Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Dywagacje o nauce – wywiady z Andrzejem Zimniakiem (4)

Pyta Zuzanna Pająk:

 

Z. P.: Jaka jest pańska definicja rzeczywistości wirtualnej?

A. Z.: To świat wyimaginowany, wylęgły tylko w wyobraźni, choć będący odbiciem realnej rzeczywistości. Według takiej definicji dziś do VR należałoby zaliczyć nie tylko światy wygenerowane w naszej wyobraźni przez programy komputerowe, lecz także wszelkie wyobrażenia, marzenia senne, majaki i halucynacje, jak również seanse filmowe czy światy fikcji literackiej. Dodatkowy wymóg interaktywności, czyli wpływu woli uczestnika na przebieg wydarzeń, prowadzi do lemowskich stanów fantomatycznych, czyli życia w świecie sztucznie wytworzonym wokół nas, a raczej bezpośrednio w naszych umysłach. Przy wysokim poziomie dostępu, a więc dużych możliwościach wpływania na kształt otocznia, oraz przy odpowiednio silnym natężeniu bodźców, taki świat mógłby stać się rajem, albo – piekłem.

Z. P.: Jaka jest relacja tego poziomu rzeczywistości z rzeczywistością „obiektywną”, niewirtualną?

A. Z.: W dzisiejszych czasach świat VR jest rozłączny wobec rzeczywistości, co oznacza, że łączność jest tylko pośrednia, poprzez wpływ na umysł podróżnika. Senne marzenia w chwili ich trwania w żadnym stopniu nie wpływają na otoczenie śpiącego, i vice versa. Chociaż czasami coś może zakłócić sen, np. ostre dźwięki, które bywają przekładane na oniryczne obrazy. Analogicznie, zakłócenia w aparaturze generującej VR mogą zaburzyć doznawane wrażenia. Podobnie, gdyby kiedyś – tu wchodzimy w sferę śmiałych założeń – jakieś wirtualne życie rozwinęło się w sieci internetowej, awaria sieci mogłaby stanowić apokalipsę dla jej mieszkańców.

Potoczne sformułowanie „wirtualny pieniądz” nie ma więc sensu, bo ów pieniądz ma realną siłę nabywczą i naprawdę istnieje, choć nie jako brzęczące monety, lecz w postaci magnetycznego zapisu. Podobnie jest z rejestrem długów czy wierzytelności, których wszak nikt nie uważa za wirtualne.

Z. P.: Jakie mogą być konsekwencje współistnienia dwóch poziomów realności?

A. Z.: To jest ciekawy problem. Należy oddzielnie antycypować wydarzenia z bliskiej przyszłości, które już omówiłem, oraz te z odległych czasów. Kiedyś, być może – mamy kolejne założenie o zmniejszonym prawdopodobieństwie – możliwe stanie się odwzorowanie ludzkiego umysłu w pamięci maszyny, czyli coś, co moglibyśmy dziś porównać z wgraniem inteligentnego programu na twardy dysk. Taki program żyłby sobie w wirtualnej rzeczywistości owego dysku, który stwarzałby mu pełną symulację świata, ale mógłby także „wyglądać” na zewnątrz, używając odpowiedniego interfejsu, i badać otoczenie. Dobry (albo zbyt dobry) program nie pozwoli na rozróżnienie między obydwoma światami. Kto wie, może obecnie cały kosmos jest zimny, nieprzyjazny i pusty, a Ziemia ze swoją ciepłą otuliną atmosfery, niebieskimi oceanami i życiem organicznym jest jedynie wirtualnym istnieniem, zamkniętym w jakimś obwodzie na pustynnej i nagiej Trzeciej Planecie? Przy takim założeniu nasze ziemskie życie jest w pełni wirtualne, a patrząc w nocne pogodne niebo wyglądamy przez jakiś interfejs na zewnątrz, a nawet robimy kosmiczne wycieczki – w świat rzeczywisty, do zimnego, nieprzyjaznego realu. Warto podkreślić, że w takim układzie aktualne pozostanie pytanie, kto stworzył ów obwód generujący wirtualny świat, kto zaprogramował ziemską biosferę, i na czyje podobieństwo zaplanował człowieka. Może na swoje?

Z. P.: W opowiadaniu „Na końcu będzie słowo” przedstawia Pan obraz przestrzeni numerycznej jako przestrzeni życiowej, która zastępuje przestrzeń geograficzną, na łonie której życie radzi sobie równie dobrze jak w tej, w której przyszło nam żyć naprawdę. Czy rzeczywistość niematerialna jest przyszłością ludzkości i przyjdzie nam żyć pod postacią impulsów elektrycznych?

A. Z.: Kto wie, czy tak się nie stanie, chociaż osobiście nie wierzę, że wszyscy i na stałe pogrążymy się w wirtualu. Bardziej prawdopodobna wydaje mi się sytuacja, że ludzie przed śmiercią będą mogli skopiować swoje przybliżone wersje do komputerów i tam „żyć” w lepszym lub gorszym substytucie świata, który zapamiętali. Być może, że te wirtualne osobowości początkowo będą zdawały sobie sprawę ze swojego statusu, lecz potem uwierzą w otaczający ich niepowtarzalny świat. Przez specjalny interfejs będą kontaktować się z bliskimi, i będzie to łączność obustronna. Może kiedyś w ten sposób uda nam się porozmawiać z cyfrowymi duchami swoich przodków, które odtworzymy z okruchów pamięci i pozostawionych pamiątek? Doskonałość aparatury i programów oraz liczba wprowadzonych danych będzie wyznaczała stopień wiarygodności i duchów, i kontaktów. I zasadnicza sprawa – na jakim poziomie złożoności – i czy w ogóle – byty wirtualne zyskają świadomość istnienia?

Z. P.: Czy zaistnienie rzeczywistości wirtualnej pozwala na zrealizowanie odwiecznych marzeń o utopii i krainie wiecznej szczęśliwości, gdzie nie krępują nas już prawa fizyczne, nasze ciało się nie starzeje, możemy kształtować siebie i przestrzeń, w której żyjemy wedle własnych potrzeb?

A. Z.: Tak, przewiduję właśnie taki kierunek rozwoju tej technologii. Niestety, będzie to świat zamknięty, coś jak wąż połykający własny ogon. Chyba że twórczy program będzie generował zmiany, wprowadzając nowe jakości, a te zaczerpnie z zewnątrz, z realu. Inna rzecz: symulacja musi być naprawdę doskonała, bo taki świat potrzebuje miłości, tradycji, więzi rodzinnych i przyjacielskich, a także bólu i śmierci – oczywiście jeśli zechcemy przenieść tam naszą kulturę i mentalność. Bez tego wszystkiego stanie się namiastką, obszarem bezkarnego spełniana podpowiedzi najgorszych instynktów, wylęgarnią psychopatów.

Z. P.: Czy nauka i technologia mogą rzeczywiście przybliżyć nas do prawdziwej wiedzy o świecie, tak jak dzieje się to w Pańskim opowiadaniu „Rozpakuj ten świat, Evitt”, zamiast przysłaniać nam jego obraz przytłaczającą ilością informacji?

A. Z.: Oczywiście! Jestem wyznawcą nauki i uważam, że stale przybliża nam obraz świata. Naukę często wini się za ludzkie wady, jak głupota czy agresja, albo zarzuca się jej, że nie spełniła marzenia o wiecznej szczęśliwości. To nieporozumienie, bo nauka przywdziewa znacznie skromniejsze szaty. Nauka jest jedynie sposobem obserwacji świata, weryfikowalnym i pozwalającym na wyciąganie wniosków, kierunkujących dalsze obserwacje. Tylko tyle! Zastosowanie, wartościowanie, poszukiwanie sensu i celu oraz indywidualne poczucie szczęścia to sprawy niesłychanie ważne, ale do nich nauka nie rości sobie pretensji.

Z. P.: A życie? To, że jest wartością samą w sobie, jest prawdą dość powszechną, lecz czy jest również jakością samą w sobie, formą niezależną od postaci, pod którą się ukrywa?

A. Z.: W badaniu życia dotychczas nie udało się oddzielić treści od postaci. Samo życie – jeśli zastanowić się na tym fenomenem w aspekcie kosmosu, gwiazd i planet, na których chaotycznie przebiegają procesy geologiczne, czyli w kontekście świata, jaki odpowiada naszej obecnej wiedzy – jest czymś niesłychanym, wyjątkowym, jakimś – chciałoby się rzec – wybrykiem natury. Gdy rozszerzymy swoją wiedzę na wszechświat dowiemy się, czy jest regułą czy wyjątkiem, czy jego siłą sprawczą są immanentne cechy materii, czy w jego zaistnieniu jest celowość, czy może stanowi istotne ogniwo w ewolucji wszechświata. Paradoksalnie, nawet nie rozumiejąc tego zjawiska, być może przeniesiemy je kiedyś na inny poziom istnienia, na którym istota życia uniezależni się od materialnego nośnika. A może jest to jedyna spośród możliwych dróg, która nie skończy się ślepo? Niektóre z tych problemów badam w opowiadaniu „Na końcu będzie słowo”.

Z. P.: Czy uważa Pan, że działania człowieka w ramach cywilizacji są nienaturalne, a więc naganne?

A. Z.: Wprost przeciwnie – uważam, że człowiek jest pełnoprawnym mieszkańcem Ziemi i wszechświata i wszelkie jego poczynania klasyfikuję jako naturalne. Czy sensowne, to zupełnie inne pytanie, ale odpowiem na nie z marszu: ludzie potrafią naprawiać swoje błędy. Uważam ponadto, że pochwała człowieka i jego dokonań jest w swojej istocie głęboko humanistyczna. Może, zmieniając świat, nawet na nasz czasem kontrowersyjny sposób, dokonujemy czegoś naprawdę ważnego i celowego, z czego – przynajmniej na razie – nie zdajemy sobie sprawy?

 

 




Pobierz tekst:
Strony: 1 2 3 4

Mogą Cię zainteresować

Andrzej Zimniak „Zarazy i epidemie”
Para-Nauka Andrzej Zimniak - 18 marca 2020

Drodzy Czytelnicy! W dobie, kiedy wszyscy staliśmy się specjalistami w sprawie epidemii,…

Andrzej Zimniak „Gawędy fandomowe” cz. 2
Felietony Andrzej Zimniak - 3 lipca 2023

Zabrałem się za pisanie między innymi cyklu tekstów „Gawędy fandomowe”. Dlaczego fandom?…

Andrzej Zimniak „Kosmos – druga odsłona”
Felietony Andrzej Zimniak - 18 lipca 2014

Pierwsi w kosmosie byli Rosjanie – 12 kwietnia 1961 roku Jurij Gagarin okrążył…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit