Archiwum FiF
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Jacek Andrzejczak Literatura
<<<strona 04>>>

 

Cztery według Nicolaia Kafta

 

 

Patrzył się na niego. Było już dawno po zmierzchu, a mężczyzna stojący po drugiej stronie uliczki wciąż wpatrywał się w stojącego za oknem Nicolaia Kafta. Światło w pokoju Nicolaia było zgaszone, ale gdyby postać stojąca na skraju ulicy potrafiła widzieć w ciemności, to ujrzałaby niewysokiego, starszego mężczyznę wspierającego się lewą ręką na krótkiej, sięgającej mu do bioder, lasce. Widziałaby jego przetartą zmarszczkami twarz, smutne, brązowe oczy i długie, czarne włosy, poprzecinane siwizną. Z pewnością zauważyłby, że mężczyzna ten ubrany jest w nowe, lśniące czernią palto, w czarne spodnie uprasowane w idealnie symetryczny kant, oraz błyszczące buty z ciemnobrązowej skóry. Patrząc na Nicolaia pomyślałby zapewne, że zamierza on opuścić swoje mieszkanie. Ale nie mógł tego wiedzieć, nie mógł nawet przypuszczać. Światło w pokoju Nicolaia było zgaszone – żaden człowiek nie mógł zobaczyć co kryje się w ciemnościach jego mieszkania.

A jednak wysoki mężczyzna wpatrywał się w niego. Był tego pewien.

Teraz widział dokładniej – jeden z przejeżdżających samochodów oświetlił go na moment. Szarobrązowy kapelusz, pastelowy płaszcz do kostek. Palacz. Niemłody – trzydzieści, może trzydzieści pięć lat. Nicolai dokładnie zapamiętywał wszystkie szczegóły jego wyglądu, koncentrując na nim wszystkie zmysły. A zwłaszcza słuch. Wyciszył wszystkie otaczające go dźwięki i słuchał. Słuchał głosu jego serca.

Nic. Cisza.

– A więc nie jesteś człowiekiem – mruknął do siebie i oddalił się od okna normalizując swój słuch.

Przeszedł do swego pokoju i zapalił w nim małą lampę, która stała na drewnianym, kanciastym biurku, zawalonym książkami i dziesiątkami zapisanych kartek papieru. Sięgnął do uchwytu prawej szuflady i otworzył ją, wyjmując z niej niewielką lupę o grubej soczewce. Przyjrzał się jej mrużąc oczy, potem schował pospiesznie do kieszeni swego palta i udał się do wyjścia. Lecz zatrzymał się i zawrócił przypominając sobie o przedmiocie, bez którego nie odważyłby się wyjść ze swego mieszkania. Pospiesznie, lecz lekko utykając na lewą nogę, doszedł do swej szafy w pokoju sypialnym i otworzył ją energicznym ruchem. Białe koszule, garnitury, spodnie – wszystko idealnie poukładane i wyprasowane, i jeszcze coś. Rozsunął ubrania na boki i popchnął oburącz ścianę szafy. Mechanizm zaskoczył i kawałek betonu wsunął się daleko do środka, odsłaniając schowek głęboko wyryty w ścianie. Nicolai sięgnął tam obydwoma rękami. Uśmiechnął się, gdy poczuł pod palcami zimną stal. Wyszedł z swej płaskiej szafy i położył na stole kilka przedmiotów. Długa lufa peacemakera błyszczała się w świetle, które rzucały lampy i latarnie z ulicy, jego drewniana, okuta metalem rękojmia miała dziwnie wydrążone półkola tuż pod spustem, najprawdopodobniej po to, by pistolet leżał wygodnie w dłoni właściciela. Leżały tam również nabijane ostrymi ćwiekami, czarne rękawice oraz niewielkie pudełko. Nicolai usiadł na krześle i precyzyjnie wyjmował podłużne naboje z pudełka ładując je do otwartego bębenka peacemakera. Dziesięć komór – to nie była zwykła broń. Założył rękawice zaciskając i prostując dłoń, skóra musiała się trochę rozciągnąć. Wstał i odgarnął płaszcz jednym ruchem ręki, pistolet wsadził w głęboką wewnętrzną kieszeń, teraz wystawała z niej tylko kolba. Opuścił swoje mieszkanie szybko, by nie zostać zauważonym przez starszą kobietę, u której je wynajmował. Robił tak, odkąd jeden z Selekcjonerów nie rozwalił mu nogi.

