięci w magicznym pudełku, nieśmiało popatrując przez okna w dół i modląc się o jak najmniej turbulencji. Wreszcie lądowanie, pilot, jak jest dobry, posadzi maszynę bez specjalnego łupnięcia. Dziękujemy państwu za wybranie naszej linii lotniczej, zapraszamy ponownie. Ot, polatalim.

A gdzie to marzenie o słodkim tete-a-tete z powietrzem? O bezpośrednim kontakcie z żywiołem, sam na sam? O rozbuchanym pędzie powietrza, owiewającym twarz?

Załóżmy, że w odpowiedzi na zew przestworzy wysiądziemy nagle z samolotu. Że pobędziemy przez parę chwil w powietrzu, chłonąc jego dotyk całym ciałem, nareszcie osobiście. Niestety, wkrótce nieubłagana grawitacja każe zapłacić za realizację marzenia, i to słono.

Chyba że założymy spadochron...

Idea urządzenia, będącego w stanie uchronić kruche ciało przed konsekwencjami upadku, jest bardzo stara. Ludzie rozmyślali nad tym od wielu, wielu lat.

Według legendy, chiński cesarz Shon ok. 2200 r. p.n.e. skoczył z dachu płonącego domu, wykorzystując do zamortyzowania lądowania dwa duże słomkowe kapelusze (inna wersja mówiła o wachlarzach). Wylądował bezpiecznie, czym wzbudził nabożny podziw swoich poddanych. Nie omieszkali więc tego skrupulatnie zapisać, i tak oto mamy najstarszy spadochroniarski przekaz w historii.

Inny podniebny bohater, Ikar, syn Dedala, odbył napowietrzną podróż, posługując się sztucznymi skrzydłami, sporządzonymi przez ojca. Jak wiemy, ta chytrze pomyślana ucieczka z Krety nie skończyła się dla lotnika najlepiej. Ikar wzbił się za wysoko i słońce stopiło wosk, mocujący pióra skrzydeł. Statek powietrzny stracił właściwości lotne a pilot poleciał, jak kamień, w dół. Przyziemił ze skutkiem tragicznym, nie posiadał bowiem spadochronu. Nawiasem mówiąc, starożytni Grecy nie wiedzieli zapewne o zjawisku spadku temperatury wraz ze wzrostem wysokości. Bardziej prawdopodobnym scenariuszem byłoby bowiem przekroczenie izotermy zero i zamarznięcie nieszczęsnego pilota, aczkolwiek ten rozwój wypadków również nie wróżyłby mu najlepiej. Tak czy inaczej, Ikar został pierwszą szerzej znaną ofiarą katastrofy lotniczej. Jego przykład okazał się dość zniechęcający dla potencjalnych naśladowców, co być może stanowiło właściwy cel rozpropagowania legendy przez tchórzliwych konserwatystów.

Dopiero Leonardo da Vinci w 1485 roku zabrał się za temat po swojemu, rozważnie. Zaprojektował sztywny spadochron o kształcie ostrosłupa i wymiarach niezwykle zbliżonych do wymiarów spadochronów współczesnych. Ciekawostką jest, że dokładna replika urządzenia, zbudowana w 2000 roku przez Adriana Nicholasa, okazała się jak najbardziej sprawna. Tylko ze sterowaniem były kłopoty, więc spadochroniarz, polatawszy trochę na eksperymencie, wypiął się z niego czym prędzej i lądował już za pomocą współczesnego sprzętu. Dowiedziono jednak w ten sposób, że urządzenie Leonarda mogłoby uratować życie spadającego człowieka, a o to przecież chodziło.

Za przykładem da Vinciego poszli inni.

Isaac Newton opracował temat matematycznie w roku 1710, dzięki czemu kolejni wynalazcy zabrali się za wdrażanie dalszych konstrukcji. Dnia 26 grudnia Roku Pańskiego 1783 chemik Sebastian Lenormand wykonał skok z wieży obserwatorium. Posługiwał się przy tym urządzeniem, które nazwał z francuska parachute (para-przeciw, chute-opadanie). Dzisiejsi znawcy tematu klasyfikują ten wyczyn jako początek prawdziwego spadochroniarstwa.

W tym samym roku bracia Mongolfier zbudowali balon i odbyli nim pierwszy lot. Natychmiast pojawiła się wizja, co się stanie, kiedy się już do takiego balonu wsiądzie a on tam, w górze, postanowi odmówić współpracy. Wspomniany wcześniej Ikar machał groźnie palcem zza grobu. Towarzystwo zaczęło więc zastanawiać się gorączkowo, jak tu by się zabezpieczyć przed bardzo nieprzyjemnym upadkiem. W konsekwencji, zainteresowano się paraszutami.

Pierwsze spadochrony były sztywnymi konstrukcjami, umożliwiającymi natychmiastowe użycie. Takim urządzeniem był spadochron Jeana Pierre Blancharda, zastosowany przezeń w 1785 roku do pierwszego ratowniczego skoku z balonu. „Ratowniczy” w gwarze lotniczej oznacza „nie-dobrowolny”. Znaczy, osobnik nie planował skakać akurat tego dnia, ale, niestety, zmusiły go do tego tak zwane okoliczności zewnętrzne. Blanchard to zatem nie tyle spadochroniarz, co pechowy lotnik, ratujący życie. Na szczęście dla niego, skutecznie.

Póki co, spadochrony były stałymi, sztywnymi konstrukcjami. Wreszcie Andre Garnerin wpadł na nowatorski pomysł. Jego spadochron nie miał żadnych usztywnień, materiałowa czasza była podpięta liną do balonu, a linki bezpośrednio do gondoli. W razie awarii odczepiało się gondolę od balonu i spadochron napełniał się na skutek ciężaru opadającego w gondoli człowieka. Pierwszy nieprzymusowy skok z balonu Garnerin wykonał 22 listopada 1797 roku. Tutaj uwaga: nieprzymusowy, a zatem dobrowolny. Zaplanował skok, wykonał, przeżył. Prawdziwy spadochroniarz.

Z kolei pierwszy składany spadochron był zasługą Niemca Paula Lattemonna w 1890 r. Czasza była częściowo złożona i połączona linkami z uprzężą, umocowana z boku balonu, a skoczek, opuszczając gondolę, wyciągał ją wraz z linkami. Miał na to trochę czasu, balon rzadko kiedy spada tak od razu.

Kiedy bracia Wright w 1903 roku zbudowali pierwszy samolot z napędem spalinowym i dokonali pierwszego lotu na odległość 120 km, oczywistym stało się, że przed lotnictwem otwierają się nowe horyzonty. A w miarę wzrastania ilości lotów, rosło też prawdopodobieństwo wystąpienia awarii. Powstała więc bezsprzeczna konieczność zabezpieczenia personelu lotniczego za pomocą spadochronów osobowych. Dotychczasowe urządzenia nie nadawały się jednak do zastosowania w samolotach, ze względu na konstrukcję i rozmiary. Szukano więc nowych rozwiązań a projektanci sami wypróbowywali działanie swoich spadochronów. Postęp dokonywał się lawinowo.

W 1911 roku rosyjski aktor Gleb Kotielnikow umieścił spadochron w tornistrze, pod którym znajdowały się sprężyny wyrzucające czaszę. Koncepcja "ubrania" pilota w spadochron stała się wzorem dla dzisiejszych konstrukcji. Niestety, pomysł nie znalazł zrozumienia u rosyjskiego dowództwa, prymat przejęli więc Amerykanie.

Za pierwszy skok skoczka doświadczalnego z samolotu uważa się wyczyn kapitana Alberta Berry w dniu 1 marca 1912 r. Wyskoczył on na wysokości 450 m i otworzył spadochron na 200 m. Dziś w skokach cywilnych tego typu fanaberie są zabronione, minimalna wysokość otwarcia to 600 (w Polsce 700) metrów. Ale wiadomo – wojsko skacze, jak chce, i tutaj do dziś niewiele się zmieniło.

Rozwój parł naprzód, wspierany I wojną światową. W 1918 r. ulepszono i zmodernizowano uprząż, zaś spadochron umieszczono na plecach. Amerykański konstruktor Leslie Irvin stworzył kilka wersji spadochronów: plecowe, siedzeniowe i kolanowe. Wprowadził również do konstrukcji znaczącą innowację – pilocik. To taki miniaturowy, okrągły spadochronik, który, napełniając się powietrzem, ma za zadanie wyciągnąć czaszę i linki z pokrowca, zapoczątkowując proces otwarcia spadochronu.

Jak to w naszej cywilizacji bywa, nic tak nie nakręca rozwoju technicznego, jak wojna. Dlatego też II wojna światowa i przygotowania do niej w znacznym stopniu przyczyniły się do intensywnego rozwoju lotnictwa, a zatem i spadochroniarstwa. W tym okresie rozwinęło się i ustaliło kilka zasadniczych typów spadochronów: okrągły "Irvin", amerykański trójkątny spadochron Hoffamana, kwadratowy radziecki Łobanowa, włoski "Salvator" i japoński "Nanaka". Jednak tylko "Irvin" znalazł szersze zastosowanie w lotnictwie.

