Archiwum FiF
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Grzegorz Żak Literatura
<<<strona 83>>>

 

K-2

 

 

Głos młotka przebił ciszę.

– Dobrze stoisz ?

– Jakby tu można było dobrze stać, ha! Powiedzmy, że dostatecznie.

– Teraz ty prowadzisz.

– Ok, popuść mi trochę. Pilnuj, żeby się nie skręcała.

Młody mężczyzna, ubrany w czarne spodnie i bluzę takiegoż koloru, ostrożnie sprawdzał chwyt.

– Trzymaj na sztywno, idę.

Drugi, w krasnoludzkiej misiurce na głowie, naciągnął linę. Obserwował, jak jego towarzysz pnie się powoli w górę. Asekurował – lina z łosiowej skóry łączyła obu wspinaczy, przechodząc między nimi przez oczko wbitego w ścianę stalowego haka z diamentową końcówką. Inne nie wchodziły w ścianę. Była ze szkła.

Wspinaczka na Szklanych Górach to kosztowny sport. Ale mówią, że może się zwrócić.

Diamentowe haki, śruby, zęby raków i końcówki czekanów kosztowały fortunę. Dodatkowo wyposażyli się w rękawice z rysimi pazurami i ewentualnie, gdyby raki nie zdały egzaminu, w "muchobutki". Tak w skałkowym światku Sargalu zwano ekskluzywne buty z muszej skóry, świetnie przylegające do wszelkich, nawet najgładszych gładzi. Reszta "szpeju", w porównaniu do tych luksusów – to była taniocha.

Szklana Góra K-2 wyrastała nad Nieskończoną Prerią niczym samotny żagiel nad oceanem; tylko dużo wyżej. No i w zasadzie nie tak samotnie. Podobnych gór istniało więcej, konkretnie od K-1 do K-23. Mówiono, że K to skrót od "Kurna, jak tu się wdrapać po tej cholernej stromiźnie?". Niewykluczone, iż była to prawda...

Przeszli już ponad połowę drogi. Z dwoma noclegami w ścianie, na niewielkich półkach (jeśli noclegiem można nazwać przesiedzenie nocy na jednym pośladku).

– Słuchaj, Hagen – zagaił jeden. – Kiedyś czytałem, że na takie góry końmi wjeżdżali.

– Hehe, patrz jak to historię fałszują. Może trza nam też było zamiast diamentowych dziab, dobre konie kupić, co?

– Pisali, że jeno dobrze podkuć i hajda.

– Uważaj, Izbor, sypie się.

– Sypie, sypie, co ma nie sypać. Wiesz co? Coś mi się zdaje, że diamentowe pazury lepsze by były niż te.

– No, a pisali, że nie masz nad rysie, widzisz?

– Ano pisali.

– Bo to taka tradycja, że rysie, i już. Na tradycję nie ma siły. Ktoś tam kiedyś sto lat temu wdrapał się w rysich, to potem powtarzać ci będą do znudzenia, że bez rysich nie wejdziesz. Tak jak z butami ze smoczej skóry, że niby całkiem nieprzemakalne.
To był łatwy kawałek. Szkło chrzęściło pod rakami, dzwonił wbijany z rozmachem czekan. Mogli chwilę odpocząć, rozluźnić się.

– Raki dobrze wchodzą, nie?

– No, stary, swoje zapłaciłeś.

– Ale myślałem, że szkło trudniejsze. A to jak twardy lodowiec.

– Hagen, chowaj czekan i skup się.

– Co jest?

– Przewiecha, kurzawica! – zaklął Izbor.

– Nie ominiemy? – Hagen zadzierał wysoko głowę – Jakiś trawersik na lewo?

– Nie wiem, może...

Izbor spróbował w lewo, aż chrupnęły rysie pazury.

– Zacinka, jest zacinka!

– Wbijaj i podpinaj się.

– Jasne.

Odgłos był nieprzyjemny. Przypominał rysowanie gwoździem po szybie. To było zresztą mniej więcej to samo.

