|
Nocne strachy
Przyczajone oczka spoglądały na mnie spod biurka. Pragnęłam włączyć światło aby poczuć się bezpiecznie, lecz nie mogłam namacać lampki. Trzęsąc się z przerażenia wcisnęłam się w kąt łóżka. Chwyciłam w rękę łyżeczkę, która opuszczona przez zjedzony wcześniej deser, odnalazła się niespodziewanie przy moim legowisku. Pomyślałam, w razie czego wyłupię te złośliwe ślepia. Potwór zdawał się zbliżać. "Okno! Tak, okno, jakby co, to siup przez okno!" Do drzwi było za daleko. Jak ja pragnęłam wtedy umrzeć, zanim mnie dopadnie potwór ciemności. Byłam jak sparaliżowana meduza. Przylepiając się do ściany niemal zlewałam się z nią, nie było już gdzie się cofnąć, a to coś rosło w moich oczach. Zbliżało się do mojej galaretowatej osoby by mnie dopaść, stłamsić, zjeść, zabić. Wreszcie trafiłam na lampkę. Pstryk! I nastała światłość. "Och!, to znowu te pieprzone krasnoludki!".
|
|
|