Po wojnie nie zaprzestano poszukiwania dalszych rozwiązań technicznych, dotyczących spadochronów osobowych. Wiązało się to z zastosowaniem nowych materiałów, jedwab został zastąpiony przez tkaniny o niskiej bądź zerowej przepuszczalności. Powstała także nowa konstrukcja: spadochron szybujący zwany także "latającym skrzydłem", spadochronem "tunelowym" lub po prostu "skrzydłem". Zrewolucjonizował on spadochroniarstwo dzięki swoim unikalnym, w stosunku do spadochronów okrągłych, właściwościom lotnym.

W sporcie spadochronowym powszechnie zaczęto używać do skoku dwóch spadochronów: głównego i zapasowego. Z początku ten ostatni umieszczony był z przodu, na klatce piersiowej skoczka, po czym nastąpiło przejście do systemu plecy-plecy. Połączenie nowej technologii i myśli konstrukcyjnej pozwoliło na obecne zredukowanie spadochronu do rozmiaru niewielkiego plecaka, mieszczącego dwie czasze: główną i zapasową.

Wreszcie spełnienie marzeń stało się możliwe.

W dzisiejszych czasach każdy może stanąć na progu samolotu a potem rzucić się w przepaść, gdzie kilometry przestrzeni rozciągają się w każdą stronę i człowiek znajduje się oko w oko z żywiołem.

Sport spadochronowy, jak widać, jest nierozerwalnie związany z rozwojem lotnictwa. Są to jednak dyscypliny tak różne, jak sny o samodzielnym lataniu i sny o prowadzeniu latającej maszyny. Obie opcje są niewątpliwie imponujące, niemniej jednak pociągające w zdecydowanie różny sposób. Dlatego też piloci i spadochroniarze należą do nieco odmiennych podgatunków homo sapiens. Spadochroniarzy niechętnie widzi się jako kandydatów na pilotów. W razie awarii, pilot zrobi wszystko, żeby wylądować uszkodzoną maszyną. Kapotaż to ostateczność. Natomiast spadochroniarz z radosnym błyskiem w oku powie: to co? Skaczemy? I wybryknie czym prędzej, poświęcając maszynę, wartą przecież wiele... wiele...

Dla pilota samolot jest istotą, bardzo często jakże ukochaną, drugim ja. Dla spadochroniarza to tylko środek transportu, winda do nieba. Również imponująca, wspominana z czułością, ale jednak... to nie o nią w końcu chodzi. Najważniejszy jest ten moment osobistego doświadczania przestworzy. A statki powietrzne, z których się skakało, zalicza się, wpisując kolejny typ w książkę skoków i patrząc z dumą, jak rośnie kolekcja.

A teraz element fantastyczny, do którego, bądź co bądź, zobowiązuje profil periodyku.

Siedzi przy ognisku spadochroniarska brać. Lipcowy wieczór, gwiazdy błyszczą na granatowym niebie. Nagle jedna z gwiazd zaczyna błyszczeć jakoś tak bardziej. Dziwnie trochę. Mruga, zmienia kolor, rośnie....

– O rany, UFO! – rzuca ktoś zachwyconym głosem.

Wszyscy podnoszą głowy, jak jeden mąż.

– Super! – oznajmiają jednogłośnie, z przekonaniem. – Skoku z UFO jeszcze nie mamy!

Monotematyczni wariaci. Ot, co.

Zresztą, czegóż innego można by się spodziewać po ludziach, którzy dobrowolnie wysiadają z samolotu, licząc na to, że życie im uratuje kawałek szmaty, rozpostarty nad głową? A który lata tylko dlatego, że...

Ale o tym w następnym odcinku.

 

Okładka
Spis Treści
Tomasz Pacyński
Literatura
Bookiet
Recenzje
On Cornish
Permanentny PMS
Galeria
Andrzej Zimniak
W.Świdziniewski
Adam Cebula
A.Mason
Adam Cebula
Tomasz Zieliński
Adam Cebula
M.Kałużyńska
Andrzej Pilipiuk
Grzegorz Musiał
J.Świętochowski
Magdalena Kozak
M.Koczańska
Tomasz Zieliński
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Monika Sokół
Magdalena Kozak
Aleksandra Janusz
S.Twardoch
Jewgienij Łukin
Piekara i Kucharski
Andrzej Pilipiuk
S.Twardoch
Miroslav Žamboch
Robin Hobb
Paul Kearney
Christopher Paolini
Michał Orzechowski
 
< 22 >