Szklane Góry wyglądają nieskazitelnie, ale tylko z daleka. W rzeczywistości znajduje się na nich sporo pęknięć, rys, półek, kominów i szczelin. Materiał jest na tyle podatny, że wchodzą weń raki. Fachowcy mówią o "szklanej erozji" – szkło, wskutek działania deszczów i wiatrów mięknie, kruszeje i traci ostre krawędzie. Na szczęście.

Zacinka była bardzo solidna – z dobrze urzeźbionymi chwytami, prowadziła prosto w górę. Szli w regularnym rytmie, wbijając haki i co jakiś czas zmieniając się na prowadzeniu. Z zacinki wdrapali się na bardzo śliski, lekko przewieszony odcinek.

– Już blisko – dudniło w głowie Izborowi, wpijającemu się kurczowo pazurami i rakami w ścianę. Mięśnie, twarde jak łokcie trolla, drżały z wysiłku.

– Już blisko...

Podciągnął się na prawej ręce, znalazł oparcie dla lewej nogi. "Przydało się podciąganie na framudze" – pomyślał Izbor, zbierając siły do następnego ruchu. Zerknął w górę. Zauważył wystającą krawędź. Chwycił się, szarpnął, oparł na łokciu. Nogi zawisły w powietrzu – na szczęście to był szczyt. Zaparł się i wciągnął kolegę.

Byli na K-2.

Hagen rozejrzał się nieco sceptycznie po wierzchołku. Nie wierzył w bajki czy dawne przekazy, toteż zdziwił się bardzo.

Na Szklanej Górze był szklany pałac. W oknie zaś siedział ona.

– Księżniczka – wymamrotał Izbor – piękna...

Hagen tylko pokiwał głową. Ku jego zaskoczeniu wszystko się zgadzało – był wspaniały pałac i była księżniczka. Naprawdę piękna. I jeszcze dość młoda.

– To jak – szepnął Izbor – dzielimy się tak jak było w umowie: dla ciebie księżniczka z pałacem, dla mnie skarby i sława, tak?

– No tak .

– Trochę ci zazdroszczę tej księżniczki. Ech, gdyby nie to, że muszę jeszcze dokonać wielu bohaterskich czynów, ech...

Księżniczka uśmiechała się:

– Witajcie dzielni panowie!

Skłonili się:

– Witaj, pani – rzekł Hagen – honor to dla nas gościć tutaj.

– Nie – księżniczka miała kasztanowate, kręcone włosy, brązowe oczy i sylwetkę bogini, zgrabnej bogini – nie, to dla mnie honor gościć was. Rzadka to rzecz, goście tutaj. Zapraszam do środka.

Przepych wystroju bił w oczy.

– Przyzwyczajaj się – szturchnął kolegę łokciem Izbor. Nie mogli uwierzyć, że to prawda.

Gospodyni zeszła po schodach.

– O - zauważyła – widzę, że niektórzy ciągle używają rysich pazurów. Diamentowe są lepsze.

– Zapewne – mężczyzna w stalowej misiurce spojrzał zdziwiony na swoją przyszłą żonę – a skąd pani taką wiedzę o wyposażeniu górołaza posiadasz ?

– Ja nie – księżniczka uśmiechała przepięknie – ja się na tym za bardzo nie znam, To mój mąż...

– Przepraszam ? – Hagen nie odrywał wzroku od kobiety – powiedziałaś pani – mąż?

– Tak, mój mąż. O, właśnie idzie.

Hagen oderwał się na chwilę od rzeczywistości. Jak przez mgłę widział lekko łysiejącego krasnoluda z czarną brodą, wyłaniającego się zza narożnika. Nic nie czuł. Ani żalu, ani rozczarowania, ani złości. To go zdziwiło – nic nie czuł.

Poczuł dopiero, gdy krasnolud ściskał go wylewnie:

– No – głos męża gospodyni brzmiał jak lawina – no, brawo, pogratulować, południową ścianą. Zacny wyczyn, prawda. Ale panowie, rysie pazury to nie to. Diamentowe lepsze. Raki bardzo dobre, widzę. No, tylko pogratulować!

– Dziękuję – bąknął Izbor – nie ma czego.

– Ano nie – poparł go towarzysz, chwytając się za głowę.

– Jak to – nie ma czego?! – ryknął krasnolud – panowie, trzecie przejście południową ścianą to jest coś. Trzeba to oblać.