Wpłynął w pusty mrok, jakby sam był ciemnością, albo to ciemność była jego kochanką. Zatopił się we mgle. Słychać było jedynie ciche stuknięcia metalu o jezdnię. Zatrzymał się w miejscu gdzie stał wcześniej mężczyzna z kapeluszem. Stanął dokładnie tak, jak on i popatrzył się na swoje okno. Miejsce to, było częściowo przesłonięte dwoma wyschniętymi wierzbami wyrastającymi z krzywego chodnika, dawało więc pewną osłonę i można było znakomicie prowadzić obserwacje domu stojącego dziesięć metrów dalej.

To bez sensu. Znał selekcjonerów. On sam nie przydałby się im zupełnie do niczego – był zbyt stary, poza tym jego noga... co prawda walczyli z nim, ale od czasu afery z Parkerem dali mu spokój. Nie wiedział dla czego. Selekcjonerzy... już dawno o nich nie słyszał. Kiedyś nie było dnia, żeby kogoś nie zabili. A teraz... Nicolai przez długi czas nie ruszał się z domu, a im dłużej w nim siedział, tym bardziej czuł, że coś nie jest w porządku.

Zaraz, przecież w domu była jeszcze jedna lokatorka. Głupi Nicolai, głupi Nicolai – dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałeś, powtarzał w myślach idąc pospiesznie w stronę domu pani Leech. Próbował iść jak najszybciej, ale jego noga... z każdym krokiem, z każdym stuknięciem laski o ziemię, bolała go coraz bardziej. Klął pod nosem, przeklinał i gdy już miał wejść do klatki schodowej – drogę zastąpiła mu jakaś postać. Nie widział dokładnie, zresztą nie przyglądał się jej. Poczuł zaś obrzydliwy odór i dopiero wtedy – gdy światło lampy, przymocowanej tuż obok drzwi wejściowych, przesłoniło jej obwiniętą łachmanami twarz – zobaczył, że to kobieta.

– Dobry panie, daj parę groszy, jeśli łaska... – nie dokończyła, odtrącił ją uderzając końcem laski prosto w twarz, kobieta upadła na wilgotny od mgły asfalt. Tuż przed schodami wyciągnął swój pistolet z wewnętrznej kieszeni płaszcza. Był ciężki, już dawno nie trzymał go w dłoni. Przyłożył lufę do czoła i poczuł na nim, kojący chłód swej broni. Powoli, mając za plecami ścianę, wspinał się do góry. Stopień po stopniu. Pochłaniając każdy szelest, zlewając się z wilgocią całego domu, z całą jego obrzydliwością. Z jego pustością. Zimny profesjonalizm wziął górę nad strachem, bo przecież czego miał się bać – śmierci? Zabijał tyle razy, że było mu wszystko jedno. Zabiją jego, zabije ich. Kiedyś myślał, że uda mu się wyrwać z tego miejsca. Miasteczko bardzo go zmieniło. Wyprało z uczuć. Zostawiło same nałogi. Amfetaminę, selekcjonerów. O tak – im więcej ich zabijał, tym większą satysfakcję mu to sprawiało. Aż w końcu oni zabiją jego. Tak jak amfetamina. Nawet teraz czuł jak krąży w jego żyłach. Ahh... tak bardzo ją kochał... tak bardzo.

Pierwsze piętro. Cisza. Drzwi. Stuk, stuk. Kroki zza drzwi. Ktoś je otwiera.

– Ach, dobr... – Nicolai wepchnął ją brutalnie do mieszkania i błyskawicznie zniknął za drzwiami.

– Niech pani się zamknie. – krzyknął na nią, widząc zdziwienie i grymas złości na jej twarzy – Niech pani się zamknie i posłucha.

– Ale... ale co się stało!?! – zdezorientowanie kobiety denerwowało go.

– Selekcjonerzy – szepnął i odciągnął ją od drzwi. – Oni panią obserwują. Chcą zabić. – zakasłał ciężko – Uciekniemy. Pomogę pani uciec. Chyba, że nie chce pani żyć... nie, nie – przepraszam.

