Fahrenheit nr 61 - listopad-grudzień 2oo7
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Literatura

<|<strona 23>|>

Towarzystwo

 

 

Kuba podszedł do okna, przycisnął twarz do szyby. Ludzie na ulicy, oglądani z trzeciego piętra bloku, byli mniejsi niż na ekranie telewizora. Tramwaj przejechał bezdźwięcznie między manewrującymi samochodami. Kilka drzew ocalałych wśród bloków wyciągało czarne gałęzie ku szaremu niebu. Minęła właśnie godzina dwunasta, ale był przełom zimy i wiosny. Miasto widziane z okna o tej porze roku wydawało się pogrążone w wiecznym zmierzchu.

Odsunął się od szyby. Poczuł głód. I pić mu się zachciało.

– Łazi tylko i powietrze psuje. Tyle z ciebie pożytku – powiedział doktor Wilczak, siedzący na kanapie przed telewizorem.

Kuba nie przejął się słowami doktora. Dla niego ważne było, że nie siedział teraz sam w mieszkaniu. Poszedł do kuchni i zjadł kanapkę przygotowaną przez mamę. Popił sokiem pomarańczowym z plastikowej butelki postawionej przez tatę obok talerzyka.

Wrócił do pokoju i usiadł w rogu, pod meblościanką, naprzeciw telewizora. Znów zajął się budową domu z klocków lego. Był skupiony – z wpółotwartych ust ściekała strużka śliny. Mimo że skończył już dwadzieścia lat, budowanie domków z klocków sprawiało mu trudność.

Rodzice wychodzili do pracy i zostawiali go samego. Tylko w soboty i niedziele mieli dla niego czas. A teraz był wtorek. Kuba wiedział, że do soboty jeszcze daleko. Poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek, sobota, niedziela, powtórzył w myślach nazwy dni tygodnia. Tak, kilka dni brakowało do soboty. Nie widział dokładnie ile, bo z liczeniem wciąż miał kłopot. Pomyślał, że może w telewizji będzie film o żyrafach. Lubił żyrafy. Oderwał wzrok od klocków i spojrzał na doktora Wilczaka siedzącego na kanapie. Ten sięgnął po pilota i ekran zabłysnął. Wilczak przełączał z kanału na kanał. Kuba z rozgoryczeniem stwierdził, że w telewizji nie ma filmu o żyrafach.

– Piwka bym się napił – powiedział doktor Wilczak, patrząc na ekran, gdzie w reklamie prezentowano oszronione butelki. – Po piwo byś skoczył, młody. Ale takiego idioty to pewnie samego z domu nie puszczają?

Kuba przyjrzał się uważnie jednej z butelek na ekranie, potem zamknął oczy. Skupił uwagę na obiekcie. Ekran telewizora wybrzuszył się.

– Co jest grane?! – mruknął ze zdziwieniem Wilczak.

Jedna z butelek widocznych w oglądanej właśnie reklamie napęczniała, oderwała się od kineskopu i popłynęła w powietrzu prosto do rąk doktora. Ten podskoczył nerwowo, schował dłonie za plecami. Butelka zatrzymała się, zawisła na chwilę. Potem spadła na podłogę. Stłukła się z cichym brzękiem. Szkło było cieńsze od papieru.

– Co to za jaja?! – zdenerwował się doktor Wilczak. – Pusta butelka, nawet piwa w niej nie było!

Wilczak wstał, poszedł do kuchni. Wrócił z miotełką i szufelką, posprzątał błyszczące okruchy. Potem znów usiadł na kanapie i patrzył w telewizor. Kuba dalej tkwił w swoim kącie. Wciskał jeden w drugi kolejne plastikowe klocki.

– Jak takie sztuczki tu odchodzą – powiedział Wilczak, spoglądając na Kubę – to może by taką Pamelkę sobie wyczarować?

Wskazał ruchem głowy telewizor i oblizał się znacząco. Właśnie emitowano odcinek popularnego serialu. W tej scenie blondynka o obfitych kształtach biegła przez plażę. Biegła i biegła, a jej piersi wypełnione silikonem kołysały się, przykuwając uwagę doktora Wilczaka.

Biegła tak, biegła... i nagle skręciła. Do pokoju. Wyskoczyła z ekranu i zatrzymała się metr od doktora. Na jej skórze błyszczały krople morskiej wody.

– O! – powiedział Wilczak. – Pamelka!

Wyciągnął rękę. Dotknął końcami palców brzucha kobiety. Jej skóra była gładka jak szkło.

Pospiesznie wstał, otarł się przy tym o sterczące piersi opięte skąpo tkaniną. Pamela uśmiechała się do niego, a on do Pameli. Doktor przesunął się jeszcze o krok. Teraz zobaczył kobietę z boku. Nie miała pleców! Chwycił stojący przed nim kształt, który był jak foremka ze szkła, z przodu wypukły, z tyłu wklęsły. Wilczak zacisnął palce na kawałku Pameli i krucha substancja prysnęła. Brzęknęło, jak wtedy, gdy bombka spada z choinki na podłogę.

– Co jest?! – wrzasnął doktor. – Ty, idiota, jaja sobie ze mnie robisz?! Gdzie moja Pamelka?!

Kuba milczał. Jak zwykle. Potrafił wymówić tylko kilka słów. Żadne z nich nie pasowało do tej sytuacji.

Doktor Wilczak zaczął chodzić nerwowo po pokoju. Patrzył uporczywie na Kubę, który dalej budował dom z klocków. Dla Kuby było to ważne zajęcie. Tata mu mówił, że zbudowanie jednego domu dziennie to obowiązek Kuby. To tak, jakby Kuba chodził do pracy.

Doktor Wilczak obszedł kanapę, minął Kubę. Przez uchylone drzwi dotarł do przedpokoju. Tam zatrzymał się pomiędzy szafą na płaszcze a szafką na buty, przed lustrem, przy którym mama, wychodząc do pracy, malowała usta szminką. Wilczak stanął bokiem do lustra, sięgnął w stronę swoich pleców, ale ich nie znalazł.

– Coś ty mi zrobił, idioto? – krzyknął doktor i ruszył w stronę Kuby.

Podniósł rękę, chciał uderzyć. Kuba zmarszczył brwi, skupił myśli i drzwi meblościanki się otworzyły. Trafiły w pięść wzniesioną do ciosu. Sylwetka doktora zatrzymała się w pół ruchu, pokryła siateczką pęknięć. Potem Wilczak cichutko brzęknął i rozsypał się w drobniutkie krzyształki, jak szyba samochodu, który zderzył się z drzewem.

Kuba się tym nie zmartwił. Doktor Wilczak już go znudził. Nie był dobrym pomysłem. Choć wyglądał jak postać z serialu telewizyjnego o lekarzach oglądanego przez mamę, to mówił i zachowywał się niczym wujek Janek, brat taty. Wujek Janek nie lubił Kuby, a Kuba – wujka Janka.

Zostawił na chwilę klocki i poszedł do kuchni po miotłę i szufelkę. Posprzątał to, co zostało z doktora Wilczaka. Wiedział, że mama z tatą się gniewają, kiedy narobi bałaganu. Potem skupił uwagę na telewizorze. Przełączał kanały myślą, jednak nigdzie nie było filmu o żyrafach. A on tak lubił gładzić żyrafy po szklanych łbach, gdy pochylały je ku niemu, by nie zepsuć rogami żyrandola. Żyraf w kablówce nie było, więc kazał telewizorowi się wyłączyć i dokończył budowę domu z kloców.

Właśnie zapadł zmierzch. Za oknem było czarno. Kuba pamiętał, że o tej porze rodzice wracają z pracy.

Ucieszył się. Mama i tata dadzą mu jeść. I będą z nim rozmawiać. Znowu będzie mu dobrze. Bo Kuba strasznie nie lubił siedzieć sam w pustym mieszkaniu. Lubił mieć towarzystwo.

 


< 23 >