Archiwum FiF
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Hubert Kolano Literatura
<<<strona 79>>>

 

Naprzód, motłochu

 

 

Tego dnia król Maciek Protektor brał kąpiel. Rano, gdy tylko pierwsze promienie bladego jeszcze słońca zajrzały do ponurych wnętrz królewskiej siedziby, rozpoczęły się gorączkowe przygotowania. Nawet, gdyby ktoś nie znał zwyczajów panujących na dworze Protektora, dostrzegłby bez trudu , że nie miała to być zwykła comiesięczna kąpiel władcy, wymuszona wrzaskliwymi protestami królowej Sabiny, która potrafiła posunąć się nawet do wypędzenia małżonka z łoża, byle postawić na swoim. Nieraz zdarzało się, że musiał on szukać schronienia w komnacie jednej z tuzina dam dworu.

Dziwnie zachowywali się łaziebni. Miast biegać z kubłami pełnymi gorącej wody między piecem a dębowa balią wypełniającą swą konstrukcją i przesadnymi, jak uważali niektórzy, zdobieniami niemal całą komnatę, stali z zadowolonymi minami wsparci plecami o ściany, wyłożone przed kilkoma dniami nowymi kafelkami w ulubionym kolorze Maćka Protektora.

Obok, na niewielkim stoliku, specjalnie na tą okazję podpartym jakimś pożółkłym zarządzeniem, by nie kiwał się bezwstydnie, spoczywał stos śnieżnobiałych, pachnących lawendą ręczników, dwie kostki mydła sprowadzonego zza morza i buraczkowa gąbka, bez której kąpiel nie byłaby możliwa.

Człowiek w szarej tunice rzemieślnika przerwał manipulacje przy dwóch pozłacanych kawałkach rur, wystających ze ściany, bez pośpiechu pozbierał rozsypane w nieładzie narzędzia i podszedł do drepczącego niespokojnie tam i z powrotem ministra usprawnień i postępu.

– Gotowe – zameldował krótko.

Minister zatrzymał się.

– Wszystko w porządku? – przyjrzał się rzemieślnikowi podejrzliwie.

– W jak najlepszym.

Dostojnik nie wyglądał na przekonanego. Jeszcze raz dokładnie obejrzał stojącego przed nim mężczyznę. I tym razem nie doszukał się jednak żadnych niepokojących znaków, więc oszczędnym ruchem ręki odprawił go, a sam podszedł do balii.

Westchnął ciężko. Dla łaziebnych, którzy najwyraźniej ani myśleli ruszać się spod bladoróżowych ścian, było to westchnięcie najzwyklejsze w świecie, jedno z tych, które okazuje się bardzo przydatne, gdy ktoś utknie na długi czas tam, gdzie zupełnie nie ma ochoty przebywać, zwłaszcza o świcie. Gdyby jednak wiedzieli o pewnym wydarzeniu, które miało miejsce przed niespełna miesiącem, zrozumieliby, że w tym prostym westchnięciu minister zawarł cały swój lęk i wszystkie nieprzespane noce, spędzone nad projektem, który właśnie dziś miał zostać zaprezentowany samemu królowi, a dzięki któremu oni mogli teraz pogwizdywać pod nosem.

Trzy tygodnie wcześniej Ministerstwo Usprawnień i Postępu wręczyło królowej, z okazji jej urodzin, najnowsze osiągnięcie Sekcji Czarów Użytkowych Departamentu Magii Stosowanej. Były to ręcznie wykonane bambosze z prześlicznymi pomponami, emanującymi w ciemności delikatną poświatę, tak by ich właściciel mógł je bez trudu odnaleźć w każdych okolicznościach.

Oprócz tego posiadały owe bambosze jedną jeszcze właściwość, która stała się przyczyną zmartwień ministra. Ich twórca, by uczynić swoje dzieło bardziej praktycznym sprawił, że przybiegały, gdy się zagwizdało. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na pewien drobny fakt. Królowa Sabina nie potrafiła gwizdać. A gdy wydobyła z siebie przenikliwy pisk mający, w jej mniemaniu, pełnić rolę zastępczego sygnału, bambosze wpadły w panikę i popędziły mrocznymi korytarzami, nic sobie nie robiąc z rozpaczliwych nawoływań upokorzonej władczyni.

Nie udało się ich odnaleźć. Co i rusz za to służki schodzące do piwnicy skarżyły się, że grasują tam wyjątkowo złośliwe duchy kąsające co zgrabniejsze dziewczęta po łydkach.

Po tych zajściach minister zaszył się w swoich komnatach, a do króla wysłał przez posłańca zwolnienie lekarskie stwierdzające, że nie jest w stanie spotykać się z kimkolwiek, a z królową w szczególności. Nie na wiele się ono jednak zdało. Rozwścieczona Sabina wdarła się do sypialni nieszczęśnika i gdyby nie strażnicy, których Maciek Protektor wspaniałomyślnie przydzielił do pilnowania go, los ministra byłby niepewny. Tylko dzięki nim i sprawnemu działaniu ministra dyplomacji udało się ocalić Głównego Innowatora.

Zawarto przy tym układ – królowa zgodziła się puścić nietakt w niepamięć, postawiła jednak przy tym warunek, by ministerstwo opracowało w ciągu dwudziestu dni kolejny wynalazek, tym razem działający bez udziału magii.

Słysząc to minister odetchnął. Od dawna pracował bowiem nad nową wersją sprzętu treningowego dla rycerzy. Wystarczyło jeszcze tylko poprawić kilka szczegółów i byłoby jak znalazł. Nie był to jednakże koniec żądań. By uniknąć gniewu władczyni, musiał minister zachęcić swym dziełem króla do kąpieli, a to stanowiło wyczyn godny najwyższych pochwał. Niechęć Protektora do mydła była równie wielka, jak jego chęć uczynienia życia swoich poddanych lekkim i szczęśliwym. Wyboru jednak nie było, zgnębiony minister kiwnął tylko z rezygnacją głową, mając nadzieję, że trzy tygodnie to dość czasu, by Sabina ochłonęła nieco, a przynajmniej, by przygotować się do ucieczki.

Jedno i drugie okazało się złudą. Królowa przydzieliła wynalazcy nie odstępującą go ani na krok eskortę i każdego dnia z nieukrywaną satysfakcją przypominała, że czas płynie. Tak więc zabrał się minister wraz z zastępem pomocników do pracy, a jej efekt miał już wkrótce ujrzeć światło dzienne.

Zaczynali schodzić się pierwsi zaproszeni przez Sabinę goście. Pojawiły się także damy dworu, stojące teraz w jednym z kątów komnaty i chichoczące między sobą, Rada Ministrów z kanclerzem na czele oraz pełny skład Ministerstwa Usprawnień i Postępu w tym pracownicy Sekcji Czarów Użytkowych, którzy starali się wyglądać tak niepozornie jak to tylko możliwe, gdy nosi się wysoką szpiczastą czapkę i brzęczący przy najmniejszym ruchu, pozłacany łańcuch. Oprócz tego królewskiej kąpieli mięli się przyglądać wszelkiej maści hrabiowie, baronowie z żonami, kilka księżnych i grupa barbarzyńców przybyłych na zamek z poselstwem.

Szybko okazało się, że miejsca w komnacie jest zbyt mało dla pomieszczenia wszystkich obecnych. Mistrz Jan, królewski architekt proponował niegdyś, by wyburzyć dwie ściany dzięki czemu można by zyskać wiele dodatkowej przestrzeni. Maciek Protektor zauważył wtedy jednak przytomnie, że w takim razie trzeba by wstawić odpowiednio większą balię i problem pozostał nierozwiązany.

Zgromadzili się więc pod ścianami tylko goście najznamienitsi, podczas gdy pozostali, pośledniejszego stanu, tłoczyć musieli się w wąskim korytarzu stając na palcach i szturchając ze złością co szerszych sąsiadów łokciami.

W całym tym rozedrganym tłumie znalazło się kilku smyków, którzy korzystając z zamieszania bawili się kosztem starszych udając, że są krasnalami zagubionymi na falującym na wietrze polu pszenicy. Krążyli to tu, to tam nawołując się głośno, co ułatwiło straży zamkowej szybkie ich wyłapanie i oddanie pod opiekę statecznych nianiek. Miał bowiem Protektor, aby w pełni skorzystać z kąpieli, rozebrać się do naga, a dzieci jak wiadomo cechuje niezrozumiała skłonność do nazywania rzeczy po imieniu.

Główny Innowator znów zaczął dreptać i co chwilę rzucał niepewne spojrzenie to na balię, to na wystające ze ściany rury, to w końcu w głąb korytarza.

Zbliżał się moment prezentacji. Już nie tylko zdenerwowanie ministra świadczył o tym, ale także pojawienie się gwardzistów z halabardami torujących w korytarzu przejście dla orszaku. Nie zważając na rozpaczliwe wrzaski ściskanych ponad wszelką miarę widzów, stanęli zwartym szpalerem z dumnie wypiętymi torsami.