– Ale ja nie mogę. Moje dziecko... ono jest chore – wyszeptała z przerażeniem.

– Gdzie jest pani dziecko?

– W swoim pokoju. Śpi.

– Niech pani tutaj poczeka. – powiedział i pokuśtykał szybko do pokoju z zamkniętymi drzwiami. Otworzył je i wszedł do pokoju.

Co ja robię?

Potężny, głuchy strzał wstrząsnął całym budynkiem. Potem drugi, trzeci... chwilę później i czwarty. Z pokoju wyszedł Nicolai, trzymając w prawej ręce zawinięte w niebieski kocyk dziecko, podał je matce. Niemowlę płakało. Jego krzyk wdzierał się w uszy, drażnił. Z lufy peacemakera sączył się powoli gęsty dym. Dym i wszystko nim zasnute, wszystko przesączone dymem.

– Co się stało? – spytała ciągle przestraszona.

– Selekcjonerzy. – mruknął bardziej do siebie niż do niej.

– Kim oni... są... Czego chcą od nas? – zaszlochała głucho.

– Nie wiem... Nikt nie wie. Zabijają. Śmierć jest czymś, co kochają jak matkę. Tak samo, jak jej nienawidzą – więc zabijają ją. Próbują... Zabijają nas, ale uciekniemy. Idź za mną. Proszę. – podszedł do drzwi i wystrzelił w nie na ślepo cztery razy – za każdym strzałem opuszczał broń trochę niżej. Potem otworzył je ostrożnie i przylgnął do ściany obok, patrząc się na podłogę.

No podłodze leżał mały chłopiec – zwykły, czarnowłosy chłopiec ubrany w brązową kurtkę i szare spodnie.

Jestem ślepcem.

Zabijam na ślepo.

Jestem jak oni.

Krzyk kobiety. Dla czego?

– Boże, przecież... przecież to mały chłopiec. – teraz ona płakała jak niemowlę, które trzymała w rękach.

Chciało mu się rzygać, jego ciałem targnęły mocne drgawki. Poszedł dalej, ocierając pot z czoła.

– Chodźmy, proszę! – Krzyknął na nią zachrypłym głosem. Oddychał coraz ciężej, jego ciało słabło, oplatał je coraz dotkliwszy chłód.

Stali niespokojni, w ciszy spoglądając na dwie wyschnięte wierzby i kogoś jeszcze. Patrzył się na nich, stojąc po drugiej stronie ulicy. Palący papierosa mężczyzna w kapeluszu.

Zbliżyli się do niego czując na sobie palący wzrok, jakim ich drążył. Teraz widzieli jego twarz, chociaż kobieta trzymała się z boku, jej ciało trzęsło się przeraźliwie, głowę miała wtuloną w swe dziecko, chyba nawet nie wiedziała gdzie jest. Szeptała coś po cichu do niego i kołysała go powoli, a na jej twarzy zastygł smutny uśmiech. Nicolai uniósł swą broń celując w wysokiego mężczyznę.

– Zawsze chciałem... spojrzeć w oczy bestii. – powiedział ze szczątkową, ale szczerą fascynacją mężczyzna zdejmując z głowy kapelusz i ukłonił się lekko.

– Jedyną bestią, którą widzę, jesteś ty! – wychrypiał Nicolai.

– Więc jesteś ślepcem! Ach, co ten wiek robi z ludźmi. Szkoda... – postać zaciągnęła się mocno papierosem i wypuściła gęsty dym nozdrzami – Zapomniałeś o podstawowej zasadzie, Nicolai – patrząc w otchłań, zapomniałeś, że i ona patrzy się na ciebie, zna twoje myśli... Jesteś jak my, drogi Nicolai. Zabijając mnie, udowodnisz to tym bardziej.

