Archiwum FiF
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Katarzyna i Karolina Urbańskie Literatura
<<<strona 62>>>

 

Smocze przeznaczenie

 

 

Było ciemno i cicho. I bardzo ciasno. Olbrzymie, pokryte zrogowaciałą łuską cielsko zajmowało każdy kąt małej jaskini, wypełniając wszystkie jej szczeliny. Splątane szpony leżały w nieładzie, przygniecione zwalistą górą uśpionego mięsa. Zatęchłe powietrze falowało lekko pod wpływem równomiernego, przesiąkniętego siarką oddechu. Smok spał. Śnił o rumianym, soczystym jagnięcym udźcu, które jakimś szczęśliwym trafem znalazło się w jego posiadaniu. Już miał zatopić w nim swe ostre kły, gdy nagle znikło, nie pozostawiając po sobie śladu. Smok wydał z siebie przeciągły, złowróżbny pomruk i spróbował rozprostować zdrętwiałe łapy. Nagle zamarł. Tam, gdzie zwykle trafiał zrogowaciałymi opuchami na zimną ścianę jaskini, tym razem nie trafił na nic. Z ociąganiem rozwarł lewą powiekę i przeciągnął wzrokiem w kierunku swych łap. Z niemałym przestrachem stwierdził, że zniknęły. Zatrwożony zerwał się gwałtownie. Widział, jak jego ogon rozpływa się w ciemności, jak niewidzialna siła pochłania każdy kawałek jego ciała. Smok miotał się bezradnie, zionął ogniem, próbując walczyć z tajemniczym napastnikiem. W końcu poddał się... i zniknął.

 

***

 

Postanowił się przebudzić. Łeb wypełniał mu szum szeptów i zachrypniętych głosów ludzi, którzy starali się zachowywać cicho, jednak z marnym rezultatem. Rozwarł przekrwione ślepia i zmrużył je zaraz, porażony światłem, od jakiego zdążył się już się odzwyczaić. Po chwili ponownie uniósł ciężkie powieki i przyjrzał się otoczeniu. Była to ogromna sala ze stosem świec w każdym kącie i posadzką pokrytą dziwnymi znakami, spośród których dość wyraźnie odznaczał się okrąg. "Ciekawy wzór" – przyznał w myślach Smok i ziewnął przeciągle. W samym środku owego koła stała dość zwarta grupa osobników ubranych w krzykliwe szaty z wysokimi kołnierzami i zawiniętymi mankietami. Na ich głowach tkwiły śmieszne kapelusze, z niesamowicie dużymi rondami i strzelistymi czubkami. Przywodzili na myśl drugorzędnych aktorów z ulicznego przedstawienia, którego głównym motywem była nieskomplikowana żonglerka i mało widowiskowy numer z królikiem i kapeluszem. Ich wyczekujące i pełne napięcia spojrzenia zakłopotały zaspanego Smoka. Myśli kłębiły się w jego głowie niczym olbrzymich rozmiarów huragan. Nie mógł zrozumieć jak się tu znalazł i w czym tak naprawdę aktualnie brał udział. Nagle usłyszał tuż obok znaczące chrząknięcie. Powiódł wzrokiem w jego kierunku i napotkał obruszone spojrzenie starego maga, który raźno wyskoczył z ciasnego kręgu zastraszonych osobników.

– Ha! Więc obudziłeś się.....wreszcie – rzekł wyraźnie zniecierpliwiony.

Smok zamrugał ciężkimi powiekami, próbując skupić całą swą uwagę na tym, co przed chwilą usłyszał. Czuł na sobie przenikliwe spojrzenie dziarskiego staruszka w kapeluszu, który z niewyjaśnionych powodów, starał się wzbudzić w nim poczucie winy.

– Co....co się stało? – zapytał Smok gardłowym głosem, od którego zadrżały ściany komnaty. Kilka lichtarzy przewróciło się i z łoskotem wylądowało na lodowato zimnej posadce. Po chwili w sali rozległy się czyjeś niepewne kroki; kilku magów wycofywało się w stronę wyjścia.

– Dokonał się Rytuał i przybyłeś... a raczej ściągnęliśmy cię – wyjaśnił cierpliwie starzec. Głos jego przesycony był do granic możliwości dumą i wręcz ociekał triumfem.

– W jakim celu? – zapytał Smok, nie mogąc pohamować ciekawości. Stary mag uśmiechnął się, co w rezultacie nie wypadło zbyt efektownie. Cała sztuczka polegała na uniesieniu lekko kącików ust, a starzec najwidoczniej jeszcze tego nie opanował. Mag odchrząknął nerwowo i po chwili kontynuował:

– W naszym królestwie rośnie zapotrzebowanie na legendy... Nie na zwykłe opowiastki o Odważnym Leśniku, czy Wesołym Skrzacie mieszkającym w muchomorze. Potrzebna jest historia z prawdziwego zdarzenia... hmmmm... O Dzielnym Rycerzu i Złym Smoku. I my tę legendę stworzymy! Rozumiesz, prawda? – dodał.

– Nie – odrzekł zgodnie z prawdą Smok. Czuł się dość niepewnie, zupełnie jakby grał w jakąś grę, której zasady znają wszyscy prócz niego. Stary mag przyglądał mu się w milczeniu spod swego olbrzymiego kapelusza. W końcu bardzo powoli i wyraźnie powiedział:

– Zapewne chcesz go już poznać...

– Kogo?

– Twojego egzekutora, a naszego Bohatera, oczywiście- wyjaśnił dziarski staruszek nie odrywając przenikliwego wzroku od przekrwionych ślepi Smoka. Uniósł rękę i pstryknął palcami. Krąg skupionych ludzi rozstąpił się, a na środek wkroczył osobnik odziany w zbroję. Był wysoki i dobrze zbudowany, szedł powoli, majestatycznie, jakby zdawał sobie sprawę, że wzrok wszystkich skupiony jest właśnie na nim. Nagle przystanął i wykonał efektowny obrót, by zgromadzeni mogli nacieszyć oko jego wypolerowanym pancerzem. Westchnienie zachwytu, jakie rozległo się w sali, wyraźnie go usatysfakcjonowało. Z udawaną obojętnością skierował się w stronę leżącego Smoka. Stwór czuł, że młodzian mierzy go krytycznym wzrokiem. "A więc to jest mój przeciwnik" – pomyślał nie odrywając wzroku od Rycerza.

– Posłuchaj... nie chcę zrobić ci krzywdy – powiedział Smok łagodnym tonem i zaraz dodał, zwracając się do ludzi zebranych w sali: – I wam też... odejdźcie więc.

Słowa te wywołały niezwykłe poruszenie. Kilku mędrców zaczęło posłusznie wycofywać się z kierunku drzwi. Sędziwy mag uniósł dłoń, nakazując w ten sposób ciszę. Wskazał na stojącego nieopodal Rycerza i rzekł:

– Pokona cię ten oto dzielny młodzieniec. Hmmm... Zrozum, Smoki są tylko po to, by ginąć... to jest ich przeznaczenie.

– Ale... – zaczął Smok, lecz mag przerwał mu:

– Mamy już zamówienia na twą głowę i jęzor. Nasz Król zgodził się wydać swą córkę za mąż, temu kto przyniesie mu Łeb Smoka... sąsiadujące królestwo ograniczyło się zaledwie do jęzora. Jak brzmi to powiedzenie? Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu... ha ha ha!

Donośny śmiech starego maga odbił się głośnym echem w głowie wielkiego, niezgrabnego stworzenia. Pozostali, z Dzielnym Rycerzem na czele, wydali z siebie niemrawy i wymuszony rechot. Smok przyglądał im się z niesmakiem. W końcu wyraźnie rozdrażniony powiedział:

– Posłuchajcie... ja... ja nie odpowiadam za siebie!

Wszyscy naraz umilkli. Nastała wymowna cisza, podczas której mag wymieniał porozumiewawcze spojrzenia z Dzielnym Rycerzem. W końcu młodzian uchylił przyłbicę i zakrzyknął gromkim głosem:

– Smoku! Czas to zakończyć!

Ruszył w kierunku zdezorientowanego stworzenia. Szedł z dumnie uniesioną głową, niemal widowiskowo. Zupełnie, jakby chwila ta była przełomowym momentem w całej historii, jakby chciał, by utrwaliła się w pamięci wszystkich zebranych tu osób.

Legenda nabierała barwy, budziła się do życia.

Wtem zupełnie niespodziewanie, a najbardziej chyba dla samego siebie, Dzielny Rycerz potknął się i stracił równowagę. Zebrani na sali wstrzymali oddech. Nastała, pełna napięcia chwila ciszy. Kilku bardzo sędziwych mędrców zemdlało, inni pobledli, jeszcze inni rzucili się w stronę machającego bezradnie rękami Rycerza. Mimo usilnych starań nie udało się go uchronić przed upadkiem. Młodzian wylądował ciężko na podłodze i obrzucił zebranych nienawistnym spojrzeniem.

– Szybko! Pomóżcie mu wstać! – polecił przez zaciśnięte zęby stary mag. Kilku krzepkich osobników dźwignęło Dzielnego Rycerza z posadzki i przy wtórze głośnych przekleństw rzucanych spod przyłbicy, zdołali ustawić go w pozycji pionowej. Młodzian odepchnął pomocników, wyprostował się dumnie i posłał Smokowi gniewne spojrzenie.

Legenda nabierała kształtu...

Smok był czujny, gotów w każdej chwili odeprzeć atak. Wiedział, że ma dużą przewagę – był silny i nieposkromiony. Mógł pokonać wszystkich jednym ruchem pazurów, nie mówiąc już o umiejętności ziania ogniem. Czekał... Tymczasem w dłoni Dzielnego Rycerza zabłysnął miecz. Młodzian zacisnął palce na rękojeści i wykonał kilka widowiskowych obrotów, prezentując swą broń ku uciesze zachwyconego tłumu. Odezwały się nieśmiałe oklaski. Dzielny Rycerz wykrzywił twarz w triumfalnym uśmiechu i  ukłonił się kilka razy w kierunku oczarowanej ciżby. Po chwili ruszył w stronę Smoka, trzymając w wyciągniętej ręce gotowy do ciosu miecz.

Stwór śledził jego poczynania z wzrastającym zainteresowaniem. W końcu stało się to, na co wszyscy z niecierpliwością czekali- młodzian uderzył Smoka mieczem. Naraz rozległy się owacje i donośne wiwaty, które po chwili przerodziły się w krzyk przerażenia. Wypolerowane ostrze prześlizgnęło się po łuskach stworzenia, nie czyniąc mu najmniejszego zadrapania. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Tłum rozhisteryzowanych mędrców w panice rzucił się do wyjścia, tratując wszystko, co znalazło się na jego drodze. Brnęli przez ławy, przewracali lichtarze, strącali sobie kapelusze, szarpali za szaty, a wszystko po to, by jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznej odległości od Smoka. Sala opustoszała. Wzniecony gwałtowną ucieczką pył i kurz osiadał powoli, ukazując zdemolowane wnętrze. Smok wytężył wzrok i rozejrzał się wkoło. Jakiś potrącony świecznik potoczył się w jego kierunku i zatrzymał przy olbrzymiej łapie. Stwór podniósł się z klepiska i powlókł powolnym krokiem uważając, by nie rozdeptać fantazyjnych lichtarzy, dziwacznych kadzideł i złotych garnców, których duże ilości zalegały na kamiennej posadzce. Szukał wyjścia, przez które zdołałby się przecisnąć, jedyną drogą okazało się być okno. Smok wskoczył na kamienny parapet i nie namyślając się długo, sprawnym ruchem ogona rozbił jeden z mistycznych witraży. Deszcz kolorowego szkła posypał się z brzdękiem na podłogę, dołączając do ogólnego pobojowiska. Silny wiatr wtargnął do sali, gasząc świece. Smok wychylił łeb przez framugę okna, rozprostował skrzydła i skoczył w spowijającą miasto ciemność.

 

***

 

Szedł po cichu, starając się nie zwrócić uwagi przysypiającego w kącie stróża. Szybkim truchtem pokonał korytarz i wślizgnął przez uchylone drzwi. Bezszelestnie zagłębił się w rzędy ogromnych regałów, tworzących istny labirynt. Olbrzymia Biblioteka okazała się jeszcze większa niż sobie wyobrażał... Z łatwością zmieściłaby w swych murach aż dziesięciu takich jak on, nawet gdyby przyszło im do głowy stanąć jeden na drugim. Zanurkował w jedno z rozgałęzień korytarza, błądząc między kolejnym regałami. Przeglądał stare księgi, po chwili odkładał je na miejsce, by znów sięgnąć po kolejny tom. Z każdą chwilą coraz bardziej czuł narastające zwątpienie. Już miał zrezygnować, gdy w końcu znalazł to, czego szukał. Wyciągnął starą księgę z półki i odczytał tytuł: "Najstarsze Mity i Legendy Świata". Z trudem opanowując potworne drżenie łap, otworzył pierwszą stronę, przełożył szponem kilka kartek, aż natrafił na ilustrację. Nawet w tak słabym świetle, jakim był ledwo tlący się knot świecy, dobrze rozpoznał postać na rysunku. Był nim smok. Siedział on na pokaźnych rozmiarów kopcu ze złota, jego rozczapierzone łapy uzbrojone były w niesamowitą kolekcję szponów, z paszczy zaś wydobywał się olbrzymi płomień ognia. Nasyciwszy oczy kolorową ilustracją, przewrócił kartkę. Kilka stron dalej znajdował się kolejny szkic. Zachęcony stwór przyjrzał mu się uważnie. Rycina przedstawiała smoka, który przegrawszy walkę z młodzieńcem odzianym z srebrną zbroję, padł nieżywy na ziemię. Stwór zatrzasnął księgę i rzucił ją z siłą na kamienną posadzkę. Nie mógł pozbyć się poczucia niesprawiedliwości. Czy wszystkie legendy musiały kończyć się właśnie w ten sposób? Poczuł jak wzbiera w nim złość. Nadszedł czas buntu...

 

***

 

Oparł swe masywne i ciężkie łapy na kamiennym występie, wbijając szpony w skałę. Przesadził łeb przez framugę, zaglądając do środka sali. Było ciemno, wyglądało na to, że od jego ostatniego pobytu nic się nie zmieniło. "Mogli chociaż posprzątać" – zauważył z niesmakiem, po czym jednym lekkim susem przeskoczył do wnętrza. Płomyki świec zadrżały lekko, wprawiając cienie na murach w ruch. W powietrzu unosił się dziwny zapach. Zaintrygowany Smok podążył w jego stronę i już po chwili mógł cieszyć ślepia niezwykłym widokiem. Tuż przy drzwiach spało niezwykłych rozmiarów jagnię. Najwidoczniej zgubiło się w ciemności i zmęczone zaległo w tym właśnie miejscu. Smok, niewiele myśląc, rzucił się w jego kierunku. Już miał pochłonąć je jednym kłapnięciem swej przepastnej paszczy, gdy nagle zauważył coś niebywałego. Postanowił poskromić na chwilę swój apetyt i przyjrzeć się bliżej dziwnemu zjawisku: lewa noga zwierzęcia była niezwykle gruba i dosłownie pękała w szwach. Spomiędzy nich, niczym piasek w klepsydrze, wysypywał się na posadzkę dziwny proszek, który nie mógł być niczym innym jak tylko prochem strzelniczym. "Te ich tandetne sztuczki"- pomyślał Smok z goryczą- "Za kogo oni mnie mają?!" Był głodny i rozczarowany, a przede wszystkim wściekły.

Naraz w pomieszczeniu rozległ się czyjś głos:

– Ha! Więc nie nabrałeś się na wypchane jagnię?!

Stary mag wynurzył się z cienia w asyście kilku sędziwych mędrców. Za jego przykładem poszli także inni, a zwłaszcza licznie zgromadzeni, przyczajeni we framugach okien łucznicy. Smok zerknął za siebie; przy drzwiach ustawiła się sporych rozmiarów katapulta.

– Zapewne nie przeraża cię też perspektywa pojedynku z Dzielnym Rycerzem... – rzekł zjadliwie starzec i roześmiał się drwiąco. Po chwili umilkł i pstryknął palcami.

– A co byś powiedział na cały ich oddział?

Smok wzruszył ramionami, co trochę zbiło z pantałyku starego maga. Wymienił on porozumiewawcze spojrzenie z Dzielnym Rycerzem, który akurat wyłonił się z mroku. Młodzian odchrząknął nerwowo i odciągnął starca na bok.

– ...Co?! jak to "nie mogli przyjść"... nie obchodzi mnie to! Obiecali!... – wycedził świszczącym szeptem sędziwy mag i rozejrzał się z trwogą po sali. Po chwili ujął w obie dłonie hełm Dzielnego Rycerza i niemal przyciskając swą twarz do jego przyłbicy powiedział:

– W takim razie musisz pokonać go sam...

– SAM? – zabrzmiał przerażony głos spod hełmu.

– Zrozum, musisz to zrobić... łucznicy będą cię wspomagać – przekonywał stary Mag, wpatrując się w rozbiegane oczy Dzielnego Rycerza.

– Ale...ja go nie pokonam! Legendy to co innego, tam zawsze zwycięża dobro! Poza tym... z tą córka króla to było największe kłamstwo, jakie w życiu słyszałem! – dokończył oskarżycielskim tonem.

Smok zaczął się niecierpliwić. Nie tak wyobrażał sobie legendarną walkę na śmierć i życie pomiędzy Siłami Dobra i Zła. Wszyscy zdawali się być jakoś mało przekonani co do słuszności całego zajścia. Sprawiali wrażenie, jakby zaistniała sytuacja była jedną, wielką pomyłką. Po chwili na środek sali wystąpił Dzielny Rycerz. Ukłonił się niepewnie i niby od niechcenia wyciągnął miecz, przyjrzał mu się, po czym go schował.

– Nie! To nie tak miało wyglądać! – wykrzyknął stary mag i wykonał dziarskiego susa w stronę zdezorientowanego Rycerza. Pochwycił jego miecz i zaskoczony jego ciężarem z głośnym jękiem zgiął się do ziemi. Złapał oburącz rękojeść i zataczając się spróbował unieść miecz do góry. Bez skutku. Zmęczony i zadyszany oddał broń Dzielnemu Rycerzowi mówiąc:

– Hmmm!... Zrób, co do ciebie należy!

Młodzian spojrzał w pełne gniewu oczy maga. Wiedział, że jest on uparty i nie będzie słuchał nieudolnych tłumaczeń. Rycerz przełknął głośno ślinę i zacisnął dłoń na zdobionej łuskami rękojeści miecza. Odwrócił się powoli w kierunku zniecierpliwionego Smoka i zakrzyknął najgłośniej, jak tylko potrafił:

– Zły Smoku! Wyzywam cię na pojedynek! No i... niech zwycięży lepszy!

Stwór powstał z klepiska, rozprostowując swe olbrzymie skrzydła. Z przepastnych nozdrzy wydobyła się cienka smużka dymu, przekrwione oczy błysnęły złowrogo. Wiedział, że będzie to długa i ciężka walka, był jednak gotów ją stoczyć i pokazać, że ta Legenda może mieć zupełnie inne zakończenie. Smok wyszczerzył zęby w diabolicznym uśmiechu i zacierając olbrzymie łapy, powiedział:

– Taaak... Niech zwycięży najlepszy...

 

Okładka
Spis Treści
Justyna Kowalska
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Ryszard Krauze
K.Kwiecińska
Marcin Lenda
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
K.Leszczyński
Jakub Lipień
LouSac
Lucy
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
A.Mason
Michał Mazański
Rafał Mroczek
Sławomir Mrugowski
Sławomir Mrugowski
Barbara Ogłodzińska
Barbara Ogodzińska
Kamil Olszewski
Pacek
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Andrzej Pilipiuk
Eryk Ragus
Eryk Ragus
RaV
Paweł Rogiewicz
Anna Romanowicz
Jacek Rostocki
Jacek Rostocki
Tomasz J. Rybak
Ryh
Andrzej Siedlecki
Agnieszka Śliwiak
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Robert J. Szmidt
Robert J. Szmidt
Roman Szuster
W.Świdziniewski
Andrzej Świech
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
Vanderberg Club
Tomasz Winiecki
Tomasz Winiecki
Marek Wojaczek
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Robert Zang
Roger Zelazny
Dawid Zieliński
Dawid Zieliński
Zubil
Zubil
Zubil
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Artur Żarczyński
Artur Żarczyński
K.Żmuda-Niemiec
K.Żmuda-Niemiec

Archiwum cz. I
< 62 >