– Zostaw, Jur, panowie pewnie zmęczeni – mitygowała męża księżniczka.
Izbor zacisnął pięści:

– Trzecie przejście? – wydyszał – jak to trzecie? A dwa poprzednie, to kto?

Czarnobrody wzruszył ramionami:

– No ja. Nie ma co robić za bardzo na tej górze, to ją sobie zdobywam różnymi drogami. Południowa jest chyba jedną z łatwiejszych. Musicie spróbować wschodniej. Tam jest nieźle. Kawałkami to 6g+. Tylko żona mi trochę zabrania...

– Znaczy, że nie jesteśmy pierwsi? – przerwał mu Izbor – czyli...

– Czyli że... – Hagen chciał coś powiedzieć, ale na szczęście tylko to pomyślał.

– Chyba wiem, o co wam chodzi – Jur klepnął młodzieńców twardymi rękami – naczytaliście się o Szklanych Górach. Mieliście nadzieję, co?

– No – potwierdził niedoszły mąż księżniczki – mieliśmy...

– Niestety – odezwała się gospodyni – Jur Kukułka był pierwszy.

Drgnęli na dźwięk tego imienia i spojrzeli na krasnoluda. To imię znali wszyscy, nie tylko wspinacze.

– Mówili, że zginąłeś.

– Tak – pokiwał głową Jur Kukułka – skąd mogli wiedzieć. Nie chwaliłem się nikomu. Wspinałem się dla przyjemności. Nie spodziewałem się, że te bujdy o pałacach i pannach na szczytach to prawda. A jednak. No to zostałem. Dobrze mi tu. Jak mam ochotę, to wybieram się na wspinaczkę, jak nie, to siedzę z żoną. Cisza, spokój. Zawsze chciałem mieć dom w górach. To spełnienie marzeń. Dobrze mi tu.

"Nie dziwota" – pomyślał Izbor.

– Zapraszamy na obiad – skinęła pani domu.

– Bardzo chętnie.

Obiad smakował wyśmienicie: kasza, pieczeń z dzika, żubrzy ser, jagody, jabłka, wino.

– Skąd to wszystko ? – zainteresował się Hagen – znaczy, jak to tutaj trafia? Zawsze mnie to nurtowało.

– Zaprzyjaźnione orły – przełknął kęs sera Jur Kukułka.

– Aha.

– Ale żeby nie nadużywać ich przyjaźni – przepłukał gardło łykiem wina – zaporęczowałem wnękę na północnej ścianie. Godzinka i jestem na dole.

Hagen połknął ogryzek na wspomnienie kilku pomyłek przy wspinaczce. Mało życia nie stracił, a właśnie dowiedział się, że na północnej była poręczówka!

Gospodarze zauważyli zdenerwowanie gościa. Wymienili znaczące spojrzenia.

– Zawsze mówiłem – westchnął Jur Kukułka – że wspinać się można tylko dla przyjemności. A nie, żeby zaimponować kobiecie!

 

Okładka
Spis Treści
Justyna Kowalska
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Ryszard Krauze
K.Kwiecińska
Marcin Lenda
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
K.Leszczyński
Jakub Lipień
LouSac
Lucy
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
A.Mason
Michał Mazański
Rafał Mroczek
Sławomir Mrugowski
Sławomir Mrugowski
Barbara Ogłodzińska
Barbara Ogodzińska
Kamil Olszewski
Pacek
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Andrzej Pilipiuk
Eryk Ragus
Eryk Ragus
RaV
Paweł Rogiewicz
Anna Romanowicz
Jacek Rostocki
Jacek Rostocki
Tomasz J. Rybak
Ryh
Andrzej Siedlecki
Agnieszka Śliwiak
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Robert J. Szmidt
Robert J. Szmidt
Roman Szuster
W.Świdziniewski
Andrzej Świech
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
Vanderberg Club
Tomasz Winiecki
Tomasz Winiecki
Marek Wojaczek
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Robert Zang
Roger Zelazny
Dawid Zieliński
Dawid Zieliński
Zubil
Zubil
Zubil
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Artur Żarczyński
Artur Żarczyński
K.Żmuda-Niemiec
K.Żmuda-Niemiec

Archiwum cz. I
< 83 >