Fahrenheit nr 61 - listopad-grudzień 2oo7
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Konkurs

<|<strona 15>|>

Co Nunda ma na zderzaku

 

 

W Redakcji, jak co dzień, panował zdrowy, niczym niezmącony chaos. Kużołaki w koszu Sekretaż dusiły na wolnym ogniu potrawkę z wyciętych „więc” i „ażeby”, przez co po całym pomieszczeniu rozchodził się swąd spalonych ambicji literackich. Worek Cebuli, nie zważając na konkurencję, kompilował jądra ze smażoną cebulką, przyprawiając wszystkich o melancholię żołądkową. Kudłaty szarpał łańcuchami u kaloryfera aż dzwoniło, ale tym się akurat nie musieliśmy przejmować. I tak mamy na pieńku z sąsiadami z góry i z dołu za donosy do Urzędu Gminy i proboszcza, więc niech sobie posłuchają. Święta idą, z dobroci serca możemy im ostatecznie dać wreszcie jakiś znak, że o nich pamiętamy. W końcu należy im się jakieś zadośćuczynienie za kłopoty, które czasem zdarza nam się sprawiać. I za walających się po całej klatce schodowej i przed budynkiem wysuszonych na wiór niewydarzonych debiutantów, z których wypompowujemy wenę, a potem cichaczem pozbywamy się pod osłoną nocy, zaś w pełnym blasku własnej niegodziwości.

Mwuahahaha!

Khem... No, może mnie troszkę poniosło. Jak onegdaj Wirusa na widok kukułki z zegara. Co to się działo... Drzazgi i sprężynki do dziś znajdujemy w różnych miejscach. Naprawdę RÓŻNYCH. Wierzcie mi, torebki z herbatą jeszcze nie były najdziwniejsze. No, co robić? Coś zarazek ma na punkcie ptactwa. Osobliwie drobiu. Wystarczy najmniejsza wzmianka i już się ślini.

Tak więc wszystko było mniej więcej jak zwykle. Siedzieliśmy i „pracowaliśmy” w pocie czoła, starannie ignorując dobijającego się do drzwi dzielnicowego oraz pchły jego, kiedy nagle atmosfera w Redakcji uległa drastycznemu pogorszeniu. Oczywiście, automatycznie nasze spojrzenia powędrowały ku Kudłatemu, ale ten zrobił niewinną minę (tę samą, którą zawsze robi po tym jak coś zgwałci, spali i zrabuje...) i zaczął gorliwie nas zapewniać, że tym razem to naprawdę nie on. W sumie nie mieliśmy innego wyjścia jak mu uwierzyć. Gdyby to był faktycznie on, to prędzej by sam zaczął, niż się wykręcał. A poza tym, problem jakby nie tej konkretnej sfery dotyczył. Po chwili dotarło do nas – to nie zapach, to ogólna gęstość atmosfery, która wzrosła, oraz temperatura, która dla odmiany drastycznie spadła. Poczuliśmy się nieswojo. Nie, żebyśmy się bali, co to, to nie. Ktoś, kto na co dzień musi obcować z Pierwszymi Krokami Literackimi nabiera odporności psychicznej. Choćby Raptor, to ustoję. Lubimy jednak mieć kontrolę nad tym, co się w Redakcji dzieje (choćby i tylko nominalną), tymczasem coś tu się najwyraźniej próbowało wsmyknąć bez naszego pozwoleństwa. Owszem, byli już tacy, co próbowali. You name it, we’ve had it... Obrońcy praw zwierząt, Stowarzyszenie Na Rzecz Godności Osób Pokrzywdzonych Przez Media, producenci wózków dziecięcych, Rzecznik Praw Sapera (tegośmy potraktowali wymyślnie. Przed naszym osiedlowym Samem ludzie do dziś opowiadają sobie historie o wydarzeniach tamtej nocy. Światłach, wrzaskach, o tym, jak przez trzy godziny skakało napięcie w całej dzielnicy, wreszcie o zapachu. Tjaaa... zapach był najgorszy), proboszcz dobrodziej pod osłoną pani Halinki, delegacja miejscowego Kółka Satanistów Niedzielnych, zapaleni piromani i złamani prostatą emeryci. Łysi, rudzi, piegowaci, a nawet kolejarze i leśnicy (że o pikietujących hodowcach drobiu nie wspomnę...). Prościej byłoby powiedzieć, kto nas jeszcze NIE nachodził. I doprawdy, nie przypominam sobie, abyśmy choć raz zmuszeni byli poczuć się nieswojo. Tym razem jednak przypałętało się coś naprawdę osobliwego. W dodatku im bardziej rozglądaliśmy się na wszystkie strony, tym bardziej niczego nie mogliśmy wypatrzyć. Tymczasem robiło się coraz zimniej i zimniej, a przy tym jakoś tak mroczniej, posępniej i w ogóle tak, że kawa przestała smakować. Przez chwilę myśleliśmy nawet, że może to komornik nadchodzi ściągnąć należność za abonament radiowo-telewizyjny, ale kiedy pod sufitem pojawiły się czarne chmury i zaczęło z nich siąpić, byliśmy zmuszeni porzucić tę przerażającą wizję. Wszystko wskazywało na to, że nadchodzi coś jeszcze gorszego. Zaczęliśmy się w duchu modlić, żeby tylko nie przywlokło ze sobą psa pani Halinki, bo wtedy, jak mawia Ahmed, bylibyśmy już kompletnie screwed.

I wtedy, ze ściany tuż obok schowka na szczotki...

 

...wyszła...

 

...postać.

 

Aromatyczna niczym cmentarz na bagnach, radosna jak Dementor, wystrojona jak topielec w stawie. Z kosą na ramieniu. No ładnie. Teraz to już faktycznie mamy przesrane jak stąd do niewidać. Zaczęliśmy się nerwowo wpatrywać w siebie nawzajem, próbując odgadnąć, komu to pisane. Każdy, oczywiście, miał swoje typy, ale nie dzieliliśmy się nimi na głos, na wypadek, gdyby miały się okazać chybione. W naszych umysłach groza walczyła na noże z desperackim kombinowaniem, jakby tu zwrócić uwagę na kogoś innego. Tymczasem ona, ta Postać, się jakby tak zbliżała i zbliżała niepokojąco. Cóż, mówiąc szczerze, to szła czołgiem przez środek Redakcji, ignorując walające się wszędzie papiery, spinacze biurowe, połamane klawiatury, butelki po paliwie krucjatowym, podwiązki, króliki i spisanych na straty autorów. Sunęła przez cały ten bajzel, jakby zupełnie niczego (a co ważniejsze, nikogo) przy tym nie zauważając, aż wreszcie przefrunęła tak przez całe pomieszczenie i zniknęła w ścianie przeciwległej do tej, z której się wyłoniła. Jeszcze tylko, zanim mur się za nią zstąpił, zdążyliśmy dojrzeć, że na plecach przypiętą miała jakąś kartkę. Niestety, za bardzo byliśmy skoncentrowani na pozostawaniu przy wszystkich nieodzownych funkcjach życiowych, żeby komukolwiek z nas przyszło do głowy przeczytać, co tam miała napisane. A co, jeśli tam było coś ważnego? No ba! Ale jak to sprawdzić? A jeśli wręcz przeciwnie, jeśli było tam napisane coś, czego lepiej nie wiedzieć? No ba! Ale jak to sprawdzić?

Wobec powyższego postanowiliśmy więc wpaść na pomysł, co też uczyniliśmy. Aby zabezpieczyć się przed zuem niechcianym, zwyczajnie ogłosiliśmy na Forum Fahrenheita konkurs, abyśmy potem, spośród wyników wybrać sobie tylko to, co nam pasi. A co. Rozwiązanie dobre, jak każde inne. Wybierać, na wszelki wypadek, kazaliśmy wampirowi. Gdyby coś poszło nie tak, zawsze będzie na kogo zwalić, a jemu przecież i tak wsio rawno. Po nim taka kosa to jak woda po goleniu. Istnieje ryzyko, że powybierał jakieś głupoty, bo on ma nieortodoksyjny gust, ale trudno. Nie można mieć wszystkiego.

 

Wampira typy (spod ciemnej Nundy):

 

Miejsce I i mały zestaw Packofana („Szatański interes”, „Smokobójca”) dla Esesa za:

 

MóWIĘ DużYmi LiTerAmI.

PIP.

Koszę równo z trawą.

W poprzednim życiu byłam rollsem.

Tu byłem. Tony Halik.

Miejsce na twoją reklamę.

Porysujemy razem?

Chlastuś.

You talking to me? Are you talking to me?!

Ostra laska!

Kości zostały rzucone.

Czynne od poniedziałku do piątku w godzinach 9-18.

Idź w stronę światła.

Dead man walkin’!

Tylko dla personelu.

Czterdziestu dwóch, mości Legolasie!

Ja wam dam „God Mode”!

Intel Inside.

Uwaga, otwiera się do środka.

Kosa. Disconnecting people.

 

Miejsce II i „Tracę ciepło” Orbitowskiego dla Dabliu za:

 

A naskoczcie mi wszyscy na ogonek.

Piłeś? Nie pisz.

Jestem krzyżówką Obcego i Predatora, zaklętą w ciało nadistoty.

Jestem kolejnym wcieleniem Antychrysta. Dajcie mi jakąś armię.

Zbieram na rakietę, bo gwiazdy moim przeznaczeniem.

Wyszłam z cienia. Teraz pochłaniam światło, ale przyjdzie pora i na ciebie.

Zbieram na melanż – Żniwiarka.

 

Miejsce III egzemo i książki (odpowiednio): „Heroizm dla początkujących” Moore’a, „Diabeł Łańcucki” Komudy i „Renegata” Kozaka (czy jakoś tak...) dla Harny, Millenium FalconaNavajero za:

 

(Harna):

Dobry autor to martwy autor.

Let’s CUT to the chase.

I’ll be there for you!

Niech mnie ktoś przytuli...

Luke, I am your mother.

 

(MF):

Kopnęłam Chucka Norrisa.

100% ZUA.

Kosa Schroedingera.

FTSL

I’m too sexy for my shirt.

 

(Navajero):

Podrap mnie po pleckach.

Lubię swoją robotę.

Mam kosę i ją niosę.

Front toward enemy.

SPECNAZ

 

Ponadto, już bez nagród, ale przynajmniej na publiczne wypomnienie zasłużyły propozycje (w kolejności od przypadku do przypadku):

 

Ellaine:

Kosi, kosi, łapci.

Zrobię ci z tekstu jesień średniowiecza.

Zakaz naklejania reklam.

Poklep mnie.

 

Nimfa Bagienna:

Świeżo malowane.

Ja was do płaczu doprowadzę.

 

Inatheblue:

Nie dźgać. Wszystko widzę.

 

oLari:

Kosiarz umysłów.

Rzeźnia numer 666.

Wstrząsnąć przed użyciem.

 

Bebe:

Miłego dnia.

Zuch dziewczyna.

Prać ręcznie w temp. 90 stopni.

 

Kiwaczek:

Jeśli możesz przeczytać ten napis, to jesteś za blisko.

Aj dżast kol tu sej ajlowju.

Wrzuć monetę!

 

Ebola:

Wy mnie jeszcze nie znacie, ale mnie poznacie.

Oj, bo się odwrócę!

Co ci zrobię, jak cię złapię?

 

Ignatius Fireblade:

Znosi na zakręcie.

Karmić z procy.

Grażynka z Klanu.

Kochajmy debiuty! Tak szybko odchodzą...

 

Nosiwoda:

Fantastyka ukształtowała to wspaniałe ciało.

Będę nosić damskie torebki i ch..

Twój ojciec był chomikiem, a Twoja matka śmierdziała skisłymi jagodami.

To była... sałatka z łososia!

 

Podzjazdem:

Kontrola najwyższą formą zaufania.

 

Ellen:

Jezdem miszczyńą ortografi i gramatyki. Nigdy nie robie złyh błenduw.

 

Zanthia:

Ciachu machu i po strachu!

 

Fealoce:

Ekhem.

 

An-Nah:

Ładnie mi w bieliźnie.

I’m only wearing black until they find something darker.

 

Cień Lenia:

The Gothmother.

Oops! I did it again...

Bo zupa była za słona.

 

Riv:

Że niby chybiłam? Rusz głową!

Deadline minął.

 

Na koniec chcielibyśmy jedynie dodać, że zwycięzcom bardzo serdecznie współczujemy, jako że Szefowa (tu małe wyjaśnienie dla wszystkich niewtajemniczonych), której ten konkurs w istocie dotyczył, poczucie humoru ma wybiórcze, acz pamiętliwe.

 

RedAkcja

 


< 15 >