strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew
Początek Poprzednia strona 12 Następna Ostatnia

Recenzje (6)

 

 


Komiks

Kobiety z przeszłością, faceci po przejściach

 

"Sin City", nie oszukujmy się, nie jest serią zaskakującą czytelnika barokowo splecionymi intrygami. Serio. Większość snutych przez Franka Millera historii daje się streścić w kilku słowach. Jest noc. Pada deszcz. Mężczyzna. Kobieta. Związek bez przyszłości. Zdrada. Strzelanina. Drink. Knajpa. Jeszcze gorsza strzelanina. Pada deszcz. Jatka. Papieros. Odpowiednio miksując te elementy i wybierając jednego z dwóch dyżurnych bohaterów - Marva lub Dwighta, otrzymujemy kolejne opowieści z Miasta Grzechu. Miasta, do którego sprowadzono najdroższe, najbardziej ekskluzywne i najzdolniejsze kurtyzany na świecie. Miasta, w którym te ciężko pracujące damy stanowią jedyne prawo, wymiar sprawiedliwości i w którym są jedyną realną władzą. Miasta, w którym niebezpiecznie jest zadzierać z kimkolwiek. A czasem nawet bez zadzierania może się zrobić niebezpiecznie.

"Krwawa jatka" opowiada tym razem kolejną historię Dwighta (trochę szkoda, wolę Marva), który nie po raz pierwszy pakuje się w historię, która dla niego i paru jeszcze osób oznaczać będzie niewąskie kłopoty. Problemy (nieoczekiwanie!) zaczynają się od kobiety, po czym z wątku urażonego kochasia dość płynnie przeskakujemy prosto w objęcia samej śmietanki dziewczyn ze Starego Miasta (czyli tytułowego Sin City), które stają w obliczu wojny z policją i nie tylko... Tyle fabuła, która - wspomnę raz jeszcze - sama w sobie nie powala. Tyle tylko, że to jest zaledwie ta "mniejsza połowa", pozostaje jeszcze realizacja pomysłu. I to jest pole, na którym absolutny geniusz Franka Millera lśni najjaśniej. "Miasto grzechu" jest serią osadzoną w konwencji komiksowo przerysowanego (hm... niezamierzona dwuznaczność znaczeniowa) czarnego kryminału. W tej scenerii świetnie czułby się Humherey Bogart w znoszonym prochowcu. Problem jest tylko taki, że Bogie musiałby te dobre pół metra jeszcze urosnąć. I drugie tyle w barach, bo bohaterowie Millera dość ochoczo nasuwają takie wolne skojarzenia jak "kafar", "lodołamacz", "bardzo duży gość z paskudną gębą". To ostatnie może mało lotne, ale za to bezpośrednie.

Klimatowi podporządkowana jest również narracja. Dużo tu takich epitetów jak "paskudny", "wredny", "gówniany", które równie dobrze odnosić się mogą do postaci, nastroju, jak i pogody. Panuje tu przesada, trafiamy na zbitki krótkich zdań mówiących w zasadzie to samo, tylko na kilka sposobów. Miller dużo uwagi poświęca właśnie nastrojowi, czy humorowi swoich bohaterów, czytelnika, który nie dostroi się do fali, może to nużyć a nawet denerwować. Wszystko to jednak ma swoje miejsce. Wszystko podporządkowane jest jednej linii, jednemu sznytowi stylistycznemu. Również rysunek. I tu dochodzimy do opus magnum. Opisując i recenzując kolejne pozycje komiksowe, staram się zachowywać pewne wyważenie, czasem sam sobie ściągam lejce, choćby nawet serce protestowało. Jednak tu nie mam żadnych wątpliwości. Jeśli chodzi o rysunek w "Sin City" jest to absolutne MISTRZOSTWO!!! "Sin City" jest komiksem czarno białym, przy czym nie ma tu żadnych cieniowanych szarości udających kolory. Miller operuje tu wyłącznie czernią i bielą, czasem wręcz nie wiadomo czy to kartka i tusz, czy stroboskopowa lampa... I potrafi w ten sposób oddać takie rzeczy, jakich wielu innych, skądinąd naprawdę utalentowanych rysowników, nie potrafiłoby nawet sobie wyobrazić. Miller potrafi za pomocą dwóch, trzech grubych krech umeblować pokój, postawić dom, pociągnąć autostradę... Naprzemienne plamy czerni i bieli w pełni zastępują kontury, tworzą obraz kompletny, choć czasami balansujący na granicy testu Rorschacha. A mimo wszystko jest to rysunek czytelny, widać na nim wszystko to, co rysownik postanowił na nim zawrzeć. I za to przede wszystkim Millera uwielbiam. Przynajmniej na odcinku "Miasta grzechu". Jeszcze tylko tradycyjne ostrzeżenie. "Sin City" to również nie jest produkt szczególnie odpowiedni dla dzieci. "Sin City. Krwawa jatka" mówi wystarczająco dużo o zawartości albumu. Bo choć wiele tu jest jak u Bogarta, to jednak noc czarniejsza, dziewczęta bardziej zabójcze, a faceci ostrzejsi...

 

Konrad Bańkowski

 

Sin City. Krwawa jatka

Scenariusz i rysunki: Frank Miller

Egmont, 2003

Cena: dwadzieścia pięć zetów





Komiks

Halo, Szpicbródka!

 

Co ja z tymi bródkami...? Trudno, nic na to nie poradzę. W drugim albumie Skorpion, wzorem chyba wszystkich głównych bohaterów Mariniego (oczywiście męskich głównych bohaterów) nadal ma zabójczą bródkę okalającą szczękę regularną, jakby była kreślona od linijki. Taki jego urok. Mariniego, znaczy.

Tymczasem Skorpion, jak to Skorpion... Ponownie nie raz i nie dwa krzyżuje szpady, rzuca gorące spojrzenia niewiastom, które miękną od tego w kolanach, wchodzi w drogę nie tym co trzeba (chociaż, gdyby nie wszedł, nie byłoby intrygi), biega po dachach i robi wszystko, aby "Tajemnica papieża" była komiksem płaszcza i szpady z prawdziwego zdarzenia. Ponadto w drugim albumie serii dowiadujemy się, kto jest ojcem Skorpiona (oficjalnie, bo na własną rękę można się już było domyślić w pierwszym albumie) oraz śledzimy, jak komplikują się wzajemne relacje między naszym bohaterem, a tajemniczą, czarnowłosą trucicielką. Trudno byłoby chyba nawet udawać zaskoczenie, gdyby w niedalekiej przyszłości komplikacje te zostały zwieńczone dość pikantnym w szczegółach sojuszem. I cóż tu jeszcze dodać? "Skorpion" to w żadnym wypadku nie jest arcydzieło. Na szczęście nie próbuje nim być. To po prostu wyśmienity komiks przygodowy, osadzony w historycznych realiach, w którym podstawowe elementy, takie jak tajemnica, spisek, przygoda, romans, miłość, przyjaźń i nienawiść, zmieszane zostały w optymalnych proporcjach. W tym wypadku uważam, że grzechem byłoby żądać czegokolwiek więcej.

 

Konrad Bańkowski

 

Skorpion. Tajemnica papieża

Scenariusz: Stephen Desberg

Rysunki: Enrico Marini

Egmont, 2003

Cena: 17,90





Komiks

Wygrać pokój...

 

Taaak... Wygrać wojnę, to jeszcze nie jest taki największy problem. Prawdziwe kłopoty zaczynają się potem. Od czasu "Wiecznej wojny" Marvano i Joe Haldemana minęło już ładnych kilka lat. Trauma po amerykańskiej wojnie w Wietnamie nie jest już tak żywa. Świat poszedł do przodu, jesteśmy dziś o kilka innych wojen starsi. Pierwszy album "Wiecznej wolności" raczej przypominał wydarzenia z ostatniej części "Wiecznej wojny", choć widziane z innej perspektywy. Oraz wprowadzał w problem, który w albumie drugim rozwija się już w zasadniczy wątek tej serii. Problem weteranów. Haldeman na dobrą sprawę nie ucieka od historii bezpośrednio, bądź pośrednio związanych z nieszczęściem, jakim dla Ameryki stał się Wietnam. Nieszczęściem również społecznym. O tym, jak niefajnie było być weteranem z Wietnamu, przekonywały nas całe dziesiątki filmów, z łopoczącym paskami i gwiazdkami z "Urodzonym 4. lipca" na czele. Podobne, choć znacznie silniejsze emocjonalnie odrzucenie spotyka bohaterów "Wiecznej wolności", weteranów "Wiecznej wojny" - Williama Mandelli, jego żony Marygay Potter oraz pozostałych ostatnich żyjących ludzi "starego typu". Nowa ludzkość, pogodzona z odwiecznym wrogiem, z którym przez całe stulecia toczyła wojnę o Bóg wie co, jest dla tej grupy żywych skamielin tak samo obca, jak owadopodobni Obcy. Kulturowo, mentalnie, różnica pomiędzy pacyfistycznymi hipisami a zszarganymi wojną i dżunglą żołnierzami powracającymi do ojczyzny, tak na dobrą sprawę nie była chyba o wiele mniejsza. I tu ponownie zaznacza się fenomenalny talent Haldemana ("Wieczna wolność", podobnie jak "Wieczna wojna" powstała najpierw w formie literackiej, a dopiero potem została narysowana przez belgijskiego artystę Marvano), który zdołał stworzyć historię, będącą zręczną paralelą, ale z drugiej strony doskonale broniącą się samą w sobie, jako czysta opowieść SF. Jest to ścisła kontynuacja "Wiecznej wojny", ale należy zwrócić uwagę, że nie jest to kontynuacja koniunkturalna. Haldeman najwyraźniej nie postanowił odciąć kuponu od sukcesu sprzed prawie trzydziestu lat. Kontynuuje opowieść, bo znalazł powód, aby znów pod jej postacią ukazać pewien problem. Może nie w pełni uniwersalny, ale z pewnością ważny. Ważny dla niego, dla jego pokolenia, ale również i dla weteranów wojny w Zatoce (tej za Busha seniora). I dlatego jest to komiks ważny. Również ze względów czysto artystycznych, ponieważ jest to jedno z nielicznych dzieł tak wspaniale łączących atrakcyjną formę, świetną gatunkowo fantastykę oraz to "coś więcej", co pozwala na sporą dowolność interpretacyjną. A przede wszystkim zachęca do snucia owych interpretacji.

 

Konrad Bańkowski

 

Wieczna wolność. Eksodus

Scenariusz: Joe Haldeman

Rysunki: Marvano

Egmont, 2003

Cena: 17,90





Komiks

Opole Rulez!

 

Niepostrzeżenie i bez należnych fanfar na rynku pojawił się drugi album (choć może to troszeńkę za wielkie słowo) przygód największego superbohatera polskiego komiksu - Wilqa. O tym, jak wielkim twórcą Bartosz Minkiewicz jest, rozpisywałem się już przy okazji pierwszej części tego niezwykłego komiksu. Tak jak poprzednio mamy w albumie częściowo historie, które ukazały się już wcześniej w "Produkcie" oraz historie zupełnie nowe, premierowe. Co więcej, niezwykle aktualne - szczególnie polecam, w dobie równie głośnej, co rozpaczliwej debaty europejskiej, wątek łączący urzędnika Unii Europejskiej z glonorostem. Mocne. I zastanawiające... Ponadto, spełniając również rolę społeczno dydaktyczną, Wilq ucz nas, jak radzić sobie z demonstracjami pokojowo-antyglobalistycznymi. Nie powiem, też mocne. Do tego w albumie znajduje się ciąg dalszy "Wyprawy na ciemną stronę słońca" - autorskiego komiksu Tomasza Minkiewicza. O ile część pierwsza jakoś mnie do tej historii mocno nie przekonała, o tyle po części drugiej zaczynam znacznie przychylniejszym okiem spoglądać na tę pracę. Najzwyczajniej w świecie mnie wciągnęło, a i do rysunku zdążyłem się już przyzwyczaić.

Na dokładkę znajdziemy też w "Wilq" kolejną porcję żartów rysunkowych autorstwa Bartka, które jak dla mnie (i będę to powtarzał uparcie i przy każdej nadarzającej się okazji) śmiało sytuują go dziś wśród takich humorystów jak Mleczko, czy Raczkowski. Czapki z głów przed tą wyobraźnią i pomysłami.

 

Konrad Bańkowski

 

Wilq superbohater 2

Scenariusz: Bartosz Minkiewicz, Tomasz Minkiewicz

Rysunki: Bartosz Minkiewicz (Wilq), Tomasz Minkiewicz (Wyprawa na ciemną stronę Słońca)

BM Vision, 2003

Cena: 7.89




Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkursy
Bookiet
Recenzje
Spam (ientnika)
Komiks
Wywiad numeru
Stopka
Hor-Mono-Skop
Ludzie listy piszą
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Andrzej Pilipiuk
Tomasz Pacyński
W. Świdziniewski
Konrad Bańkowski
Idaho
Piotr Schmidtke
Taka Naka
Ostuda, Bańkowski
Paweł Laudański
Krzysztof Kochański
Kot
Andrzej Świech
Cezary Frąc
Grzegorz Buchwald
Ondřej Neff
Mariusz Czylok
Adam Cebula
RBD
W. Podrzucki
Jacek Piekara
Artur Baniewicz
Roger Zelazny
Instrukcja obsługi
Dawid Brykalski
 

Poprzednia 12 Następna