Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Aleksandra Janusz „Mrówki w Złotych Tarasach” (15)

Opowiadania Aleksandra Janusz - 23 listopada 2023

Tutaj już zachowywali więcej czujności niż na dole. Oprócz kilku rumb korytarzem w regularnych odstępach czasu spacerowały Richardy (kto im powiedział, żeby się ładować…?). Aptekę tak samo zastali półotwartą; po dłuższych oględzinach doszli do wniosku, że stacje dokujące są puste i wszystkie drony wyfrunęły na zewnątrz. Może wiły sobie nowe gniazdo w dogodnym miejscu, a może to były te z garażu, liczyło się, że nic nie broniło dostępu do półek od góry do dołu zapełnionych medykamentami w kolorowych pudełkach i ciemnych słoiczkach, a na zapleczu można było użyć wytrychów, żeby dostać się do szuflad z prawdziwymi lekami. Jagoda nie dowierzała własnemu szczęściu. Czy naprawdę wystarczył jeden pożyczony sklep na kółkach, sporo brawury i więcej niż sporo desperacji, żeby wejść w samo piekło i wynieść stamtąd skarby?

Wsunęli się do środka w szyku, celując śrutówkami we wszystkie miejsca, gdzie potencjalnie mógł się ukryć dron. Ale dyscyplina była chyba rozluźniona.

– Jagoda, co to jest? – szepnęła Storm, biorąc z półki zielone pudełko.

– Lekarstwo na przeziębienie – odszepnęła Jagoda.

– A to?

– Też lekarstwo na przeziębienie.

– Aż tyle chorowaliście na przeziębienie? – zdumiała się dziewczyna. – A to?

– A to na biegunkę.

Cała drużyna nagle się zatrzymała, prawie powpadali na siebie nawzajem.

– Wszystkie lekarstwa na tej półce to na sraczkę? – upewnił się Stark. – Nadają się dla małych dzieci?

– To się nadaje. – Jagoda się poddała, szyk rozpadł się już kompletnie. Wzięła z półki pudełko Smecty, a później węgiel leczniczy. – A to na zatrucia, też można dawać dzieciom, tylko trzeba przestrzegać instrukcji. Obydwa powinny być dobre. Jeśli jest bardzo źle, można podawać jeszcze loperamid, ale tylko starszym dzieciom. I nie przesadzić z dawką.

– I w magazynie jest tego więcej?

– Tak.

– A jest na kaszel? Taki duszący? Na zapalenie płuc? Albo lekarstwo na raka?

– Nie, w zwykłych aptekach nie ma lekarstw na raka – Jagoda nie była tego pewna, ale nawet gdyby znalazł się jakiś chemoterapeutyk, nie mogła go z czystym sumieniem dawać ludziom. – Antybiotyki pewnie do niczego się nie nadają, zresztą wszystkie bakterie oporne… zaczekajcie, poszukam swoich „pigułek młodości” i zaraz wam wszystko pokażę. Dobrze?

– Jagoda, a jeśli mieliście leki na wszystko, dlaczego ludzie poumierali na grypę? – Storm nadal trzymała w dłoniach pudełko Neo-anginu i zagryzała usta, jakby powstrzymywała się od płaczu.

Jagoda położyła jej dłoń na ramieniu. Dziewczyna nie mogła pamiętać nikogo, kto zmarł w epidemii, współczuła nieznajomym albo krewnym znanym tylko z opowieści, z wrażliwością właściwą nastolatkom.

– Mieli strasznego pecha, kochanie.

Coś mignęło na skraju widzenia.

Jagoda obróciła się na pięcie ze śrutówką w dłoniach, celując w stronę podejrzanego regału. Zza rogu wyłoniła się pokryta pomarańczowym tworzywem chuda, psowata głowa szukacza. Złomiarka wypaliła i chybiła; mały dron ponownie znikł za regałem, słyszała stukot oddalających się metalicznych łapek i niemal zwierzęce kwilenie.

Jak długo tu stał? Dreszcz przeszedł jej po grzbiecie. Szukacze nie należały do obsługi galerii handlowych. W ogóle nie powinno ich tutaj być. Ale mogła się oczywiście domyślić, bo właśnie te roboty umiały wycinać dziury w drzwiach i szybach. Program nakazywał im przedostawać się w trudno dostępne miejsca, szukać ludzi i dzielić się informacjami o ich położeniu.

Ścierpła jej skóra. Doskonale wiedziała, czego się nauczyły z takim oprogramowaniem, przez lata tylko w towarzystwie innych robotów. Jej ciało poruszyło się wcześniej, niż podążyła za nim wola. Zorientowała się, że leży za ladą wsparta jedną ręką o podłogę, ze strzelbą w drugiej.

– Na ziemię! – krzyknęła. – Już!

Stark padł natychmiast, Spidey i Harley też, odruchowo. Czarna Wdowa właśnie stała osłonięta regałem, więc tylko przykucnęła. Storm rzuciła pudełko leku i schyliła się z lekkim opóźnieniem. Hulk się zawahał, tylko na krótką chwilę.

Od wejścia huknęła zmasowana salwa, roztrzaskując półki na drzazgi, przewracając bliżej stojące regały, posyłając w powietrze dziesiątki pudełek suplementów i leków, rozbryzgując krew chłopaka po całym lokalu. Jagoda wychyliła się zza lady o milimetr i zaraz schowała, gdy lufy skierowały się w jej stronę.

– Kurwa, kurwa, kurwa – mamrotał Stark.

Jagoda liczyła.

Cztery Ryśki. Dziesięć gremlinów, pewnie od dawna latających luzem i wyekspionych. I jeden autentyczny husarz. Z nieco zadrapanym pancerzem, być może w zamieszkach dwadzieścia lat temu, pewnie stracił resztę swojego oddziału. I z potężną, ciężką giwerą opartą na ramieniu. Miał do wyboru jeszcze armatkę z farbą do rozpędzania zamieszek, ale ta wisiała przypięta na plecach. Nie wiadomo, ile mu zostało amunicji. Może nie przyjdzie ich więcej.

Gdzieś tam musiał zostać szukacz. Zwiał albo poszedł po posiłki. Pewnie ich wykrył jeszcze tam, w sklepie elektronicznym, kiedy wypychali plecaki łupem. Nie zdradził się ze swoją obecnością – zdołał się nauczyć, że mogą do niego strzelać. A później śledził ludzi, bo tak miał. Bo ich lubił i drogą radiową informował pozostałe roboty, że kilku znalazł. Na wezwanie odpowiedziały wszystkie, którym oprogramowanie zmutowało dostatecznie, żeby wyszły poza fabryczne schematy.

Storm piszczała jak przerażony psiak.

– Gremliny! – huknęła Jagoda. – Pamiętajcie, że nadal nas źle widzą!

Chyba poskutkowało, bo Avengersi pozbierali się mimo fruwających wokół odprysków laminatu i drewna, przycupnęli w pozycjach strzeleckich i zaczęli odpowiadać ogniem. Hyundaie nie używały broni palnej, za to atakowały mniemanych intruzów chwytakami, dlatego należało je zdjąć w pierwszej kolejności. Padł jeden, drugi. Rzeczywiście były doświadczone, bo unikały strzałów. Jeden przedarł się przez zasłonę ogniową i sądząc z krzyków, zaatakował Harley. Jagoda nie widziała, czy dziewczyna sobie radzi.

Ryśki utrudniały, strzelając, gdy tylko wykrywały ruch. Trafiły jednego gremlina, który bujał się bezradnie i wysuwał stabilizatory, usiłując złapać równowagę na trzech rotorach. „Komu pierwszemu skończy się amunicja?” – zastanawiała się Jagoda, metodycznie wychylając się zza kontuaru. Dostrzegła, że husarz składa się do drugiej salwy.

– Uwaga!

Świat ponownie eksplodował. Płatki skruszonego tynku wypełniły powietrze niczym sylwestrowy brokat. Jagoda krztusiła się od pyłu.




Pobierz tekst:
Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17

Mogą Cię zainteresować

[Recenzja] Antologia „Obcość”

Piąty tom cyklu antologii ze stajni „Zapomnianych Snów” tym razem narzucił pisarzom…

Daniel Hermanowicz „Idolatria”
Opowiadania Daniel Hermanowicz - 11 listopada 2020

Długo by opowiadać. Dla pana najistotniejsze jest to, że jesteśmy jedynymi bóstwami,…

Jakub Bogucki „Żeglarz”
Opowiadania Jakub Bogucki - 1 października 2018

Niech mi pan na chwilę uwierzy. Zróbmy z tego taką grę… Jest…

Komentarze: 7

  1. Q'__ pisze:

    Fajnie zobaczyć „Mrówki…” na naszych łamach.

    Tylko do dziś zdumiewa mnie, że nie zdobyły Zajdla, ani nawet nominacji…

    • Ina pisze:

      Wiesz, jest pełno dobrych opowiadań bez nominacji. Zajdel wymaga też (prócz dobrego tekstu) pracy nad rozpoznawalnością, a ja cały czas w labie siedzę :)

      • Q__ pisze:

        Chyba „trochę” się nie doceniasz ;).

        Ale po namyśle mam pewną hipotezę – Zajdle, tak jak i Hugo zresztą (bo w obu wypadkach są to nagrody publiczności) zdobywają często (i to nawet nie jest zarzut, bardziej konstatacja) teksty popowo fajne (choćby i kosztem głębi), z bohaterami skrojonymi tak, by dali się lubić (w sensie, w jakim lubi się np. postacie z komiksów Marvela), tymczasem Twoja Jagoda, jest postacią ponuro-realistyczną, sympatyczną na swój sposób (mimo wszystko), ale motywowaną (adekwatnym do okoliczności) bezwzględnym instynktem przetrwania. Może to to zdecydowało? Co – broń Borgu – nie oznacza bym namawiał Cię do poświęcenia naturalizmu, na rzecz umizgów do (powiedzmy) masowego czytelnika.

        • Ina pisze:

          E, nie sądzę, żeby to tak głęboko szło i żeby miało cokolwiek wspólnego z samym tekstem. Raczej chodzi o to, gdzie się coś ukazuje, w jakim momencie, pewnie jeszcze milion innych spraw.

          • Q__ pisze:

            Gdzie… Przecież „Fenix” to kiedyś była część SF-owej Wielkiej Dwójki obok „Fantastyki”/”NF”. Potem Wielkiej Czwórki, bo doszły „Esensja” i – nieco wcześniej – nasz „F.”.
            No ale zamykam się już ;), bo chciałem Cię (zasłużenie) pochwalić, a nie spierać się z Tobą :).

    • Ina pisze:

      (no i takie pytanie pozostaje, czy jednak nie jest to wrażenie bardzo subiektywne i jednak większość nominujących/głosujących po prostu uważa inaczej, jakkolwiek by się części czyających nie podobało i jak bardzo nie byłabym z tekstu dumna XD)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit