Archiwum FiF
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Andrzej 'Soulless' Kozakowski Literatura
<<<strona 06>>>

 

Niebieski

 

 

Wyłączył radio, zapiął ciepłą, jesienną kurtkę i podniósł swój, obity czarną skórą neseser. Dokładnie zamknął za sobą drzwi i zjechał windą do podziemnego garażu. Uruchamiając swój sportowy samochód, odruchowo poprawił w lusterku grzywkę i włączył radio. Po dwudziestu minutach szybkiej jazdy autostradą numer 105 skręcił w kierunku elektrowni.

– Witam, panie Holdram – przywitał go strażnik, sprawdzając przepustkę przy szlabanie wjazdowym – jak samopoczucie w tą kiepską pogodę?

– Dziękuję, dobrze – odpowiedział krótko Filip i na jego twarzy pojawił się grymas, który mógłby być uśmiechem, mówiącym "naprawdę bym z tobą chętnie porozmawiał, ale chyba już i tak jestem spóźniony".

Dojechał do swojego miejsca parkingowego, wysiadł, wtulając głowę w kołnierz kurtki, wziął neseser i zamknął drzwi samochodu. Idąc w kierunku wejścia dla obsługi technicznej, odruchowo obejrzał izolatory stacji wysokiego napięcia. W zeszłym tygodniu dwa z nich pękły i podejrzewał, że cała ich partia mogła być wadliwa. Oczywiście, gdy będzie kolejna awaria, to właśnie jego wyślą, by je wymienił, tak jakby nie miał nic lepszego do roboty, niż łażenie po czterdziestometrowych słupach i pilnowanie ludzi, walczących z oporną materią i lodowatym wiatrem.

Przejrzał pobieżnie raporty i podpisał odbiór poprzedniej zmiany. Wszyscy ludzie z jego brygady byli już w pracy i rozmawiali przy kawie o wczorajszym meczu. Przywitał się z nimi, zlecił rutynowe przeglądy i zamknął się w swoim biurze. Włączył firmowego laptopa i sprawdził pocztę. Dziś nie było tego wiele, pełen wyrzutów list od byłej dziewczyny, który szybko wylądował w koszu, jedno polecenie od kierownika i list od przyjaciela:

"Cześć RamFi. Wczoraj z nudów szperałem trochę po sieci i znalazłem kilka rzeczy na usenecie, które mogłyby cię zainteresować. Zajrzyj na soc.psychologia.samozycie i odpisz, co o tym myślisz. Pozdrowienia, Scatcher."

Filip odbębnił papierkową robotę, wydrukował wyniki, położył je na krawędzi biurka, tak, by mieć alibi w razie wizyty szefa i zalogował się do serwera grup dyskusyjnych. Szybko dodał nową subskrybcję i zaczął przeglądać nagłówki. Jedyne, co rzuciło mu się w oczy, to dyskusja, która osiągnęła już liczbę ponad dwustu wątków, która rozpoczęła się od wiadomości wysłanej przez nieznanego mu osobnika, podpisującego się jako MindDigger. List był krótki:

“Path: news.public.net!not-for-mail

From: "MindDigger" <minddigger@haven.of.heaven.org>

Newsgroups: soc.psychologia.samozycie

Subject: Nie wiem co się dzieje...

Date: Tue, 16 Jan 2001 05:37:11 +0100

Nie wiem, co się ze mną dzieje. Od kilku dni nic nie sprawia mi przyjemności. Zauważyłem też, że bardzo szybko zapominam o nieprzyjemnych przeżyciach. Zupełnie jakbym codziennie budził się z wypranym mózgiem. Nie pamiętam nawet czemu wczoraj wkurzały mnie jakieś drobiazgi, a przecież pamiętam, że byłem wściekły. Czy to początek sklerozy? A może powinienem to wszystko olać, bo zapewne jutro nie będę nawet pamiętał, że dzisiaj mnie to zaniepokoiło?".

To zupełnie tak jak ze mną, gdy rzuciła mnie Joanna – pomyślał Filip. Kiedyś też przeżywałem rozstania mocniej, a teraz, zaledwie po kilku dniach, zapomniałbym o tym, gdyby nie jej e-maile. Po chwili zaczął czytać pierwszą odpowiedź na ten wątek, a po drugiej, po jego plecach przeszedł niepokojący dreszcz. Nie zdławił przekleństwa wypowiedzianego tonem niedowierzania. Sprawdził odruchowo podpis odpowiadającego, nie, Filip nigdy nie pisał na tę grupę. Post brzmiał:

"To zupełnie tak jak ze mną, kiedy rozstałem się z dziewczyną. Wiązałem z nią poważne plany na przyszłość, a teraz mnie nawet nie boli to, że odeszła z innym. Ale do jasnej cholery minęły dopiero dwa dni! Nie jestem jakimś pieprzonym automatem, by spłynęło to po mnie jak po kaczce. Dopiero teraz się wkurzam, ale nie na nią, tylko na siebie, że tak łatwo zapomniałem o swoich emocjach, mimo że byłem przekonany, że ją kocham. Pamiętam, że chciałem się nawet przez nią truć, czy wieszać. A teraz nic. Może ja też jestem bez uczuć? Może ta skleroza jest zaraźliwa? Kristof A. Iwann."

Szybko przejrzał wszystkie następne listy. Znalazł jedną fachową poradę psychiatry, kilkanaście odpowiedzi silących się na humor i ponad setkę postów, zawierających bardzo podobne do siebie przykłady ludzi, którzy zastanawiali się nad przyczynami swojego odczłowieczenia. W kilku słowach dopisał swój głos do dyskusji, swoje podobne przeżycia i przełączył się na swoją ulubioną grupę rec.sff, zamierzając zcrossować wątki, by tematem zainteresować grupę ludzi o otwartych umysłach.

W tej samej chwili światła rozbłysły nagle jaśniej i z oddali dał się słyszeć przytłumiony huk, który zbiegł się w czasie z rozbłyskiem lampy alarmowej. Filip zaklął pod nosem, zamknął laptopa, podszedł do szafki, założył roboczą kurtkę i kask. Wybiegł ze swojego biura w kierunku pokoju kontroli, po drodze mijając, biegnącą w przeciwnym kierunku, drugą brygadę. Markez, który sapiąc, biegł za swoimi ludźmi, zdążył tylko krzyknąć:

– Chyba dziś padło na mnie, walnęło w podstacji miejskiej – wykrztusił w kierunku Filipa.

Filip odetchnął z ulgą, prawdopodobnie nie będzie musiał ze swoimi ludźmi dziś wychodzić na zewnątrz. Jednocześnie współczuł Markezowi. Zwolnił nieco kroku i rozluźniony wszedł, do pełnego już, pokoju.

– Musimy przełączyć czwartą linię na centrum – mówił koordynator – zachodnie dzielnice dostaną prąd dopiero, gdy usuniemy awarię. Holdram, – dodał, gdy tylko zauważył Filipa – ty pakuj swoich ludzi i wybierz się do stacji 202, daj tymczasowe zasilanie dla szpitala i telekomunikacji, potem połącz się ze mną – dodał, wręczając Filipowi radiotelefon.

– Tak jest, szefie – odparł krótko. Wolał wyjść jak najszybciej i zrobić swoje, zanim Krappowi przyjdzie do głowy dodać mu jeszcze jakieś zadania.

Jechali terenowym pickupem, z oznaczeniami zakładu energetycznego. Na dachu co chwila rozbłyskiwał pomarańczowy kogut. Mieli pretekst do szybkiej jazdy, trzeba było przecież podłączyć zasilanie do jedynego szpitala w taniej dzielnicy. Ciekawe, czy mieli chociaż awaryjne zasilanie intensywnej terapii – Filip zamyślił się na chwilę i to starczyło, by nie zauważył wyjeżdżającego z prawej strony, czarnego jeepa. Świat rozpadł się jak potłuczona szyba.

Długo nie zdawał sobie sprawy, co się z nim stało, ani gdzie jest. Jego leniwe myśli krążyły gdzieś w przeszłości. Wspominał chwile spędzone z Marie, jej delikatne dłonie, piękne ciało i sposób, w jaki się uśmiechała. Dlaczego się z nią rozstał? Dlaczego teraz, gdy o niej myślał, było mu żal? Unosił się w powietrzu ponad miastem, a jakaś potężna siła ciągnęła go coraz wyżej. Przez chwilę wydawało mu się, że widzi z oddali całą Ziemię, a obraz zawirował i rozmył się w ciemną plamę. Po dłuższym czasie pojawiło się przed nim oddalone światło, które zaczęło się przybliżać. Gdy stało się wystarczająco duże, pochłonęło go i zdał sobie sprawę, że pędzi z niewyobrażalną prędkością w jasnym tunelu, którego ściany co pewien czas rozbłyskują obrazami z jego życia. Nie przeżyłem tego wypadku – pomyślał, ale nie bał się, przed sobą czuł oczekujące go ciepło. Jego myśli uspokoiły się, zaczynał czuć się szczęśliwy – Dobrze, że po drugiej stronie coś jest – zdążył pomyśleć.

Nagle jego zadowolenie prysło i poczuł ogromny ból. Coś z wielką siłą przerwało jego ostatnią podróż. Wyrzuciło go z tunelu. Na chwilę zupełnie stracił orientację. Znajdował się teraz zawieszony w mleczno-szarej poświacie. Wirował. Gdy tyko się w tym zorientował, zaczął sprawdzać, czy ma na to jakiś wpływ. Ruch obrotowy powoli zwalniał, aż zatrzymał się zupełnie. Filip mógł wreszcie spróbować dostrzec jakieś szczegóły. Nie był sam, nieopodal unosiło się kilka, ledwo widocznych, zarysów ludzkich postaci. W oddali majaczyła, jasno pulsująca tuba tunelu. Tunel był rozerwany.

– Nie możemy nic zrobić – usłyszał od strony jednej z postaci.

– Jesteśmy smutni – powiedziała druga.

– Cierpimy – powiedziała, z nostalgią trzecia.

– Będę cierpiał razem z wami – powiedział Filip, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

– Czekamy już długo, coś się musi zmienić.

Później musiał znosić jeszcze wiele bólu...

Aż pojawił się anioł. Zabierał ich po kilku na raz ze sobą, w kierunku odległego ciepła. Gdy przyszła kolej Filipa, anioł odezwał się do niego:

– Ty jeszcze nie powinieneś być jednym z nas. Przepraszam cię za całe cierpienie, które musiałeś znosić razem z nami, chodź teraz ze mną – powiedział i zabrał go w stronę narastającego bólu.

Ból był prawie nie do zniesienia. W chwili, kiedy myślał, że nie wytrzyma już ani odrobiny więcej, anioł który go prowadził, zamienił się w kobietę, ubraną w kitel pielęgniarki. Filip ujrzał nad sobą biały sufit szpitalnej sali. Z jego przedramienia wystawała igła, podłączona do kroplówki. Chwilę później zapadł w męczący sen pełen koszmarnych majaczeń.

Kilka dni później, gdy był już w stanie utrzymać się na powierzchni świadomości, odwiedził go Scatcher. Jeszcze nie zdążył zamknąć za sobą drzwi, gdy Filip przywitał go, swoim osłabionym głosem:

– Wiem! Już wiem co się działo z całym tym cierpieniem! To anioły je zabierały, bo ostatnio były trochę bliżej Ziemi niż zwykle. Napisz to ode mnie ludziom na grupie dyskusyjnej i napisz, że tam byłem. Tu nikt nie chce dać mi komputera.

Jego przyjaciel uśmiechnął się spokojnie. Lekarz uprzedzał go, że po tak ciężkim szoku dla organizmu, pacjent może przez jakiś czas bredzić.

– Spokojnie, jeszcze trochę tu musisz poleżeć, przyniosłem ci świeże gazety – powiedział Scatcher i położył je na szpitalnym stoliku, stojącym obok łóżka.

– Musisz teraz przez jakiś czas odpocząć, – kontynuował – miałeś poważny wypadek, kierowca tego wozu, który cię stuknął, nie przeżył. Ty masz połamane chyba wszystkie żebra, cudem chyba tylko jedno z nich nie zmiażdżyło ci serca. Powiem ci szczerze, miałeś śmierć kliniczną, lekarze spisali cię już na straty, nie dawali ci żadnych szans. Musisz być chyba kimś szczególnym dla tych na górze – podniósł rękę i pokazał nią w kierunku sufitu i uśmiechnął się nerwowo. Nie przemęczaj się jeszcze parę dni, proszę cię jako przyjaciel.

– Tak, rzeczywiście muszę trochę odpocząć – powiedział Filip i ponownie zapadł w ciężki sen.

Obudził się dopiero wieczorem. W sali oprócz niego nie było nikogo. Po chwili przypomniał sobie o pozostawionych mu gazetach. Ciekawe jak długo tu leżę – pomyślał, i rzucił okiem na nagłówek lokalnego dziennika. Po chwili nerwowo obejrzał drugą i trzecią gazetę. Ciężko opadł na poduszkę, a świat rozmył się i zawirował przed jego oczami. Był 21 lutego 1961 roku.

 

 

2000.10.15 – 2001.01.24 © by Soulless

 

Okładka
Spis Treści
Justyna Kowalska
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Ryszard Krauze
K.Kwiecińska
Marcin Lenda
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
K.Leszczyński
Jakub Lipień
LouSac
Lucy
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
A.Mason
Michał Mazański
Rafał Mroczek
Sławomir Mrugowski
Sławomir Mrugowski
Barbara Ogłodzińska
Barbara Ogodzińska
Kamil Olszewski
Pacek
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Andrzej Pilipiuk
Eryk Ragus
Eryk Ragus
RaV
Paweł Rogiewicz
Anna Romanowicz
Jacek Rostocki
Jacek Rostocki
Tomasz J. Rybak
Ryh
Andrzej Siedlecki
Agnieszka Śliwiak
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Robert J. Szmidt
Robert J. Szmidt
Roman Szuster
W.Świdziniewski
Andrzej Świech
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
Vanderberg Club
Tomasz Winiecki
Tomasz Winiecki
Marek Wojaczek
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Robert Zang
Roger Zelazny
Dawid Zieliński
Dawid Zieliński
Zubil
Zubil
Zubil
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Artur Żarczyński
Artur Żarczyński
K.Żmuda-Niemiec
K.Żmuda-Niemiec

Archiwum cz. I
< 06 >