– Pieprzę... – wymruczał i lekko pociągnął za spust. Nabój wyprysnął z lufy peacemakera i przebił czaszkę mężczyzny na wylot. Papieros ciągle tkwił w kąciku ust selekcjonera, lecz wyleciał zaraz, bo mężczyzna upadł na kolana i opuścił głowę. Nicolai wystrzelił jeszcze trzy razy, jasna krew bryzgnęła na chodnik i smutne, wysuszone wierzby. Selekcjoner padł twarzą na zimne, szare płyty chodnika. Nicolai obrócił się, ale nie zobaczył nikogo. Słyszał tylko oddalające się kroki, cichnące w mroku i pustce. I strzał. Nie – dwa strzały.

Przymknął powieki na dłuższy moment i otworzył je.

Otaczał go tłum ludzi o sztucznie sympatycznych uśmiechach. Kobiety, dzieci, mężczyźni. Dziesiątki oczu obserwowało go z zaciekawieniem. Usłyszał głos jakiegoś dziecka. Był piskliwy i wbijał się w uszy jak dwie cienkie igły. Na początku Nicolai nie rozróżniał słów, ale w końcu mały chłopczyk wyszedł z kręgu ludzi i powiedział.

– Ostatnie dwie kule są dla pana. – zapiszczał, a był to ten sam chłopiec, którego zabił wtedy w domu pani Leech.

– Ale dlaczego? Ludzie, przecież zawsze strzegłem was przed złem! Gdyby nie ja... – Nicolai złapał się za skronie.

– Ostatnie dwie kule są dla pana. – powtórzył niezmiennym tonem chłopiec.

– Myślisz, że tylko ty możesz być sędzią i katem? Ostatnie dwie kule są dla ciebie, Nicolai. – usłyszał głos z tłumu.

– Tylko spróbujcie. Tylko się zbliżcie, rozwalę was. Zabiję was wszystkich! – powiedział bełkotliwym głosem i zaczął wymachiwać swoim pistoletem na lewo i prawo, mierząc w tłum.

– No właśnie. – powiedział ktoś – Bierzcie go.

Nie zdążył strzelić – rzucili się na niego i brutalnie unieruchomili. Ktoś zabrał mu broń, ktoś rozwarł mu szczęki i wsadził w nie kołek. Nicolai zacharczał bezsilnie gdy jakaś kobieta wetknęła mu lufę pistoletu głęboko w buzię.

Bum. I biel. Nawet nie poczuł.

Ludzie szybko rozchodzili się do swych domów. Mieli teraz dużo pracy. Ktoś musiał przecież to wszystko posprzątać...

Okładka
Spis Treści
Tomasz Agurkiewicz
Tomasz Agurkiewicz
Jacek Andrzejczak
Jacek Andrzejczak
Jacek Andrzejczak
Jacek Andrzejczak
Tomasz Bąkowski
Shigor Birdman
Ryszard Bochynek
Dawid Brykalski
Dawid Brykalski
Charms
Sebastian Chosiński
Paweł Ciemniewski
Paweł Ciemniewski
Gregorio Cortez
Gregorio Cortez
EuGeniusz Dębski
EuGeniusz Dębski
EuGeniusz Dębski
EuGeniusz Dębski
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Tomasz Duszyński
Tomasz Duszyński
Tomasz Duszyński
Tomasz Duszyński
Łukasz Dylewski
Mateusz Dymek
Ryszard Dziewulski
Ryszard Dziewulski
Piotr Ferens
Michał Fijał
Michał Fijał
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Jurij Gawriuczenkow
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Jakub Gruszczyński
W.Grygorowicz
Agnieszka Hałas
Agata Hołuj
Agata Hołuj
Agata Hołuj
I.Ilf i J.Pietrow
I.Ilf i J.Pietrow
Jacek Inglot
Jacek Inglot
Dariusz S. Jasiński
Dariusz S. Jasiński
Dariusz S. Jasiński
Maciej Jesionowski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Daniel 'Beesqp' Jurak
Daniel 'Beesqp' Jurak
Maciej Jurgielewicz
Maciej Jurgielewicz
Maciej Jurgielewicz
Maciej Jurgielewicz
Irena Juriewa
Irena Juriewa
KAiN
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Tomasz Kolasa
Mariusz Koprowski
Mariusz Koprowski
Mariusz Koprowski
Marcin Korzeniecki
Rafał Kosik
Kot
Kot
Kot
Kot
Justyna Kowalska
Justyna Kowalska
Justyna Kowalska

Archiwum cz. II
< 04 >