Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Dywagacje o nauce – wywiady z Andrzejem Zimniakiem (2)

Pyta Karolina Gwarek:

 

K. G.: Co sądzi Pan (jako naukowiec – chemik) o roli chemii w dzisiejszym świecie, a także w przyszłości, za 100-200 lat?

A. Z.: Chemia jest jednym z filarów cywilizacji technologicznej, a bez technologii nie potrafimy już żyć. Chemia jest wszędzie: to leki, kosmetyki, środki higieny, tworzywa sztuczne, dodatki do żywności. Obecne trendy w badaniach chemicznych to aplikacyjność i biospecjalizacja. Prace obejmują niemal wyłącznie tematy dobrze rokujące w zakresie praktycznych zastosowań, zaś najlepiej wzorować się na procesach zachodzących w żywych organizmach. Ma to swoje uzasadnienie, ponieważ reakcje biochemiczne przebiegają w stosunkowo niskiej temperaturze, w wodnym środowisku i z dobrą wydajnością, nadto selektywnie i czysto. Przemysł chemiczny też ma być taki – wytwarzający mało odpadów i utylizujący je w obiegach zamkniętych. To oczywiście ideał, ale ku niemu dążymy i mamy niezłe wyniki.

K. G.: Jaka jest sytuacja chemii w Polsce? Czy mamy obecnie wybitnych chemików i ważne odkrycia w tej dziedzinie?

A. Z.: Oczywiście mamy, ale nie wymienię nikogo, bo inni poczują się urażeni. Sytuacja jest taka, jak w całej nauce – zależna od stale malejącego finansowania. Najlepiej mają się matematycy, bo im potrzeba tylko biblioteki, kartki, ołówka i dostępu do sieci, czasem do centrum obliczeniowego. Chemicy mają zdecydowanie gorzej, bo muszą mieć wyposażone laboratorium i nowoczesną aparaturą analityczną, a to kosztuje spore pieniądze.

K. G.: Co sądzi Pan o totalnej chemizacji naszego życia (chodzi np. o sztuczne związki, dodawane do żywności)? Czy nie uważa Pan, że wiele chorób powstaje z tego powodu?

A. Z.: Nie należy demonizować. W odpowiedzi na tego rodzaju pytania zwykle odwołuję się do stale wzrastającej długości życia, a także coraz wyższego jego poziomu – wszak krócej pracujemy w ciągu dnia, nie wykonujemy ciężkich prac fizycznych, zagrożeń jest mniej, nawet nie trujemy się jak niegdyś. Dawniej np. powszechne były zakażenia pokarmowe, dziś mamy w wodzie chlor. Coś za coś, ale całościowy bilans – jak wynika choćby z przeciętnej długości życia – jest dodatni. Oczywiście lepiej stosować mniej konserwantów, ale z drugiej strony nie można dopuścić do sytuacji, by ich miejsce znów zajęły pleśnie i zarazki. Za chemizację środowiska płacimy m. in. wzmożoną zachorowalnością na alergie, lecz należy także podkreślić, że równolegle rośnie wykrywalność schorzeń. Znajomy lekarz twierdzi, że niedługo nie będzie już zdrowych ludzi… Natomiast ogólna zwiększona zachorowalność wynika wprost z przedłużania życia. W podeszłym wieku podatność na choroby znacząco wzrasta lub dopiero pojawia się.

K. G.: W czym upatruje Pan ratunek przed nowotworami: w chemii czy w genetyce? Czy Pana opinia odnosi się również do innych chorób, trapiących ludzkość?

A. Z.: Na razie prym wiedzie chemia, choć w przypadku nowotworów wciąż najodpowiedniejsza wydaje się „maść żelazna”. W zwalczaniu chorób o etiologii bakteryjnej liderem pozostają antybiotyki – mocno krytykowane, ale wciąż niezastąpione. Przedwczesny odwrót od antybiotyków spowodował niedostateczną podaż nowych specyfików, na które bakterie nie wykazywałyby oporności. Takie jest moje zdanie – część środowiska związanego z farmacją go nie podziela. Sądzę jednak, że w przyszłości podstawową metodą staną się terapie genetyczne – na tym poziomie będzie można trwale modyfikować wrodzoną podatność na poszczególne schorzenia. Oczywiście choroby nie zostaną całkowicie wyeliminowane, ani zarazki nie będą wytępione, to jest niemożliwe. W jednym miejscu ujmiemy, a w innym dodamy, stwarzając nowy stan równowagi, który przecież nigdy nie będzie idealny.

K. G.: Czy przy pomocy chemii można wyjaśnić świat i człowieka?

A. Z.: Tak mi się wydawało, jak kiedyś wybierałem kierunek studiów, lecz teraz mam wrażenie, że jestem dalej od celu niż wówczas. W nauce uzyskanie jednej odpowiedzi generuje dziesięć nowych pytań i z tym trzeba się pogodzić. Tym niemniej cząstkowe procesy wokół siebie rozumiemy lepiej niż niegdyś w tym znaczeniu, że potrafimy je zgodnie z zasadą indukcji przewidywać i – częściowo – wykorzystywać lub naśladować po zmodyfikowaniu. To dużo, to tak dużo, że byliśmy w stanie zbudować cywilizację technologiczną.

 

*

 

Pyta Barbara Kruszy:

 

B. K.: Które ze zdobyczy inżynierii genetycznej mają największe szanse na zastosowanie praktyczne? Na jak dużą skalę?

A. Z.: Tego rodzaju detaliczne przewidywania mają to do siebie, że z reguły się nie sprawdzają. Uogólniając, rokuję dalszy szybki rozwój technik transgenicznych w rolnictwie i hodowli, gdzie zmodyfikowane odmiany w znacznym stopniu wyeliminują pestycydy, herbicydy, nawożenie azotowe, a także wiele terapii weterynaryjnych. Nowe odmiany dadzą wyższe plony, a także zostaną wprowadzone do innych nisz ekologicznych, np. klimatycznych. Do medycyny genetyka wkracza wolniej, bo ludzie się boją, i mają rację. Na tym polu najbliższe czasowo zastosowania to szczepionki, ekspertyzy kryminalistyczne, diagnostyka chorób, stymulacja regeneracji organów lub ich indywidualne klonowanie na zamówienie, przewidywanie predyspozycji i profilu psychicznego.

B. K.: Kiedy to nastąpi – za kilka, kilkanaście, może kilkadziesiąt lat?

A. Z.: To już się dzieje. W Stanach chyba połowa produktów rolniczych ma jakieś obce geny. Co do prognoz czasowych, to nowe wynalazki mogą sprawy gwałtownie przyspieszyć lub równie ostro przyhamować, albo skierować nasze zainteresowania gdzie indziej. A więc pytania o terminy, jak sądzę, w tej dziedzinie nie mają racji bytu.

B. K.: Jakie będą problemy techniczne?

A. Z.: Jak uczy historia, problemy techniczne (nie mylić z koncepcyjnymi!) zawsze udawało się rozwiązać. A jakie te problemy będą, to zależy od jutrzejszych odkryć.

B. K.: Jakie będą problemy etyczne?

A. Z.: Bardzo poważne. Ludzkość stoi przed ogromnymi zmianami cywilizacyjnymi, a nowa rzeczywistość będzie wymagała nowych kodeksów etycznych, moralnych i prawnych. Wraca czkawką stary problem: mentalność nie nadąża za rozwojem, a to rodzi stresy i konflikty. Nie ma jednak innego wyjścia niż przepłynąć przez już widoczne, zbliżające się katarakty.

B. K.: Co sądzisz o próbach wprowadzania genów do gamet ludzkich?

A. Z.: Ktoś pierwszy w końcu to zrobi, ale czy zastosowania będą masowe, czy elitarne, naprawdę trudno prorokować. Dziedziczne „uszlachetnienia” będą dotyczyły następnego pokolenia, więc nie widzę możliwości autodoskonalenia na bieżąco, przynajmniej nie tą techniką. Mnie wciąż fascynuje tworzenie człowieka o zaprogramowanych, z góry przewidzianych cechach (oczywiście z pewnym prawdopodobieństwem), czyli konstruowanego w wyniku kontrolowanego tasowania genów. Taki „składak” mógłby mieć np. 12 genetycznych ojców i 18 matek, w tym tylko jedną biologiczną. Od każdego z tych rodziców weźmie się odpowiedni gen i wstawi na poczesne miejsce – podobną koncepcję i jej implikacje rozważam w mikropowieści „Homo determinatus”, która chyba należy już do klasyki. Swoją drogą ciekawe, jaką cenę rynkową osiągnie gen długowieczności? Ceny genów o unikatowych cechach mogą okazać się poważniejszą przeszkodą od rozterek moralnych.

B. K.: Jakie mogą być skutki modyfikacji genetycznej gamet ssaków?

A. Z.: Dziedziczna, a więc trwała zmiana fenotypu u zwierząt hodowlanych. To już się robi od tysięcy lat, tylko powoli, metodą selekcji naturalnej, więc nie widzę problemu. Jak coś nie wyjdzie, wyhamuje się rozród danej linii.

B. K.: W jaki sposób należy chronić zdobycze inżynierii genetycznej przed niewłaściwym/ nierozważnym ich stosowaniem?

A. Z.: „Zdobyczy” się nie uchroni, zawsze ktoś gdzieś je zastosuje, bo naukowcom nie można skutecznie zakazać publikowania wyników, a techniki wprowadzania modyfikacji genetycznych są stosunkowo proste i nie wymagają bardzo drogiego sprzętu. Ogólnie problem polega na tym, że prace można prowadzić w dobrze wyposażonej piwnicy, więc kontrola nad nimi jest żadna. Rząd może wstrzymać budowę cyklotronu czy fabryki chemicznej, ale przecież nie zajrzy do każdego mieszkania.

B. K.: Czy rozwój inżynierii genetycznej niesie ze sobą więcej nadziei czy zagrożeń?

A. Z.: Powiem tak: ten rozwój jest podobnie nieuchronny jak ruch Ziemi wokół Słońca. Optymiści pozostaną przy nadziei, a pesymiści sami będą sobie winni.

B. K.: Czy i ewentualnie jaki wpływ na przemiany ewolucyjne będzie mieć rozwój inżynierii genetycznej?

A. Z.: To poważna sprawa na całe tysiąclecia. Odsyłam do lektury wywiadu ze specjalistą, dr. Ryszkiewiczem, który został zamieszczony w książce „Inżynieria genetyczna – u progu nowej ery”, CUN PAN, Warszawa 2000, pod moją redakcją. W tym miejscu dodam, że człowiek już od dawna jest „gatunkiem udomowionym”, czyli tylko w niewielkim stopniu zależnym od zamian środowiska i biocenozy (może wyjąwszy wpływ drobnoustrojów). Planowanie cech biologicznych może zmienić parametry naszej podróży przez świat, np. zamiast dryfować zaczniemy wiosłować. Nie wiemy jednak, czy nie stanowimy gatunku wyposażonego w cechy najodpowiedniejsze do dryfowania, a także nie znamy zbyt dobrze kierunku, w którym warto by było wiosłować. Mimo wszystko jestem przekonany, że prędzej czy później zaczniemy sterować własną ewolucją. Myślę nawet, że to będzie konieczne.

B. K.: Czy stosowanie technik inżynierii genetycznej wpłynie na pule genowe organizmów?

A. Z: Oczywiście, dla roślin uprawnych i zwierząt hodowlanych tym sposobem zmiany mogą być realizowane znacznie szybciej niż w dotychczasowym procesie naturalnego krzyżowania. U człowieka problem wystąpi w bardziej odległej przyszłości, a to ze względu na społeczne opory, czyli wrodzoną ostrożność – wszak nie każdy będzie chciał sztucznie doskonalić swoich potomków, chociażby ze względu na koszty. Wciąż najtańszy pozostanie naturalny sposób prokreacji. Jednak nie należy tracić tego problemu z oczu, bo unifikacja genetyczna gatunku może stać się dla niego śmiertelną pułapką. Np. wirulentny zarazek mógłby wtedy zabić wszystkich w jednej pandemii. Ogólnie mówiąc, różnorodność i plastyczność genetyczna jest koniecznym sposobem na przetrwanie.

B. K.: Jakie możliwości daje odczytanie i poznanie genomu człowieka?

A. Z.: Na obecnym etapie możemy statystycznie określać niektóre szkodliwe kombinacje genowe. Aby posunąć się dalej, musimy zrozumieć działanie układów wielu genów i ich kaskad, rolę białek regulacyjnych, a także fenomen różnicowania się komórek zarodka w organy. Coraz więcej wiemy o funkcjach niekodujących odcinków chromosomów, ale to dopiero początek rewelacji w tej dziedzinie. Najprostszym sposobem badania zależności genotyp – fenotyp jest metoda Monte Carlo, a więc statystyczne określanie korelacji między budową genu a jego funkcją. To jest pierwszy etap tworzenia Homo correctus. Tylko nie pytaj, jaki będzie ten człowiek przyszłości.

B. K.: Ile czasu zabierze naukowcom wyjaśnienie mechanizmów ekspresji genów człowieka?

A. Z.: Jeśli chodzi o daty, to – jak już wspomniałem – nie podejmuję się żadnych prognoz.

 

*




Pobierz tekst:
Strony: 1 2 3 4

Mogą Cię zainteresować

Andrzej Zimniak „Mysi raj doktora Calhouna”
Para-Nauka Andrzej Zimniak - 20 października 2023

John B. Calhoun, etolog z Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego w USA, przeprowadził…

Red-Akcje 19.04.2017
451 Fahrenheita Adam Cebula - 19 kwietnia 2017

Podobno szczęście ludzkie bierze się stąd, że umiemy czerpać czystą radość z otaczającego nas…

Andrzej Zimniak „Refleksje na marginesach cz. 1: Wygadana noblistka od mRNA”
Para-Nauka Andrzej Zimniak - 31 października 2023

Po zakończeniu cyklu „Gawęd” przyszła pora na „Refleksje na marginesach”, które planuję…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit