Fahrenheit XLVIII - październik-listopad 2oo5
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<<<strona 22>>>

My own private

Co wynika z odtwarzacza

 

 

Jestem szczęśliwym posiadaczem video marki Sony. Zbyt wiele o nim nie wiem. Kilka raptem informacji na krzyż. Że zastąpiło inny odtwarzacz marki Sanyo kilkanaście lat temu, że działa, że w środku ma głowicę, za pomocą której odtwarza zapis magnetyczny z kaset. Wiem też, że używa się go często. Jakoś w ogólnej bieganinie nie ma człowiek nigdy dość czasu, by zapoznać się z filmami Felliniego i Kieślowskiego lub urządzić sobie przegląd wszystkich zarchiwizowanych na kasetach odcinków Opowieści z Krypty. Pół biedy, jeśli idzie o dwóch pierwszych, lecz brak kontaktu z gospodarzem Krypty odbija się na mojej samoświadomości negatywnie. Ot, choćby ostatnio udałem się na spotkanie towarzyskie, gdzie rozmawiałem z ludźmi, i już trzeci dzień mija, a mnie bez przerwy przeszywa okrutny dreszcz obrzydzenia do samego siebie. Bez ustanku. Dość jednak o wszeteczeństwach, skierujmy myśli na tematykę bardziej człowieczą – porozmawiajmy o horrorach.

Cóż więc dało nam, Godzien Wszelakiego Szacunku Czytelniku, zagajenie w temacie video? Czy myśl o odtwarzaczu wygaśnie, płaczliwie szemrząc orzeczeniem? Nie! Bowiem mogę, Czytelniku, przekazać Ci jeszcze informację, iż wykorzystałem ostatnio wspomniane video marki Sony, by nagrać sobie arcydzieło kinematografii, noszące tytuł Narzeczona laleczki Chucky. Co więcej, film ów obejrzałem, a działalność owa, choć pierwotnie zdawać się mogła jałową – dała jednak efekt w postaci ciągu skojarzeń. Tenże strumień świadomości, przeszywając tak zwaną „epokę video”, pewien felieton przeczytany w Internecie we wrześniu bieżącego roku, oraz kilka filmowych horrorów, ze szczególnym uwzględnieniem dzieł grupy TROMA, teraz padnie cieniem ponurym na stronice wirtualnego pisma śmiesząc, tumaniąc, jak również strasząc (jeśli Czytelnik okaże się dość wrażliwy, w każdym razie reklamacji nie uwzględniam).

Okladka

Narzeczona laleczki Chucky pojawiła się na ekranach w roku 1998, jakby dokładnie w ramach celebrowania dziesiątej rocznicy powstania pierwszej Laleczki Chucky (w oryginale Child’s Play, USA 1988). Jest to czwarta część niezwykle popularnego za oceanem horroru, opowiadającego o zabójcy Charlesie Lee Rayu, który pośmiertnie, wykorzystując wrednie magię voodoo, opanował gadającą lalkę. Oczywiście od chwili opanowania, nieszczęsna zabawka nie tylko mówi, lecz także zabija, uprawia seks (co możemy obejrzeć we wzmiankowanej Narzeczonej...), jak również usiłuje komentować rzeczywistość (nieudolnie), czy nawet pożal się Boże, postmodernistycznie mrugać okiem. Ostatnia, jak na razie, piąta część przygód Chuckyego, nawiedziła amerykańskie kina i polskie wypożyczalnie video i DVD w 2004 roku (Laleczka Chucky: Następne pokolenie, a w oryginale Seed of Chucky). I nikt nie ma wątpliwości, że prędzej czy później pojawią się kolejne części opowiastki o zabójczej lalce. A nawet o zabójczych lalkach, bo pojawienie się Tiffany zaowocowało zaznaczonymi już powyżej czynnościami rozrodczymi, te zaś przyniosły trzecią morderczą lalkę. Jednym słowem, Don Mancini napisze jeszcze niejeden scenariusz1 do kolejnych części swego sztandarowego cyklu, a spragnieni krwi widzowie długo jeszcze będą cieszyć oczy wybitnie (jak na kinowy horror) zabawną serią filmów. Każda kolejna część Laleczki... zdaje się być zabawniejsza, i choć wartości humorystyczne w części drugiej i trzeciej były, jak się zdaje, niezamierzone, to zdaje mi się, że na spotkaniu towarzyskim atmosferę prędzej rozluźnić może Narzeczona laleczki Chucky, niż na przykład Ciało, czy inna tak zwana „polska komedia”. Zapomnijmy jednak o tym co smutne, ponure i żałosne (czyli o polskich komediach), a zajmijmy się tym co równie ponure, lecz dużo mi bliższe. Okazuje się bowiem, że nie jestem jedynym nieszczęśnikiem, który publikuje w Internecie, za nic mając sławę, pieniądze, piękne kobiety i smaczne obiady. Wraz ze mną cierpi, co obejrzeć można na stronach portalu o2.pl, Wojciech Zembaty. Nieszczęśnik ów, niech mu ziemia lekką będzie, zdecydował się napisać kilka słów o przemocy. Zapewne czuł się podobnie jak ja, i nad nim także stał niebezpieczny redaktor pokroju pilnującej mnie niezwykle wydajnie Rednaczy Dominiki (którą pragnę z tego miejsca gorąco pozdrowić – wiem że ma w domu kasety video z wielką ilością odcinków serialu MASH, więc wolę zachować z nią dobre stosunki). W każdym razie napisał on o przemocy, mylnie określił Konrada Lorenza mianem etiologa (jest on etologiem), a przy okazji wspomniał o muzyku rockowym noszącym pseudonim Rob Zombie. Zdaję sobie sprawę, Szanowny Czytelniku, z tego, że zagubiony czujesz się zapewne w meandrach tego tekstu. Pozwól mi jednak uświadomić Ci, że wspomniany Rob Zombie nagrał piosenkę, którą można usłyszeć na początku Narzeczonej laleczki Chucky. Sam utwór nie zostaje w pamięci na długo i daleko mu do skoczności co bardziej znanych dokonań muzycznych Mandaryny, lecz stał się on dla mnie pewną szeroko rozumianą Podstawą, na której oparłem Skojarzenie. Jest ono następujące – skoro do filmu, o którym mówimy muzykę nagrał „artysta” kontrowersyjny (a przynajmniej tak opisywany przed Wojciecha Zembatego), to i sam film może mieć coś wspólnego z  prawem do nieskrępowanej ekspresji, Okladka o które miałby ów muzyk według Wojciecha Zembatego, we własnym wyobrażeniu przynajmniej, walczyć. Przełknąłem przeto ślinę, gdy włożyłem zagraną filmem kasetę video do odtwarzacza i wyczytałem z ekranu, że muzykę napisał Rob Zombie. W dodatku moja ciężka, niezbyt sprawnie pracująca głowa momentalnie połączyła nazwisko muzyka z nazwiskiem internetowego publicysty, a treść filmu, z konieczności wybita na wyższy poziom zawartością wspomnianego felietonu, stała się dla mnie nagle niezwykle istotna. Bowiem jeśli Rob Zombie, a wraz z nim Don Mancini i Ronny Yu2 walczą o wolność wypowiedzi, to ich film niewątpliwie zawierał będzie coś szczególnego, co mnie samemu pozwoli pojąć granice ludzkiej wolności, a także niebagatelnie poszerzy moje pojmowanie świata. Przeto schwyciwszy w umęczone dłonie pilota od telewizora (potrzebny był mi do zachowania kontroli nad poziomem hałasu wydobywającego się z głośników), zamarłem na kanapie na całe dziewięćdziesiąt minut. Cóż zobaczyłem? Nic górnolotnego, mimo podsyconych przez Wojciecha Zembatego oczekiwań. Jest sporo krwi, dużo dziwnych zachowań, wiele elementów komediowych, do tego zaś obraz usiany jest odniesieniami klasyki horroru amerykańskiego. Zobaczymy tam maskę Jasona Voorheesa (Piątek 13-go), piłę łańcuchową Leatherface’a (Teksańska masakra piłą mechaniczną), maskę Michaela Mayersa (Halloween), rękawicę Freddiego Kruegera (Koszmar z ulicy Wiązów), oraz ponabijaną gwoździami twarz, niezwykle przypominającą mordę Pinheada (Hellraiser). Do tego inne odniesienia (Tiffany ogląda w wannie „Narzeczoną Frankensteina”, nakręcony w 1935 roku klasyk Universalu z Borisem Karloffem) do rozmaitych horrorów, pozwalają łatwo zorientować się, że jest to dzieło „postmodernistyczne”, czyli żywiące się sobą w barokowy i koszmarny, lecz niezwykle atrakcyjny dla odrobinę choćby inteligentnego odbiorcy, sposób. Gdzież moje marzenie o Przełomie? Jak ugasić niepotrzebnie rozpalone oczekiwania. Chciałem, by oto na moich oczach upadał stary porządek. Przygotowałem się na szok, związany nieuchronnie z przekraczaniem kolejnych sfer tabu. A tymczasem dostałem zwykły film! Wiele już takich filmów mogłem obejrzeć z kaset. Wiele z nich było dużo bardziej kontrowersyjnymi. Wiele wreszcie było w nadzwyczaj prosty sposób – dużo dziwniejszymi3 niż Narzeczona laleczki Chucky filmami. Taśma video przyniosła mi przecież swego czasu przebogaty zestaw filmów wytwórni TROMA, które mimo iż wielokrotnie gorsze od Narzeczonej..., dały mi jednak niesamowite pojęcia o tym co jest obrzydliwe (znany film Bloodsucking freaks, rozprowadzany też pod tytułami The incredible torture show, oraz House of 1000 screaming virgins), co po prostu żałosne (A Nymphoid barbarian in dinosaur Hell4), czy po prostu nudne i w złym guście (Maniac nurses find ecstasy). Ostatnie z wymienionych dzieł Andrzej Pilipiuk określił uroczo mianem „pornosa tekstylnego”. Skąd więc nagle uznanie przezabawnego skądinąd filmu za ważny przełom w dziedzinie estetyki na świecie? Czy jestem jedynym, który mógł aż tak nadinterpretować felieton opublikowany na stronie o2.pl? Nie wiem. Pewne zdaje mi się, że obejrzenie kolejno po sobie wszystkich pięciu filmów o Chuckym nie zmieniłoby w niczym ani mojego widzenia świata, nie mówiąc już o podejściu do ludzi czy do lalek. Innymi słowy – skoro skomercjalizowana do granic możliwości maszyna zwana dalej Hollywood nauczyła się przekraczać granice dobrego smaku przy wykorzystaniu twórczości skrajnie wywrotowych – zdaniem Wojciecha Zembatego – artystów w sposób tak delikatny, że niemal niezauważalny, to co może wywrzeć jakikolwiek wpływ na współczesnego widza?

Okladka

Nie znam odpowiedzi na to pytanie, Drogi Czytelniku. Wiem, że na pewno można poświęcać czas na coś ciekawszego niż pisanie felietonu tylko po to, by opublikowano go na jakiejś stronie internetowej. Skoro jednak ja skończyłem pisać, Ty zaś, Czytelniku, zasiadłeś do lektury – w takim razie pozostaje mi życzyć Ci wszystkiego najlepszego. Niechaj dobry Bóg wyprostuje nam sny.

 

 

_________________


1 Don Mancini jest autorem scenariuszy wszystkich pięciu części Laleczki Chucky, a także autorem kilku Opowieści z Krypty oraz historii o Mieszkańcu podziemi (Cellar Dweller, 1988).

2 Reżyser Narzeczonej laleczki Chucky i wielu innych filmów, jak również scenarzysta, producent i aktor, pochodzący z Hong-Kongu. Zawdzięczamy mu między innymi przezabawny film Jason vs. Freddy, o którym pisałem już na łamach Fahrenheita w tekście „Dynamika działań, albo dlaczego Jasonom jest coraz trudniej”.

3 Teoria dziwności (Queer Theory) jest koncepcją antropologiczną (dokładniej socjologiczną), zajmującą się problemem osób wykluczonych, które z różnych względów znalazły się na marginesie życia społecznego. Z racji swego stosunku do rzeczywistości weszły w konflikt z konwencjami i normami społecznymi. Problem wykluczenia poruszał już Michael Foucault, pisząc o wykluczeniu poprzez zakaz, marginalizację i przeciwstawienie tego, co prawdziwe fałszowi. Mnie zaś zdaje się, że współczesne horrory w ogromnej swej większości zawierające przecież ów podstawowy, charakterystyczny dla swojego gatunku przekaz-ostrzeżenie „Strzeż się odmieńca!” doskonale wpisują się w jego myśl.

4 Swoją drogą, ciekawy jakiego tytułu nie udało się wymyślić twórcom z TROMA Video Group? „Pedalscy faszyści atakują koszmarną, krwawą planetę lesbijskich morderczyń”? Nie wiem.

 


< 22 >