Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Dywagacje o nauce – wywiady z Andrzejem Zimniakiem (3)

Pyta Anita Meskal:

 

A. M.: Co będzie z seksem? Teraz jesteśmy daleko za małpami Bonobo i szympansami, ale utrzymujemy stałą aktywność przez cały rok. W przyszłości będzie go mniej, czy więcej?

A. Z.: Wbrew pozorom, to bardzo ważne pytanie. Popędy związane z rozmnażaniem są przyczyną przynajmniej połowy naszych zachowań, więc także w przyszłości będą kształtować nasze postawy. Mody są przemijające – dotychczas ani wymyślne praktyki onanistyczne, ani seks grupowy, ani orgie z narkotykami, ani nawet dobry klimat dla odmiennych orientacji – cała ta oferta nie wyparła klasycznego stosunku we dwoje. Co jednak będzie, gdy kobiety nie będą musiały rodzić, bo płód dojrzeje w sztucznej albo zewnętrznej biologicznej macicy? A zapłodnienie nastąpi poza organizmami rodziców, w sterylnych warunkach laboratorium, dalekich od atmosfery sypialni? Co się stanie, gdy każdy będzie mógł wyhodować sobie klona, a pary jednej płci będą miały potomstwo o starannie dobranych cechach obojga „rodziców”? Albo geny dziecka pozyska się od kilkunastu dawców? Generalnie chodzi o to, co stanie się z uczuciem miłości wtedy, kiedy seks zostanie definitywnie oddzielony od prokreacji?

Może stać się tak, że wtedy popęd płciowy, jako cecha nadmiarowa, zacznie ewolucyjnie zanikać. Oczywiście nie zaniknie wytwarzanie gamet, bo te będą potrzebne do aktu zapłodnienia, choćby dokonanego in vitro, czyli w probówce. Jednak gdy ustanie popęd płciowy, zaniknie także miłość damsko-męska, miłość rozumiana jako uczucie cementowane wzajemnym pociągiem. Taka sytuacja może zaowocować niechęcią między kobietami i mężczyznami, ponieważ istotnych różnic między obydwiema odmianami człowieka nie będzie już kompensować wzajemny pociąg fizyczny i ochronna bariera uczuć. Pozostanie miłość rodzicielska, bo wychowanie dzieci przypadnie rodzicom – niczego lepszego, mimo licznych prób, nie wymyślono, i zapewne tak zostanie na długo. Czy jednak ten cel wystarczy, aby kobiety i mężczyźni tworzyli pary?

Jeśli popęd płciowy ulegnie osłabieniu, zróżnicowanie płci będzie ewolucyjnie malało jako niepotrzebny dymorfizm, a więc problemy związane z kwestią dominacji mężczyzn zaczną tracić na znaczeniu. Jedną z cech takiego społeczeństwa będzie łagodnienie obyczajów, bo zmniejszeniu ulegnie samcza agresja. Można także sobie wyobrazić dominację modelu par rodzicielskich złożonych z samych kobiet. Pobranie materiału genetycznego z jaja jednej kobiety i uzupełnienie nim żeńskiej gamety innej kobiety, a potem wszczepienie otrzymanego w ten sposób zarodka do macicy jednej z tych kobiet (lub trzeciej) nie powinno nastręczać większych problemów. Podobne zabiegi z dwoma mężczyznami wymagałyby udostępnienia przez kobietę jej jaja, pozbawionego materiału genetycznego, ale także oferowania macicy i czasu na urodzenie dziecka. Jak widać, bez kobiet ani rusz, natomiast bez mężczyzn świat by się nie zawalił. Reasumując, należy brać pod uwagę możliwość, że kiedyś człowiek stanie się jednopłciowy, i że na placu boju pozostanie płeć żeńska. Wiem, że brzmi to jak herezja, ale jeśli wszystko zrobi się lepiej na szkiełku pod mikroskopem…

A. M.: Naprawdę mało zachęcająca perspektywa! Na razie jednak mężczyźni potrzebują kobiet, a kobiety mężczyzn i mam nadzieję, że twoje proroctwa nigdy się nie ziszczą. Jak będziemy się poznawać i dobierać w normalnym, damsko-męskim społeczeństwie?

A. Z: To, o czym mówiłem, dotyczy odległej przyszłości i rzeczywiście jest hipotetyczne, jest to po prostu pewna opcja, która może się ziścić, ale której dziś nie powinno się traktować ze śmiertelną powagą. W najbliższym czasie nadal będziemy rozmnażać się przez klasyczne krzyżowanie cech osobniczych, bo czerpanie z dostępnego rezerwuaru genów jest najprostsze i najtańsze. Szerzej zostaną wprowadzone różne techniki zapłodnienia i inkubacji zarodka, wszak już teraz się to robi. Jednak zasadniczo zmieni się sposób doboru partnerów z obecnego chaotyczno-przypadkowego na bardziej wspomagany informatycznie, przez sieciowe agencje matrymonialne (link: pobierz bruneta z male expo), gdzie program będzie kojarzył pary według gustów, temperamentów, kompatybilności genetycznej, pożądanych cech potomstwa oraz innych indywidualnych zamówień. Pewności nie będzie, ale można zwiększyć prawdopodobieństwo posiadania np. syna o uzdolnieniach muzycznych i łagodnym usposobieniu, na dodatek abstynenta który nie wyłysieje do sześćdziesiątki. Po dokonaniu wstępnej selekcji należy koniecznie wybrać się na wczasy w celu przetestowania partnerów w realu. Przy doborze cech potomków losowość zostanie w większości przypadków zastąpiona świadomym planowaniem, ale nie zmieni to wiele, bo podstawowy warunek różnorodności pozostanie spełniony (wszak o gusta nie należy się sprzeczać). W sumie tego typu dobór wstępny może jakościowo poprawić (choć niekoniecznie zróżnicować) pulę genetyczną ludzkości i przynajmniej częściowo zastąpi dawniej funkcjonujący dobór naturalny, czyli wczesną śmierć gorzej przystosowanych dzieci. Tak będzie do czasu upowszechnienia modyfikacji genetycznych.

Jeszcze jedna sprawa jest bardzo interesująca. Kiedyś najwięcej dzieci zostawiał najsilniejszy łowca, potem najpotężniejszy lub najbogatszy władca. Badania genetyczne wykazały, że największą liczbę bezpośrednich męskich potomków pozostawił po sobie Dżyngis-chan – dziś żyje ich aż 16 milionów, czyli 10% ludności zamieszkującej tereny, na których panował. W naszych czasach dodatnia relacja między sukcesem odniesionym przez jednostkę a jej dzietnością zanika, a właściwie formuje się zależność odwrotna – ludzie sukcesu są zajęci karierą i nie mają czasu na dzieci. To zły trend, powodujący zanik genów pożądanych ze społecznego punktu widzenia. Ale damy sobie z tym radę – ludzie sukcesu zaczną niebawem sprzedawać swoje najlepsze geny, a więc szybko pojawią się one w potomstwie wielu innych rodzin. Z tego wynika, że nawet ewolucja będzie sterowana ekonomicznie!

A. M.: Wytłumacz to dokładniej, proszę.

A. Z.: W chwili, gdy zaczniemy ingerować w genom, człowiek przejmie rolę natury w procesie mejotycznego tasowania cech. Te karty potasujemy sami, wybierając asy i dżokery, odrzucając blotki – w naszym rozumieniu. A więc, świadomie będziemy wpływali tylko na niewiele typowych cech, funkcjonujących w świadomości społecznej: wygląd zewnętrzny, inteligencja, niektóre talenty, siła fizyczna, charakter, libido, oczywiście długowieczność i odporność na choroby. Wielość innych, ważniejszych ewolucyjnie, jak przebieg szlaków metabolicznych czy indywidualny sposób reagowania na trudne do sklasyfikowania bodźce zewnętrzne i wewnętrzne, pozostanie w domenie doboru losowego. Tak czy inaczej, wszystkie zmiany, niezależnie od sposobu ich wprowadzania, będą „rozliczane” i korygowane w horyzoncie czasowym połowy pokolenia, bo po takim czasie będzie można zaobserwować i ocenić wyniki. Z tego wynika, że ewolucja niesłychanie przyspieszy – przynajmniej tysiąckrotnie, a także diametralnie zmieni się mechanizm jej działania. Klasyczny mechanizm – jak już wspomniałem – polegał na eliminacji gorzej przystosowanych jednostek jeszcze przed osiągnięciem wieku rozrodczego, więc nie mogły one przekazać swoich cech potomstwu. W XV wieku w Anglii umierało 50% dzieci, dziś liczba zgonów zmniejszyła się do 1%, a niebawem spadnie zapewne do promila. Cechy nie będą selekcjonowane przez eksterminację, lecz drogą arbitralnego doboru podczas łączenia się gamet (zapłodnienia), technika tego procesu nie jest jeszcze znana. Ów sposób jest z pewnością bardziej humanitarny niż darwinowski dobór naturalny, nadto prowadzi do dominacji cech pożądanych, nie zaś przypadkowych. Pozostaje pytanie, czy cechy w danym okresie pożądane będą najlepszymi w okresie dłuższym? Niekoniecznie, ale poprawianie będzie równie szybkie jak błądzenie, i to jest dobrą stroną kreowania Homo correctus. Inna korzyść: ewolucji przestanie zależeć na śmierci, która dotychczas była kluczem do doboru naturalnego. To dobry znak dla badań nad długowiecznością.

Jeśli dostatecznie dobrze opanujemy dobór genów według cech, być może uda nam się nawet ocalić popęd płciowy! Mimo że nieprzydatny do prokreacji, mógłby zostać sztucznie zachowany jako cecha pożyteczna przy np. zagospodarowywaniu wolnego czasu, albo jako rodzaj naturalnej używki. A na poważnie: przede wszystkim do podtrzymania tradycyjnych więzi między kobietą i mężczyzną, czyli ze względów społecznych i kulturowych. Dopiero wtedy się okaże, jak ważny jest grzeszny seks!

A. M.: No dobrze, na dziś mam dość seksu. Nasz mózg maleje, w ciągu ostatnich pięćdziesięciu wieków zmniejszył się o 15%. Czy inteligencja człowieka będzie maleć?

A. Z.: Niekoniecznie, bo zasób wiedzy i zbiorowa mądrość ludzkości są efektem kumulacji wiedzy, a ta wzięła się z wynalezienia słowa, a więc z możliwości przekazywania wiedzy potomnym. Ten proces trwa i zdecydowanie dominuje nad ewentualnymi efektami kurczenia się mózgu. Można próbować wyjaśniać, dlaczego nasz mózg maleje. Człowiek pierwotny walczył o przetrwanie, stale groziło mu niebezpieczeństwo, polowania były niebezpieczne, a warunki życia w epoce lodowcowej – bardzo trudne. Mózg musiał odbierać wiele bodźców i natychmiast je przetwarzać, był w ciągłym pogotowiu. W czasach nowożytnych, w obrębie cywilizacji tworzącej państwa mniej lub bardziej opiekuńcze, byt jest coraz łatwiejszy, niebezpieczeństwa zredukowane, obecnie w szerokim zakresie zapewniana jest pomoc medyczna i socjalna. Mózg nie musi się zbytnio wysilać, więc na drodze ewolucyjnej następuje zmniejszanie jego możliwości. Proces ten zatrzyma się zapewne na poziomie intelektu wystarczającym do sprawnego kontaktu z maszyną i osiągniemy stabilizację, jeśli stopień zagrożenia nie wzrośnie, bo tylko trudne warunki życiowe wymuszają zwiększanie inteligencji gatunkowej. Szybki rozwój ludzkiego mózgu zawdzięczamy epoce lodowcowej, natomiast rozkwit późniejszych cywilizacji miał miejsce albo na obszarach pustynnych (np. kultura egipska, sumeryjska), gdzie trzeba było walczyć o wodę, albo na terenach północnych, gdzie warunkiem przetrwania była umiejętność ochrony przed zimnem (czasy nowożytne). Oczywiście surowość klimatu to tylko jeden z wielu czynników, wpływających na cywilizacyjny wzrost.

Gdyby jednak kiedyś nasz gatunek wpadł w tarapaty i mózg zechciałby rosnąć, sprawa nie byłaby prosta. Dwunożność człowieka ogranicza średnicę kanału rodnego kobiety, więc nawet przy obecnych wymiarach głowy noworodka porody są trudne i bolesne. Z tym problemem poradziły sobie w zasadzie również dwunożne kangury: rodzą wcześniaki i pakują je na długo do brzusznego worka, który w pewnym stopniu zastępuje noworodkowi macicę. Wydaje się jednak, że rozrost czaszki nam nie grozi, bo wiedziemy zbyt wygodne życie.

A. M.: Czy w przyszłości kobiety osiągną pozycję społeczną, na jaką zasługują?

A. Z.: Wprowadzenie kryteriów prognostycznych „według zasług” byłoby nieco ryzykowne, więc odpowiem tak: wydaje mi się, że rola kobiet w naszej cywilizacji będzie rosła, i to niezależnie od wyżej wzmiankowanych, czasowo wciąż odległych rewolucji genetycznych. Taki jest trend historyczny, ponieważ zanika zależność pozycji społecznej od siły fizycznej, a filozofia życia staje się coraz bardziej humanistyczna (tak uważam, na przekór mizantropom).

Poza tym wydaje mi się, że nowy rodzaj matriarchatu wprowadziłby do stosunków międzyludzkich i społecznych złagodzenie obyczajów, więcej empatii, może „wyścig szczurów” stałby się wolniejszy, a psychika miałaby szanse nadążyć za technologią. Teraz nie nadążamy intelektualnie: na dobrą sprawę współczesne długo żyjące pokolenia powinny przynajmniej raz, a najlepiej dwa, przekwalifikowywać się zawodowo, do czego mózg nie jest zbyt dobrze przystosowany. Technologia zmienia nasze życie zbyt szybko wobec możliwości biologicznej adaptacji, stąd także inwazja „chorób cywilizacyjnych”. Więc raczej należy zwolnić, niż nadal przyspieszać.

Ze statystyk zawodowej aktywności wynika, że głównym motorem wykładniczego rozwoju technologicznego są mężczyźni. Mózg ma swoją płeć, co brzydszej połowie ludzkości daje odmienne motywacje i predyspozycje, jak skłonność do agresywnego współzawodnictwa, silne dążenia eksploracyjne, a także skutkuje wzmożoną aktywnością prawej półkuli mózgu, czego efektem jest większy udział myślenia abstrakcyjnego, a więc „bujania w obłokach”. Rosnąca rola kobiet może więc przyczynowo wynikać z samoregulacyjnych procesów utrzymujących równowagę cywilizacyjną, a tylko objawowo z poprawności politycznej. Wierzę, że takie równowagujące zjawiska mają miejsce i że częściej niż przypuszczamy korygują kurs rozwoju naszego gatunku.

Co do obyczajów, to powiem tak: mam nadzieję, że będą one łagodniejsze, choć nie potrafię pozbyć się cienia wątpliwości. Albowiem nie tylko mężczyźni wykazują determinację w dążeniu do celu i nie tylko mężczyźni mogą pobłądzić. Cele bywają rozmaite.

A. M.: Uznajmy więc, że celem będzie miłość. Czy kobiecie uda się nauczyć mężczyznę miłości?

A. Z.: Gdyby tego rodzaju pytania kiedyś straciły na aktualności, określenie „miłość” należałoby umieścić w słowniku archaizmów.

 

*




Pobierz tekst:
Strony: 1 2 3 4

Mogą Cię zainteresować

Andrzej Zimniak „Gawędy fandomowe” cz. 5 – Jak Pyrkon ocalił mi życie
Felietony Andrzej Zimniak - 24 lipca 2023

Pod koniec któregoś z Pyrkonów wpadłem tuż przed wyjazdem do siedziby konwentu,…

Mapa matematyki (współczesnej)
Para-Nauka Q - 15 marca 2023

Tak się jakoś składa, że jeśli jesteście miłośnikami fantastyki (zwłaszcza SF, ale…

Wojtek Sedeńko „Pejzaż z gwiazdami”
Fantastyka Wojtek Sedeńko - 28 grudnia 2017

Wojtek Sedeńko na blogu poinformował o planie wydania swojej publicystyki w formie…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit