Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Aleksandra Janusz „Mrówki w Złotych Tarasach” (3)

Opowiadania Aleksandra Janusz - 23 listopada 2023

 

***

 

To był solidny akumulator, trzydzieści tysięcy miliamperogodzin, z gniazdkiem i możliwością przyłączenia paneli solarnych. Sprawdziła na miejscu – prawie nieużywany, wyczerpywał się powoli, zgodnie ze specyfikacją. Jagoda zatrzymałaby go na własny użytek, ale potrzebowała baterii na wymianę. Poszukiwała rzadkiego towaru, którego nie dało się kupić za lajki, tracące na znaczeniu w miarę, jak internet na świecie fragmentował się i wygasał.

Morty był gnojem, ale w jego potwarzach tkwiło ziarno prawdy. Jagoda rzeczywiście potrzebowała farmaceutyków – chociaż nie takich, jak sądził – i wiedziała, że to uzależnienie prędzej czy później doprowadzi ją do śmierci. Kiedyś leki w końcu przestaną docierać do Warszawy.

Miała nadzieję, że skurwiel zginie podczas wjazdu do Złotych Tarasów. Chociaż pewnie tylko się chwalił, jak zwykle. W przeciwieństwie do Galerii Mokotów nigdy ich nie oczyszczono z mechanicznych pracowników i ochroniarzy, poza tym wszyscy wiedzieli, że w okresie pandemii grypy syberyjskiej na terenie Dworca stacjonowało wojsko. Nikt zdrowy na umyśle tam nie wchodził. Rejon Centralnego, podobnie jak większość handlowego Śródmieścia, był opustoszałym, betonowym, nie nadającym się do życia piekłem.

Ale – ach! Te legendarne skarby. Niesplądrowane sklepy z elektroniką. Drogerie. Apteki…

Dotarła na osiedle godzinę później. Matka mieszkała w jednym ze starych niskich bloków z wielkiej płyty. Cały Natolin powyprowadzał się z wieżowców, podobnie zresztą było w innych częściach miasta. W dziesięciopiętrowcach zajmowano tylko parter z ogródkiem, ewentualnie pierwsze piętro. Dzięki ociepleniu bloków połączenia ścian jakoś się trzymały, przynajmniej tutaj, na Natolinie. Teraz nie było już centralnego ogrzewania, ale zimy też nie było, więc wychodziło na jedno.

Zresztą to nie tak, że w Warszawie brakowało pustych mieszkań.

Gdzie okiem sięgnąć, na balkonach i w ogrodach lśniły panele solarne jak wachlarze lub egzotyczne kwiatostany, składane albo mocowane na stałe, na ruchomych wysięgnikach albo przymocowane do balkonowych dachów. Na niegdysiejszych trawnikach starannie podzielonych między ważniejszych mieszkańców na ogródki, stały szopy z narzędziami, poidła dla koni i osłów oraz kurniki, rosły warzywa i rzucające miłosierny cień drzewa oliwne. Zostało kilka rajskich jabłonek, ale większość wykarczowano – już nie owocowały, odkąd temperatury zimą przestały spadać poniżej zera.

Tuż pod blokiem, gdzie mieszkała matka Jagody, znajdował się długi stojak dla rowerów, przepełniony wszelkiej maści złomem na dwóch kółkach oraz półotwarta wspólna stajnia. Jagoda przywiązała konia przy dwóch innych hucułach i jednym ośle. Rzuciła szczerbatemu chłopakowi jedno awokado, żeby popilnował. Później dała dwie sztuki osiedlowym gangsterom, którzy przysiedli na cembrowinie starej piaskownicy. Chłopak z wygoloną głową i w sztucznych skórach, dziewczyna ze trzy razy młodsza od niej i z brzuchem. Kilka staruszek przypatrywało się złomiarce z ciekawością, gdy wchodziła na klatkę ze skrzynką awokado w sakwie przewieszonej przez ramię.

Jagoda udawała niewzruszoną jak Arnold Schwarzenegger w „Terminatorze”, filmie, który kiedyś pokazał jej tata. Gdy jednak stanęła przed drzwiami mieszkania, poczuła, że mięśnie ramion znów jej tężeją. Matka nie miała stalowych chwytaków ani laserów w oczach, ale to wśród morderczych robotów złomiarka czuła się swobodniej.

Nacisnęła klamkę – otwarte. Od wejścia uderzył ją smród odpadków. Westchnęła. Nie miała czasu ani ochoty sprzątać matce, ale ten dzieciak, który powinien tu przychodzić, nieszczególnie się spisywał. Jagoda nie zdziwiłaby się, gdyby nie wytrzymał; zatrudniła chłopaka z Imielina, bo z osiedla nikt nie chciał się zgodzić. Wszyscy znali Paulinę.

Śmieci i zmięte ubrania piętrzyły się pod drzwiami. Jagoda poświęciła przelotne spojrzenie obrazkom na ścianach, głównie oprawionym wydrukom selfie matki (z czasów, gdy jeszcze się dało wyszabrować tusze do drukarki). Paulina w długim, czarnym płaszczu, jeszcze młoda, na tle Pałacu Kultury. Na innym zdjęciu z małą Jagodą na wakacjach, obydwie robiące dzióbek do obiektywu. Kolejna fotka: matka na jakimś raucie, z kieliszkiem wina. Teraz stała przed lustrem, przymierzając nową kieckę, jeszcze ometkowaną. Z jakiego magazynu ją wydobyto, czort raczy wiedzieć, ale wyglądała zupełnie świeżo. Paulina pewnie dała za nią tygodniowy utarg lajków.

Grunt, że matka jest w humorze.

– Mam dla ciebie awokado.

– Postaw w kuchni – Paulina obróciła się na jednej nodze i upozowała, wypinając pupę do lustra. – Awokado. Przynajmniej zdrowe kalorie. Jadłabyś czasem coś lepszego niż tę żywność z chemikaliami.

Cała matka. Na bazarze ceny prosa i sorgo wzrosły dwukrotnie, za tę skrzynkę awokado komu innemu niż Jagoda zasugerowano by kupno cegły, ale Paulina wciąż jej wypominała zgarnięty z kabackiego Lidla stos konserw i zupek chińskich na ciężkie czasy. Kto teraz w ogóle używa słowa „kaloria”? Jest jedzenie, to się je.

– Przytyłaś tak, że wyglądasz starzej niż ja – dorzuciła matka neutralnym tonem. I, jasna cholera, chyba mówiła prawdę. Paulina załapała się jeszcze na przedkryzysową medycynę estetyczną i leki przeciwstarzeniowe, grypą nigdy się nie zaraziła (złego diabli nie biorą, mówiła babcia), urodziła się w świecie czystszym i lepszym, gdzie lata były zielone, a zimy białe. Dobiegała osiemdziesiątki i chociaż resztki botoksu dawno ulotniły się z jej twarzy, a syntetyczny kolagen ostatecznie się rozłożył, w słabym świetle można by ją pomylić z kobietą o trzydzieści lat młodszą.

Jagodzie ostre słońce wypaliło na twarzy kaniony zmarszczek mimicznych. Wieloletnie zmagania się z chorobą zostawiły rozpulchnioną, tu i ówdzie wiszącą skórę. Przerzedziły jej się posiwiałe na skroniach włosy (Paulinie też, ale nosiła bujną, czarną perukę). Po rodzinie ojca odziedziczyła przysadzistą budowę. „Baba ze wsi” – mówiła matka.

Dłoń Jagody odruchowo powędrowała do pasa, na rękojeść maczety. Arystokratka Paula drona nie zajebie, prędzej się rozsypie. Szlachetny kwiatek z dwudziestego wieku, rączki jej odpadają od prania i sprzątania, zgaśnie ze starości lub nudów. Albo z głodu, jeśli przeżyje swoją córkę. Bo mimo nowych kiecek z poliestru, którym się udało nie zapleśnieć w magazynach, od paru lat Paulina nie mogła zawisnąć na nikim innym. Nawet nie dlatego, że już ją wszędzie znano. Po prostu kobiety żyły dłużej i kandydaci jej wymarli.

– Zawsze ładnie wyglądasz – powiedziała Jagoda. Komplementy matkę cieszyły. Dziś była doktorem Jekyllem; zadbana, elegancka, nieco złośliwa, ale to się przecież zdarza ludziom z jej pokolenia. Wręcz promieniowała dobrym samopoczuciem i to trochę zaniepokoiło złomiarkę. Co ona znowu nawywijała?

Tymczasem Paulina zainteresowała się skrzynką, która wciąż leżała w przedpokoju. Kucnęła przy owocach, krzywiąc się i oglądając jeden za drugim ze wszystkich stron.

– Samego awokado przecież jeść nie będę – zamarudziła wreszcie.

Jagoda stłumiła westchnienie.

– Wymienisz sobie.

– Wymienię, wymienię. Za skrzydło zdechłego kurczaka i papryki z doniczki od Kryśki z trzeciego piętra.

– Na bazarze wymienisz – powiedziała Jagoda. Matka się targowała, to źle wróżyło. Z drugiej strony, jeśli mogła dostać od córki coś więcej, zawsze próbowała.

– Kochanie, starą kobietę wysyłasz na bazar, żeby handlowała awokado? – jęknęła Paulina. – Tam są zbóje, bandziory…

– Przecież sami znajomi…

– Na żebry własną matkę puścisz. Ludzie mówią, że poszłaś zapolować na drona przy Wąwozowej. Rozumiem, że już po nim.

Jagoda zacisnęła usta. Podejrzenia skrystalizowały się w pewność.

– Mamo… czy dobrze rozumiem, że skończyły ci się lajki? Kiedy ostatnio pokazywałaś mi vloga, widziałam ich tam jeszcze całkiem sporo. Popularność utrzymujesz na tym samym poziomie, sklep jeździ trzy razy w tygodniu, nie przejadłaś tego. Coś sobie jeszcze kupiłaś oprócz tej kiecki.

– Przecież wiesz, że kiecki to inwestycja – zareplikowała matka.




Pobierz tekst:
Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17

Mogą Cię zainteresować

Aleksandra Janusz „Kroniki Rozdartego Świata 3. Cień Gildii”

Kroniki Rozdartego Świata 3. Cień Gildii Aleksandra Janusz Liczba stron: 592 Seria:…

Dziewięć miliardów imion dyskusji

Bardziej uważni czytelnicy mogli zauważyć wzmożoną aktywność Juliusza „Q” Mroza na łamach…

Książki na poprawę humoru
Recenzje fantastyczne nimfa bagienna - 17 października 2016

Odrobina wyższej matematyki przyda się każdemu… na przykład magowi, na którego szarżuje wściekły troll. Kazimierz…

Komentarze: 7

  1. Q'__ pisze:

    Fajnie zobaczyć „Mrówki…” na naszych łamach.

    Tylko do dziś zdumiewa mnie, że nie zdobyły Zajdla, ani nawet nominacji…

    • Ina pisze:

      Wiesz, jest pełno dobrych opowiadań bez nominacji. Zajdel wymaga też (prócz dobrego tekstu) pracy nad rozpoznawalnością, a ja cały czas w labie siedzę :)

      • Q__ pisze:

        Chyba „trochę” się nie doceniasz ;).

        Ale po namyśle mam pewną hipotezę – Zajdle, tak jak i Hugo zresztą (bo w obu wypadkach są to nagrody publiczności) zdobywają często (i to nawet nie jest zarzut, bardziej konstatacja) teksty popowo fajne (choćby i kosztem głębi), z bohaterami skrojonymi tak, by dali się lubić (w sensie, w jakim lubi się np. postacie z komiksów Marvela), tymczasem Twoja Jagoda, jest postacią ponuro-realistyczną, sympatyczną na swój sposób (mimo wszystko), ale motywowaną (adekwatnym do okoliczności) bezwzględnym instynktem przetrwania. Może to to zdecydowało? Co – broń Borgu – nie oznacza bym namawiał Cię do poświęcenia naturalizmu, na rzecz umizgów do (powiedzmy) masowego czytelnika.

        • Ina pisze:

          E, nie sądzę, żeby to tak głęboko szło i żeby miało cokolwiek wspólnego z samym tekstem. Raczej chodzi o to, gdzie się coś ukazuje, w jakim momencie, pewnie jeszcze milion innych spraw.

          • Q__ pisze:

            Gdzie… Przecież „Fenix” to kiedyś była część SF-owej Wielkiej Dwójki obok „Fantastyki”/”NF”. Potem Wielkiej Czwórki, bo doszły „Esensja” i – nieco wcześniej – nasz „F.”.
            No ale zamykam się już ;), bo chciałem Cię (zasłużenie) pochwalić, a nie spierać się z Tobą :).

    • Ina pisze:

      (no i takie pytanie pozostaje, czy jednak nie jest to wrażenie bardzo subiektywne i jednak większość nominujących/głosujących po prostu uważa inaczej, jakkolwiek by się części czyających nie podobało i jak bardzo nie byłabym z tekstu dumna XD)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit