Archiwum FiF
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Tomasz Agurkiewicz Literatura
<<<strona 03>>>

 

Sprawa do załatwienia

 

 

Nasza opowieść zaczyna się pod Gordinem, wielkim miastem południa. Leży ono w bliskim sąsiedztwie morza, i z tego względu jest często odwiedzane przez wiele dziwnych istot. Ale jak już wspomniałem całość nie zaczyna się w mieście, ale w pewnej od niego odległości. Należy zauważyć, że z miejsca, gdzie teraz się znajdujemy widać dwie wieże Gordinu.

Kramer stał oparty na swej pice, próbując nie zasnąć. Wcale nie podobało mu się pilnowanie drogi od północy. I tak wszyscy przychodzili do barona od południa, albo od wschodu (gdzie znajdowało się miasto). Bo baron był zbyt dumny by mieszkać w murach miasta. Kramer leniwie wsadził palec wskazujący do nosa i pochłonęło go to zajęcie tak, że nawet nie usłyszał, jak zbliżył się do niego nieznajomy. Błyskawicznie się wyprostował, w obie ręce chwytając pikę i rzekł (głosem niskim, ale łagodnym):

– Stój! Kto idzie? – nieznajomy zatrzymał się.

– Stój! Kto pyta? – odparł.

– Ja pytam. – rzekł Kramer.

– A ja idę. – odparł nieznajomy, a Kramer zasępił się.

– Kim jesteś? Bo nie puszczę dalej... – rzekł Kramer, ale w jego głosie nie można było wyczuć groźby.

Nieznajomy postąpił krok i stanął w odległości piki od Kramera. Ubrany był w wyświechtany strój podróżny. Do boku miał niechlujnie przytwierdzony miecz. Ciemny płaszcz zwisał przewieszony przez ramię. Miał na sobie błyszczącą kolczugę podbitą skórą, choć niektórych kółek metalowych brakowało. Poza tym wyglądał jak zwykły podróżnik. Lekko zarośnięty, z brudną twarzą i zielonkawymi oczami.

– A jak mnie zatrzymasz? – spytał nieznajomy uśmiechając się dziwnie.

– Jestem żołnierzem. – odparł Kramer. – Mam pikę i jestem wyszkolony w jej używaniu. – rzekł jednocześnie myśląc: "Jak by co spierdalam...".

– A ja mam miecz... i jestem dobry w jego używaniu. – odparł, a humor najwidoczniej mu dopisywał. – Wiesz co? Coś ci opowiem. Wiesz co to krasnolud? – Kramer kiwnął głową. – Więc wiesz, jacy oni są. Dosyć nerwowi. Znałem kiedyś takiego jednego. Jak on się... Nieważne. On był inny od swych ziomków. No, przynajmniej tak mu się zdawało. Ale nie lubił zabijać. Przynajmniej tak twierdził. I za każdym razem, gdy topór zaczynał mu ciążyć stawał i zaczynał liczyć. Liczył do dwudziestu... czasami. A po tym zaczynał siec. A siekł ostro i dobry był w tym. Ale do czego dążę. Otóż, każdy kto miał coś tam w głowie orientował się w porę, gdy zaczynał liczyć i spierdalał, aż miło. Pozostali są martwi. – Kramer stał nie bardzo rozumiejąc, o co nieznajomemu chodzi. Nieznajomy uniósł palec i rzekł – Teraz ja policzę do dziesięciu. Policzyłbym do dwudziestu, ale przy piętnastu się gubię. Sam rozumiesz. Raz, dwa...

Kramer zreflektował i szybkim ruchem głowy wyznaczył optymalną drogę ucieczki i zaraz jak ją wyznaczył ruszył biegiem w tamtą stronę porzucając swoją pikę.

Nieznajomy skończył liczyć i ruszył w kierunku rezydencji barona.

Tu warto by przedstawić nieznajomego. Bo tak naprawdę to nazywa się Leertoth. Miał rodziców, którzy go wychowali – ludzi. Ale ma jeszcze ojca, który tylko oddał nasienie, o czym świadczyły lekko zdeformowane uszy Leertotha. Tak, tak... Leertoth jest pół-elfem, ale innym od pozostałych. Tak sobie przynajmniej wmawia, choć prawdę rzekłszy nie jest on taki szczególny. Więc w jakim celu przybył do rezydencji barona? Wszystko w swoim czasie.

Kiedy doszedł do bramy wejściowej (a nie będziemy mówić jak podziwiał kwiatki i drzewka w drodze ku) zoczył całkiem przyzwoitą budowlę. Chociaż nieco starą. O czym wymownie informowały brudne zacieki, połamane deski i inne takie tam. Popchnął bramę, ale ona nawet nie drgnęła. Nikogo nie widział w pobliżu, co go nieco zdziwiło, ale nie przejął się tym zbytnio i zwinnymi ruchami przesadził metalową bramę. Gdy opuszczał się na ziemię brama nagle drgnęła i otworzyła się w przeciwnym kierunku do tego, w którym poprzednio popychał.

– Kurwa. – wyrwało mu się z ust, a jednocześnie pomyślał: "Kurwa mać".

Tak, tak... Leertoth niewiele się różnił od pozostałych pół-elfów. Przebył długi dziedziniec korytarzem utworzonym przez korony rosnących z obu stron kasztanów i stanął przed drzwiami wejściowymi. Delikatnie zapukał. Po chwili usłyszał odgłos otwieranego zamka i drzwi ze zgrzytem otworzyły się, a z wewnątrz wyjrzał kolejny żołnierz.

– Kto idzie? – spytał, przy czym Leertothowi zdało się, że gdzieś już to słyszał.

Chwile pomyślał i nie wiedząc do końca dlaczego rzekł.

– Ser.

– Ser? – spytał żołnierz zdziwiony.

– Ser Toth.

– A cóż to za imię? – spytał żołnierz podejrzliwie spoglądając na Leertotha.

– Przybywam z bardzo daleko... – rzekł, a tekst wydał mu się co najmniej naciągany więc od razu dodał. – Zza Niegasnącego Imperium.

Żołnierz jeszcze raz spojrzał na podróżnika, tym razem w jego spojrzeniu malowało się coś, co przypominało podziw. Nie za bardzo wiedząc co dalej zrobić, czekał aż "Ser" przemówi. Ale podróżnikowi nie specjalnie spieszyło się i zapadło kłopotliwe milczenie, które w końcu przerwał strażnik. Dobierając słowa rzekł:

– Jaki jest cel pańskiego przybycia.

– Chciałem się zobaczyć z baronem. – odparł prostacko Leertoth.

– A w jakim...

– Mam sprawę do załatwienia. – przerwał mu.

Strażnik otworzył drzwi i wpuścił Leertotha, ale bez większego przekonania. Chwilę jeszcze nad czymś się zastanawiał, po czym rzekł:

– Zaraz zawołam kogoś...

– Nie trzeba. – rzekł Leertoth. – Wystarczy, że wskażesz mi drogę.

– Schodami w górę, przed pokojem barona będzie stał inny żołnierz.

Ruszył w kierunku schodów. Schody były w kształcie litery "m" i kiedy wszedł na górę, znajdował się zapewne nad głową strażnika na dole. Stąd, gdzie stał rozchodziły się dwa korytarze w przeciwnych kierunkach. Wspomnianego strażnika nie było widać. Oba korytarze były wąskie, a tu i ówdzie stał ozdobnik w postaci bogatej wazy, zielonego chwasta, czy też zbroi. No fakt, zbroję zobaczył tylko jedną i to taką, że jej ewentualna przydatność w bitwie była wielce wątpliwa, ale była.

Niewiele myśląc ruszył korytarzem w lewo. Mijając zbroję zatrzymał się. Obejrzał się za siebie i szybkim ruchem ściągnął metalową rękawicę z pustego osobnika. Prawą rękę trzymającą rękawice schował za siebie i beztrosko ruszył dalej próbując nawet coś nucić. Tak sobie nucąc doszedł do rozwidlenia. W korytarzu na lewo dojrzał strażnika. On również go dojrzał. Więc Leertoth przyjaźnie machnął lewą ręką i ruszył w kierunku strażnika. Szybko pokonał dzielący ich dystans i kiedy strażnik chciał już go o coś zapytać, niespodziewanie wyciągnął prawą dłoń zza siebie i silnym ciosem zdzielił strażnika, który głucho zwalił się na ziemię. Metalową dłoń rzucił na nieprzytomne ciało strażnika.

Nacisnął klamkę do pokoju, przed którym stał żołnierz i wszedł do środka. Owionął go lawendowy zapach dochodzący gdzieś z głębi komnaty. Zaatakował jego nozdrza, przedarł się do płuc i zakręcił w głowie. Baron siedział przy wielkim dębowym stole i spoglądał na mapę. Usłyszawszy, że ktoś wchodzi obrócił się i spojrzał na Leertotha.

– Kim jesteś? – spytał apatycznie.

– Czemu wszyscy chcą wiedzieć, jak się nazywam? – spytał oglądając się po komnacie (z niesmakiem).

Baron wzruszył ramionami i z powrotem zwrócił się ku rozłożonej na stole mapie. Leertoth zbliżył się lekko zdziwiony reakcją barona.

– Widzisz... – rzekł baron nagle, wskazując punkt na mapie. – Byłem tu. Jako zdobywca, wielki wódz. Sławny... Gdybym mógł tam wrócić. Choć na chwilę... Znów... ech.... – westchnął ciężko.

Zapadła cisza, której nikt nie przerywał. I co dalej? Opowiadanie mogłoby się w ten dziwny sposób zakończyć, ale to przecież byłoby co najmniej dziwne.

– Pamiętasz mnie? – spytał Leertoth, a baron zaprzeczył.

– Pamiętam tylko chwile chwały. Sławę. Bogactwa. Mój dwór już wkrótce przemieni się w gruz. Zarośnie chwastami. Obróci się w pył. A ja... Nie mam już. Tych kilku najemników, których okłamuje każdego dnia. Najwyższy czas bym umarł...

Leertoth pomógł baronowi wstać. Dopiero teraz zauważył, w jak opłakanym stanie się znajduje. Był stary, ledwo trzymał się na nogach. Jego siwe, starcze włosy w nieładzie sterczały na wszystkie strony. Jego mętny wzrok spoglądał spod krzaczastych brwi i patrzył w dal, nieobecny.

Na chwilę się zawahał. Miał tylko sprawę do załatwienia, ale czy mógł. Po tylu latach. Zacisnął pięść, ale już po chwili ją rozłożył. Wziął krótki zamach i uderzył starca otwartą dłonią prosto w policzek. Starzec upadł na ziemię nie wydając z siebie nawet drobnego odgłosu. Po prostu upadł.

A Leertoth wyjrzał przez okno.

– Sprawa załatwiona. A więc dalej na spotkanie przygodzie.

Powiedział i wyszedł.

Okładka
Spis Treści
Tomasz Agurkiewicz
Tomasz Agurkiewicz
Jacek Andrzejczak
Jacek Andrzejczak
Jacek Andrzejczak
Jacek Andrzejczak
Tomasz Bąkowski
Shigor Birdman
Ryszard Bochynek
Dawid Brykalski
Dawid Brykalski
Charms
Sebastian Chosiński
Paweł Ciemniewski
Paweł Ciemniewski
Gregorio Cortez
Gregorio Cortez
EuGeniusz Dębski
EuGeniusz Dębski
EuGeniusz Dębski
EuGeniusz Dębski
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Tomasz Duszyński
Tomasz Duszyński
Tomasz Duszyński
Tomasz Duszyński
Łukasz Dylewski
Mateusz Dymek
Ryszard Dziewulski
Ryszard Dziewulski
Piotr Ferens
Michał Fijał
Michał Fijał
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Jurij Gawriuczenkow
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Jakub Gruszczyński
W.Grygorowicz
Agnieszka Hałas
Agata Hołuj
Agata Hołuj
Agata Hołuj
I.Ilf i J.Pietrow
I.Ilf i J.Pietrow
Jacek Inglot
Jacek Inglot
Dariusz S. Jasiński
Dariusz S. Jasiński
Dariusz S. Jasiński
Maciej Jesionowski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Daniel 'Beesqp' Jurak
Daniel 'Beesqp' Jurak
Maciej Jurgielewicz
Maciej Jurgielewicz
Maciej Jurgielewicz
Maciej Jurgielewicz
Irena Juriewa
Irena Juriewa
KAiN
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Tomasz Kolasa
Mariusz Koprowski
Mariusz Koprowski
Mariusz Koprowski
Marcin Korzeniecki
Rafał Kosik
Kot
Kot
Kot
Kot
Justyna Kowalska
Justyna Kowalska
Justyna Kowalska

Archiwum cz. II
< 03 >