Archiwum FiF
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Tomasz Winiecki Literatura
<<<strona 67>>>

 

Strach

 

 

Obudził mnie brzęczyk wideofonu. Spojrzałem na zegarek – było parę minut po drugiej. Nacisnąłem migającą ikonę z napisem „ROZMOWA”.

– Słucham – odezwałem się, widząc na ekranie twarz pani Mills.

– Proszę szybko zejść na dół, stało się coś ważnego. Niech pan teraz nie pyta, proszę się pośpieszyć. – Rozłączyła się.

Nie pierwszy raz ktoś budził mnie w środku nocy. Najczęściej byli to ludzie z lekkimi dolegliwościami, nie wymagającymi skomplikowanego leczenia. Teraz leczenie ogranicza się tylko do uruchomienia aparatu diagnostycznego... Czasami żałuję, że przeminęła już era prawdziwych lekarzy.

Częstym nocnym goście była pani Mills, która chyba nigdy nie spała i miała talent do wplątywania się w różne dziwne historie. A oprócz tego cieszyła się doskonałym zdrowiem, mimo osiemdziesiątki na karku.

Wstałem cicho, żeby nie obudzić żony, ale ona już nie spała.

– Czy kiedykolwiek będziemy mogli w spokoju się wyspać? – spytała, delikatnie się uśmiechając.

– Chyba nie w tym życiu.

Pocałowałem ją i zszedłem na dół do kuchni. Szybko wypiłem kawę z ekspresu, który włączył się automatycznie, kiedy się ubierałem. Wyszedłem przed dom. Tam, w swoim latawcu, czekała pani Mills. Usiadłem obok niej.

– Co się tym razem stało?

– Sam pan zobaczy.

Wiedziałem, że nic więcej nie powie, więc o nic nie pytałem.

Dolecieliśmy na rynek. Pani Mills zaparkowała przed dzwonnicą, stojącą tuż przy ratuszu. Nie było tu nikogo, oprócz Teda Werxa, właściciela jedynego sklepu w Noxtown. W samym centrum rynku znajdowało się coś, co wyglądało jak krzew wielkości człowieka, złożony żółtych kształtów, przypominających gałęzie. Cały krzew otaczała delikatna, czerwonawa poświata.

Werx odwrócił się w moją stronę.

– Dobry wieczór, doktorze Simons.

– Dobry wieczór – odpowiedziałem. – Pan też nie mógł zasnąć?

– Miałem bardzo niespokojny sen, budziłem się co chwila. Wstałem i podszedłem do okna, a tutaj stoi sobie taki krzak. Nagle przyszło mi do głowy, żeby zadzwonić po panią Mills, to ją zawsze spotykają dziwne przygody... I co pan o tym sądzi?

– Dziwne, ale mam wrażenie, jakby to stało tutaj od dłuższego czasu, choć nigdy tego nie widziałem.

Werx spojrzał wymownie na panią Mills.

– Najwyraźniej wszyscy mamy to samo wrażenie. Zdawało mi się, że ten... krzak był tu od zawsze.

– Ale to przecież niemożliwe. To musiało pojawić się dzisiejszej nocy – powiedziałem dość niepewnym głosem. Coraz bardziej intrygowała mnie ta sytuacja.

Dotknąłem krzaka. Nie był zbudowany z niczego, co przypominałoby materię organiczną; raczej jakiś kryształ, przyjemnie ciepły kryształ. Z łatwością dało się odłamać fragment, który oddzielony od reszty, stał się momentalnie zimny. Bez namysłu włożyłem go do kieszeni.

– Pójdę do sklepu po komputer, zobaczymy, co wykaże analiza – Werx oddalił się, zanim zdążyłem odpowiedzieć.

Pani Mills postanowiła sprawdzić, czy kryształy nie pojawiły się w innych miejsca. Jej srebrny latawiec po chwili wtopił się w mrok nocy. Zostałem sam.

Patrzyłem, jak Ted wchodzi do swojego sklepu. Po chwili zniknął za czarną kotarą, zasłaniającą wejście na zaplecze. Zawsze towarzyszyło mi dziwne uczucie, kiedy wchodziłem do jego sklepu. Wydawało mi się, że za kotarą coś się kotłuje, próbując się wydostać. Kiedyś miałem wrażenie, że przez kotarę widać czyjąś twarz, wykrzywioną bólem. Powiedziałem o tym mojej żonie, ale ona tylko zaśmiała się i stwierdziła, że mam dziwaczne przywidzenia.

Zamiast duchów, czy czegokolwiek niezwykłego, zza kotary wyłonił się Werx, niosąc pod pachą komputer.

Za mną lądowała właśnie pani Mills.

– Szybko pani wróciła.

– Tak. W całym mieście nie ma niczego podobnego. To jest jedyne.

Po chwili dodała – powinniśmy chyba powiadomić władze, oni się tym zajmą.

– Tak, zrobimy to. Wkrótce...

Miałem ochotę sam sprawdzić, co to jest, zanim dobiorą się do tego naukowcy z całego kraju i nie wypuszczą ze swoich pokrytych lateksem rąk.

Ted, który rozłożył już cały sprzęt, przyczepił kilka czujników do kryształu.

– No to zaczynamy.

Kryształ został zbadany na wszelkie możliwe sposoby, oczywiście na ile pozwalał nam przenośny komputer badawczy. Okazało się, że... kryształu nie ma. Po prostu nie ma. Żaden z czujników nie zarejestrował niczego w obrębie badanej próbki. Niczego, nawet powietrza.

Pani Mills mówiła z wyraźnym ożywienie.

– To niemożliwe. To doprawdy niemożliwe. Przecież ten kryształ tutaj jest, stoi w samym centrum naszego rynku, tuż obok marmurowej fontanny! Widzę go ja, widzi go pan Werx i pan, panie Simons. A jednak komputer mówi, że tutaj nie ma najmniejszego śladu po czymkolwiek. Twierdzi, że tego tutaj nie ma, ale my to widzimy i możemy dotknąć, czujemy ciepło... Wiemy, że to istnieje.

– A może nie wiemy. Może to nie istnieje, a coś oszukuje nasze zmysły – wtrącił Werx.

– Skoro odbieramy to naszymi zmysłami, to jest to prawdą.

W tym momencie usłyszałem cichy, przytłumiony, jakby dochodzący spod grubej warstwy ziemi, głos dzwonu. Byłem zwrócony w kierunku starej dzwonnicy i widziałem, jak, jednocześnie z głuchym dźwiękiem, od jej strony rozprzestrzeniała się błękitnawa fala wibrującego powietrza. Ale to nie było powietrze. Pod wpływem niebieskich fal, kryształ zaczął delikatnie drgać, jakby w rytm uderzeń. Poruszał się, jakby targany wiatrem. Ostatecznie zaczął powoli przesuwać się w kierunku dzwonnicy. Ruch ten był prawie niezauważalny, ale jednak kryształ przemieszczał się.

Poczułem, że coś przyciąga mnie do dzwonnicy. Dziwne uczucie, które kazało mi tam pójść. Niepewnym krokiem ruszyłem przed siebie. Jak zza ściany słyszałem głosy pani Mills i Teda Werxa, ale nie rozumiałem, co do mnie mówili. Nagle znalazłem się przed drzwiami zabytkowej dzwonnicy, jakby dzielił mnie od niej tylko jeden krok. Dotknąłem zdobionej, mosiężnej klamki, która wydawała się drgać pod wpływem niebieskiego dźwięku dzwonu.

Wszedłem do środka.

Spojrzałem na stare, drewnie schody, prowadzące na górę. Jedna z poręczy była odłamana, a ściany w kilku miejscach pokrywały głębokie ślady, jakby pazurów. Po drewnianych stopniach wolno spływała błękitna mgła, przypominająca małe wodospady. Zacząłem wchodzić na górę. Dzwon bił teraz coraz częściej, ale jego głos, mimo, że byłem tak blisko, nadal wydawał się bardzo odległy.

Zobaczyłem to. Wokół dzwonu kłębił się jakiś ciemnoszary kształt, owijając się dookoła stalowego serca.

Powoli spłynął z dzwonu i zawisł tuż nad posadzką. Wyglądał zupełnie jak duch ze starych filmów. Postrzępione prześcieradło, prawie przeźroczyste, otwory na oczy. Oczy, które wwiercały się w mózg swoją bezgraniczną czernią.

Dopiero teraz poczułem strach, paraliżujący i obezwładniający. Serce prawie chciało wyrwać się na wolność, bijąc jak oszalałe. Zimny pot wystąpił mi na czoło, krew szumiała w uszach.

Duch, zmieniwszy się w szarą chmurę, owinął się dookoła moich sparaliżowanych ramion, pełzał po moim ciele, próbował wcisnąć się do zaciśniętych ust. Prawie nic już nie widziałem, czułem, jak zapadam się w nieistnienie.

Żółty błysk przebił się przez ciemność, zastępując ją rażącym światłem. Zobaczyłem fragment żółtego kryształu, który, niewiadomo, w jaki sposób, wydostał się z mojej kieszeni. Wirował kilka centymetrów nad posadzką. Wirował coraz szybciej, czemu towarzyszył niski, drgający dźwięk.

Zobaczyłem, jak szary obłok, który schronił się u powały, porwany wirem, z głośnym wizgiem został wciągnięty w głąb kryształu.

Nie zastanawiając się wiele, złapałem kryształ i wyszedłem na rynek.

– Zniknął – usłyszałem głos pani Mills. – W jedne chwili był, a w następnej już nie. Nawet nie widzieliśmy, jak to się stało. Zniknął!

– Kto? – spytałem, jeszcze lekko oszołomiony.

– Nie kto, ale co. Kryształowy krzew.

Rzeczywiście, ani śladu kryształu. Pojawiły się za to trzy postaci w zbrojach płytowych.

Podszedłem do nich, sam. Stanąłem przed ich przywódcą, dwaj strażnicy stali trochę z tyłu. Rycerze mieszkają gdzieś w górach, otaczających miasto. Nigdy wcześniej nie pojawiali się w samym mieście.

Przywódca nacisnął złoty znak na piersi i cała zbroja bezszelestnie złożyła się w mały prostokąt, przypięty do pasa, obok miecza, ukazując bogato zdobione skórzane ubranie. Długie włosy opadły mu na ramiona. Poznałem go od razu – to był mój brat.

Wskazał palcem na kryształ, który bezwiednie trzymałem w dłoni. Wyciągnąłem rękę przed siebie. Złapał kryształ, przyjrzał mu się w blasku latarni ulicznych, po czym schował pod materią kaftana.

– Uciekł nam – powiedział dźwięcznym głosem – Nieczęsto się to zdarza.

– Ale co to było? – tylko to pytanie przyszło mi do głowy.

– Strach.

Nie powiedział nic więcej.

Zbroja ponownie wysunęła się, zakrywając całe ciało. Rycerze odwrócili się na pięcie i znikli w ułamku sekundy. Nikt nigdy nie poznał ich sekretu przemieszczania się między wymiarami.

Pożegnawszy się z panią Mills i Werxem, poszedłem w kierunku domu. Postanowiliśmy nie mówić władzom o ty, co się wydarzyło, w końcu nie ma żadnego niebezpieczeństwa. A władze mają i bez tego wystarczająco dużo spraw na głowie.

Jako, że było trochę po trzeciej, postanowiłem wrócić do łóżka. Moja żona nie spała.

– Co się stało? – spytała z tajemniczym uśmiechem.

– Nic, co nie mogłoby poczekać do rana.

Pocałowałem ją i położyłem się obok.

 

 

Okładka
Spis Treści
Justyna Kowalska
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Ryszard Krauze
K.Kwiecińska
Marcin Lenda
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
K.Leszczyński
Jakub Lipień
LouSac
Lucy
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
A.Mason
Michał Mazański
Rafał Mroczek
Sławomir Mrugowski
Sławomir Mrugowski
Barbara Ogłodzińska
Barbara Ogodzińska
Kamil Olszewski
Pacek
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Andrzej Pilipiuk
Eryk Ragus
Eryk Ragus
RaV
Paweł Rogiewicz
Anna Romanowicz
Jacek Rostocki
Jacek Rostocki
Tomasz J. Rybak
Ryh
Andrzej Siedlecki
Agnieszka Śliwiak
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Robert J. Szmidt
Robert J. Szmidt
Roman Szuster
W.Świdziniewski
Andrzej Świech
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
Vanderberg Club
Tomasz Winiecki
Tomasz Winiecki
Marek Wojaczek
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Robert Zang
Roger Zelazny
Dawid Zieliński
Dawid Zieliński
Zubil
Zubil
Zubil
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Artur Żarczyński
Artur Żarczyński
K.Żmuda-Niemiec
K.Żmuda-Niemiec

Archiwum cz. I
< 67 >