U szczytu schodów ukazał się Maciek Protektor.

Monarcha kroczył dostojnie, okryty różowym szlafrokiem, ze stopami wsuniętymi niedbale w puchate kapcie. U boku Protektora szła wyprostowana Sabina w jedwabnej sukni zdobionej migotającymi srebrzyście nićmi. Na łabędziej szyi królowej pysznił się wysadzany diamentami naszyjnik, prezent od małżonka mający udobruchać Sabinę po tym, jak przyłapała Maćka w piwnicy na podpijaniu z beczki dojrzewającego wina.

Za dostojną parą podążały dwie służki, dbające by fałdy na sukni Sabiny układały się równo i osobisty lokaj króla, niosący w wyciągniętych przed siebie dłoniach gumową kaczkę, bez której władca nie chciał wejść do wody.

Rozmowy ucichły, wszystkie głowy pochyliły się z szacunkiem, gdy Protektor szedł ku balii z twarzą przystrojoną dobrotliwym uśmiechem ojca przyglądającego się swym, wiodącym szczęśliwe dzieciństwo, pociechom. Raz czy dwa skinął nawet subtelnie głową zwieńczoną szczerozłotą, ciężką od klejnotów koroną.

Zatrzymał się kilka kroków od schodków, po których wchodziło się do balii, jeszcze raz objął wzrokiem zgromadzonych, odchrząknął.

– Moi drodzy... – zaczął łamiącym się ze wzruszenia głosem. – Najdrożsi. I ty, Michale – zwrócił się do przygryzającego wargi ministra usprawnień i postępu.

– Czymże bylibyśmy dziś, gdyby nie rozwój nauki i techniki? Czymże byłoby nasze królestwo, gdybyśmy w trosce o dziedzictwo naszych ojców, słuszne przecież i godne szacunku, temu nie przeczę, ale jakże niedoskonałe zaprzestali poszukiwań? Tkwilibyśmy nadal w jaskiniach marznąc i przymierając głodem, niepewni następnego dnia, wystawieni na ataki szalejących żywiołów i dzikiego zwierza. Bez szans na ciepły kąt, dymiącą strawę, bez tych wspaniałych murów – wykonał przesadnie szeroki gest, tak że Sabina z trudem uniknęła uderzenia w twarz – zapewniających ochronę i bezpieczeństwo.

– Cieszy nas – kontynuował Protektor – gdy dzięki wytężonej pracy Ministerstwa Usprawnień i Postępu codzienny mozół naszych poddanych może być zmniejszony, by mogli oni korzystać z dobrodziejstw jakie niesie świat, tak jak jest im to przeznaczone. Nasza królewska troska obejmuje z radością wszelkie wysiłki, zmierzające do ziszczenia tego upragnionego celu. Tak i tym razem uczyniliśmy wszystko, co było w naszej mocy, by zapewnić wynalazcom warunki pobudzające do myślenia. Już za kilka chwil będziemy mogli podziwiać efekt ich starań, będąc świadkami kolejnego kroku, jaki czynimy w niepowstrzymanym marszu ku lepszej przyszłości.

Władca przerwał. Przez kilka chwil obserwował efekt, jaki wywarła na gościach przemowa. Zaśmiał się w głębi duszy, widząc zmieszanie i zazdrość na twarzach barbarzyńskich posłów. Nabrał powietrza.

– Zechcesz, Michale, zdradzić nam istotę swego pomysłu – uprzejmie, ale rozkazująco zachęcił ministra.

Ten zdobył się tylko na kilka grzecznościowych zwrotów i bez zbędnych ozdobników przeszedł do sedna.

– Wszystko opiera się na jednym założeniu. Noszenie wody wiadrami ze studni jest męczące. Postanowiliśmy zatem sprawić, by nie było to potrzebne, a woda płynęła sama.

– Czary, czary, czary – syknęła Sabina. – Są zawodne, jak zapewne wiesz.

– Słuszna uwaga, wasza wysokość – minister skłonił się lekko – ale tu o żadnej magii nie ma mowy. Wszystko odbywa się dzięki urządzeniom mechanicznym. Woda pobierana jest z odwiertu pod zamkiem i transportowana systemami rur do miejsca przeznaczenia. Jeden z tych systemów przechodzi dodatkowo nad paleniskiem, dzięki czemu u wylotu otrzymujemy wrzątek. Wystarczy jedynie zmieszać go w odpowiedniej proporcji z wodą chłodną i można zażywać kąpieli. Wszystko bez najmniejszego wysiłku.

– Twierdzisz zatem, że z tych rur, które wystają ze ściany, popłynie woda? – zapytał Protektor.

– Tak, wasza miłość. Z jednej wrzątek, z drugiej woda zimna.

– A jak sprawić, by to nastąpiło?

– Jak zapewne bystre oko waszej miłości już dostrzegło, obok każdej z rur umieszczony został kawałek sznurka. Pociągnięcie zań jest sygnałem. Kolejne pociągnięcie natomiast przerywa strumień.

– Jaka siła sprawia, że ciecz wspina się wbrew naturze? – zainteresował się kanclerz.

– Otóż w podziemiach, przy źródle zamontowaliśmy pompę napędzaną siłą mięśni niewolników, pobierającą wodę z dołu i pchającą ją ku górze. Jak więc wasza wysokość widzi, czary nie są tu potrzebne – zakończył z satysfakcją spoglądając na królową.

– Znakomicie! – zagrzmiał Maciek Protektor. – Wypróbujmy zatem to cudo w działaniu.

Z pomocą jednego z łaziebnych zdjął szlafrok i wszedł do balii. Ciszę przerwał niekontrolowany wybuch śmiechu. To jeden z barbarzyńców wyciągany z komnaty przez towarzyszy wskazywał Protektora palcem. I nie wiadomo było, czy chodzi mu o królewskie przyrodzenie, czy raczej o znacznie bardziej władczo wyglądający brzuch, kiwający się przy każdym kroku.

– Co za brak kultury! – oburzyła się dama dworu z misternym kokiem na głowie.

– Cóż, bydlęta – przytaknęła jej sąsiadka . – Moim zdaniem nie powinno się takich w ogóle wpuszczać do zamku.

– Spokojnie, moje panie – głos króla zabrzmiał dziwnie spokojnie. – Nie możemy się tak wywyższać. Są prymitywni, tym bardziej więc musimy być wyrozumiali. Po to właśnie przybyli, by zapoznać się z naszymi osiągnięciami.

Dał znak łaziebnym, by zbliżyli się z mydłem, lokaj podał kaczkę.

– Michale, uruchom urządzenie – zadysponował Maciek Protektor.

Minister wystudiowanym gestem pochwycił sznurki. Pociągnął kolejno i odwrócił stężałą w napięciu twarz ku słońcu. W gęstą ciszę wzbijał się, wpierw odległy, potem coraz bliższy i potężniejszy bulgot, by w końcu wytrysnąć podwójnym strumieniem i donośnie uderzyć o drewnianą powierzchnię.

Rozległy się oklaski, kilka osób podeszło do Głównego Innowatora, potrząsali dłonią oszołomionego jeszcze ministra, poklepywali po ramieniu. Protektor stał wyprężony pośrodku balii, uśmiechnięty pozdrawiał zebranych tryumfalnym gestem.

Wśród ogólnego entuzjazmu tylko Sabina stała z zaciśniętymi ustami, smakując porażkę.

Lecz gdy Protektor pochylił się i delikatnie wypuścił na wodę swoją gumową kaczkę, szum wody ustał.

Minister usprawnień i postępu poczuł jak ziemia pod jego stopami coraz mocniej się kołysze. Osamotniony nagle, wpatrywał się z niedowierzaniem w ostatnie krople spadające z bezlitosnym chlupnięciem.

– To spisek – zdołał jęknąć.

 

*

 

– Niewolnicy nie chcą pracować.

– Jak to nie chcą pracować?! – krzyknął Protektor. – Przecież na tym polega bycie niewolnikiem!

Stał na schodach prowadzących do pomieszczenia, gdzie znajdowała się pompa. Wezwani rzemieślnicy szybko ustalili, że przyczyną kłopotów nie jest awaria, ale właśnie brak siły napędowej.

– Strajkują.

– Co robią?

– Strajkują, wasza miłość.

– Akurat teraz? Przecież dostali wolne soboty. Mogą wtedy robić, co im się podoba. Dziś mają kręcić kołem!

– Twierdzą, że strajku w sobotę nikt by nie zauważył.

– Wątpią w naszą troskę?!

– Obawiam się, że tak, wasza miłość – mruknął nadzorca, oglądając swoje wypielęgnowane paznokcie.

– Bezczelni! – król zatrząsł się z wściekłości. – Wezwać ministra prawa i porządku, natychmiast!

Minister pojawił się błyskawicznie. Łapiąc oddech skłonił się lekko, czerwieniejąc coraz bardziej.

– Zrób z nimi porządek – nakazał Protektor.

Obrońca praworządności sapnął przeciągle, pulchną dłonią podrapał się po łysiejącej głowie.

– Ciężko będzie – jęknął niepewnie.

Król nie musiał odpowiadać. Jego spojrzenie było aż nadto wymowne. Minister stęknął jeszcze raz, uchwycił w dwa palce brzeg szaty i ostrożnie pokonał stopnie, dzielące go od grupy mężczyzn w płóciennych kombinezonach. Na widok urzędnika przerwali toczoną półgłosem dyskusję.

– Witajcie – zagadnął minister.

W odpowiedzi usłyszał pomruk.

– Eee... Jego wysokość jest bardzo wzburzony. Chciałby wziąć kąpiel... I goście... no... Może odłożylibyście ten strajk do jutra?

Ponownie dał się słyszeć pomruk, tym razem głośniejszy i jakby groźniejszy.

– Tak, rozumiem. To może choć do wieczora?

Półtora tuzina nieprzyjaznych par oczu wpatrywało się nieruchomo w ministra.

– Będziemy... – kątem oka sprawdzał odległość od strażników i schodów. – Będziemy zmuszeni użyć siły – wyrzucił z siebie piskliwie.

Nic złego się nie stało. Grupa mężczyzn zafalowała tylko lekko po czym wypluła jednego z nich.

– To będzie niezgodne z prawem – powiedział niewolnik.

Czysty, niski głos wzbudzał zaufanie. Minister odetchnął, rad, że udało się doprowadzić do dialogu.

– Dekret o niewolnictwie zabrania używania przemocy wobec niewolników. I gwarantuje godne traktowanie – przypomniał mężczyzna. – A jeszcze dekret o prawach obywatela...

Było jasne, że bez negocjacji się nie obejdzie.

– Będą pracować? – dopytywał się ze schodów Protektor.

– Robię co mogę, wasza miłość – zapewnił stróż porządku.

– Pospiesz się, goście czekają – w głosie monarchy brzmiało zniecierpliwienie.

Nie było wyboru.

– Czego chcecie? – dla ratowania głowy, minister postanowił skrócić negocjacje do niezbędnego minimum.

– Właśnie przygotowywaliśmy listę postulatów. Gdybyś zechciał poczekać, panie, jakąś godzinę, będziemy mogli zaprezentować ostateczną wersję. No, sam rozumiesz, strajk zaczął się tak niespodziewanie, że nie zdążyliśmy dopracować szczegółów. Trzeba korzystać z okazji.

– Ale nie mamy godziny! Jeszcze chwila, a król pośle was wszystkich na męki, a mnie razem z wami. I nie będzie się oglądał na żadne dekrety. Albo wyda nowe.

– Bez obaw – uspokoił ministra niewolnik. – Kaci przyłączą się do nas. Ostatnio skarżyli się na uciążliwe warunki pracy. Hałas im przeszkadza, czy coś takiego.

– Długo jeszcze? – zabrzmiał głos króla. – Marznę.

– Proponuję by wasza miłość udał się do łaźni, panuję nad sytuacją – odkrzyknął minister.

– Tylko się pospiesz.

– Może jednak pomówimy o roboczej wersji postulatów? Zależy mi na czasie – po wyjściu Maćka Protektora, minister podjął negocjacje.

Niewolnik zamyślił się. Po chwili pokiwał głową.

– Dobrze. Jeśli dojdziemy do porozumienia, będziemy dziś pracować, ale do pozostałych żądań wrócimy jutro.

– Niech tak będzie – zgodził się minister zadowolony z postępów w rozmowach. – Więc? – zachęcił.

– Po pierwsze, musimy mieć przerwę. To poniżające, jeść drugie śniadanie w czasie pracy. Mamy potem niestrawności.

– Ale... Już i tak pracujecie tylko po osiem godzin!

– Nie jesteśmy maszynami – niewolnik rozłożył bezradnie ręce. – W ten sposób rośnie wydajność i korzyść mają obie strony.

– Dziesięć minut wystarczy?

– Dwadzieścia.

– Żartujesz?

Mężczyzna zaczął poprawiać guziki kombinezonu. Dwa i pół tuzina guzików.

– Piętnaście? – minister doszedł do wniosku, że musi zażądać podwyżki.

– Możemy zgodzić się na piętnaście, jeśli dwa razy w tygodniu będziemy mogli się kąpać.

– W porządku. Co dalej?

Negocjacje trwały jeszcze kwadrans. W tym czasie członek rządu przypomniał sobie, że dawno nie był na urlopie. Okazja ku temu nadarzała się wyśmienita, bo i niewolnicy wybierali się wkrótce na wycieczkę nad morze. Zgodził się także na zawieranie małżeństw, bez pytania kogokolwiek o zgodę, świąteczne paczki, emeryturę i gwarancję utrzymania niezależnie od tego, czy niewolnik pracuje, czy nie. Wyczerpany przekazał swoich rozmówców pod opiekę drzemiącemu nadzorcy i wspiął się po schodach, by zakomunikować królowi o sukcesie.

 

*

 

Cucony przez Protektora minister usprawnień i postępu powoli odzyskiwał świadomość. Nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego leży na podłodze w łaźni, otoczony tłumem dworaków i dlaczego król potrząsa nim wykrzykując, że niczemu nie jest winien i wszystko działa. Dopiero, gdy jego wzrok padł na dwie pozłacane rury, pamięć wróciła. A z nią strach. Królowa potrafiła być bardzo mściwa.

– Michale, to niewolnicy. Przestali pompować, dlatego woda nie leciała.

Niewolnicy. Zatem wygłupił się. Wszystko przez to zmęczenie. Może urlop? Tylko czy król pozwoli?

– No, wstawaj wreszcie i zaczynamy od początku.

Stanął niepewnie na nogach, wspierany przez strażnika. Maciek Protektor popędzał go z balii. Minister podszedł do ściany i pociągnął za sznurki. Popłynęła woda. Wraz z nią pojawiła się ulga. Jednak się udało. Dwa wodospady huczały donośnie, wypełniając szybko jezioro, po którym wkoło pływała gumowa kaczka.

Gdy woda sięgała Maćkowi do połowy łydki, zabulgotało, coś zgrzytnęło.

Monarcha zawył. W dwóch susach znalazł się poza balią.

– Dość tego! Zamknąć ich! Zamknąć ich wszystkich!

– Spokojnie, wasza miłość – do komnaty wśliznął się nie niepokojony przez nikogo gnom. – To nie oni. Pozwól, panie, że się przedstawię. Jestem Knypeliusz. Chciałbym porozmawiać o dekrecie o mniejszościach. Mamy kilka uwag, które zechce, być może, wasza miłość uwzględnić w zamian za odkręcenie wody.

 

 

Okładka
Spis Treści
Tomasz Agurkiewicz
Tomasz Agurkiewicz
Jacek Andrzejczak
Jacek Andrzejczak
Jacek Andrzejczak
Jacek Andrzejczak
Tomasz Bąkowski
Shigor Birdman
Ryszard Bochynek
Dawid Brykalski
Dawid Brykalski
Charms
Sebastian Chosiński
Paweł Ciemniewski
Paweł Ciemniewski
Gregorio Cortez
Gregorio Cortez
EuGeniusz Dębski
EuGeniusz Dębski
EuGeniusz Dębski
EuGeniusz Dębski
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Tomasz Duszyński
Tomasz Duszyński
Tomasz Duszyński
Tomasz Duszyński
Łukasz Dylewski
Mateusz Dymek
Ryszard Dziewulski
Ryszard Dziewulski
Piotr Ferens
Michał Fijał
Michał Fijał
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Jurij Gawriuczenkow
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Jakub Gruszczyński
W.Grygorowicz
Agnieszka Hałas
Agata Hołuj
Agata Hołuj
Agata Hołuj
I.Ilf i J.Pietrow
I.Ilf i J.Pietrow
Jacek Inglot
Jacek Inglot
Dariusz S. Jasiński
Dariusz S. Jasiński
Dariusz S. Jasiński
Maciej Jesionowski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Daniel 'Beesqp' Jurak
Daniel 'Beesqp' Jurak
Maciej Jurgielewicz
Maciej Jurgielewicz
Maciej Jurgielewicz
Maciej Jurgielewicz
Irena Juriewa
Irena Juriewa
KAiN
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Tomasz Kolasa
Mariusz Koprowski
Mariusz Koprowski
Mariusz Koprowski
Marcin Korzeniecki
Rafał Kosik
Kot
Kot
Kot
Kot
Justyna Kowalska
Justyna Kowalska
Justyna Kowalska

Archiwum cz. II
< 79 >