Archiwum FiF
| ||||||
Książę na białym koniu
W mordę kopany! Znowu kuchnia cała obwieszona jest zielonymi glutami, znowu Wiwiana się wścieknie, znowu... Eech! Ciężkie jest życie początkującej czarownicy, szczególnie z taką nauczycielką jak Wiwiana. Czemu nikt jeszcze nie wymyślił zaklęcia, które by uczyło wszystkich zaklęć? Uuuch, usiąść wygodnie, jedno zaklęcie Wiwiany i fiuuut! Głowa pełna zaklęć, jeszcze tylko szpiczasty kapelusz i już można wędrować w świat... Tylko że z drugiej strony kogo byłoby na to stać, skoro Wiwiana za zwykłe odczarowanie panny zamienionej w szczura bierze trzy kurczaki, pół worka mąki, krowi zad i cholera ją tam wie co jeszcze... Ech, życie. Znowu szorowanie na kolanach. Skąd się te gluty biorą? Miało być zwykłe proste zaklęcie zmuszające wodę do bulgotania, a pojawiły się te cholerne gluty. Czemu nie nauczy mnie ona najpierw zaklęcia sprzątającego?
Joanna wynosiła właśnie wiadro pełne tego zielonego świństwa, gdy zobaczyła coś strasznie dziwnego. Środkiem lasu przejeżdżał książę. I to nie byle jaki książę. Książę na białym koniu. Jak powszechnie wiadomo, książę jest tym bardziej nie byle jaki, im na bielszym koniu jeździ. Joanna zdębiała, zamarła i oniemiała. Bo książęta na białych koniach istnieją tylko w bajkach. A książęta na białych koniach zakochujący się w początkujących czarownicach istnieją tylko w pamiętnikach tychże początkujących czarownic. Jakby niepomna tego faktu Joanna rzuciła wiadro i jak każda normalna kobieta w podobnej sytuacji (a w każdym razie kobieta przed 80, po 10 i nie mająca za męża króla), poleciała... no, powiedzmy, przypudrować nosek.
Zanim jednak wbiegła do chaty, księcia już nie było. Nie, nie zniknął. Książęta na białych koniach umiejący znikać istnieją tylko w ich młodzieńczych pamiętnikach; chociaż żaden dorosły książę na białym koniu nie przyznałby się, że kiedyś pisał pamiętnik. Zwyczajnie odjechał. Jego celem była chatka druida o dźwięcznym imieniu Efremus.
Efremus zobaczywszy białego konia zdziwił się straszliwie. Bo wprawdzie był serdecznym przyjacielem starego króla, ale zazwyczaj to on był tym, który odwiedza tego drugiego. Zdziwił się tym bardziej, gdy w jeźdźcu rozpoznał młodego króla (ten stary stwierdził, że jest już zbyt stary na ciągłe uczty i balowanie po świt, wobec czego przeszedł na emeryturę zostawiając trudy panowania swojemu synowi). Ponieważ druid był, lekko licząc, dziesięć razy starszy od młodego króla, nie zadawał sobie trudu, żeby się ukłonić. – Wasza Królews... – Cii.. – wysyczał książę – podróżuję incognito. – I nikt nie rozpoznaje króla w przebraniu księcia? – zadrwił druid. – Ha! Właśnie dlatego to przebranie jest genialne. Rozumiesz: najciemniej jest pod latarnią i najdalej pada jabłko od jabłoni... Zresztą nie ważne... Słuchaj... Mamuśka... – zwiesił smętnie nos. Druid wiedział co nieco o charakterze królowej, więc nie dziwił go ton z jakim kró... znaczy się książę, wspominał szanowną rodzicielkę. – Bo widzisz ubrdała sobie, że ojciec zaczął uganiać się za młodszymi (jakby nie robił tego od 20 lat – przyp. narratora). I ten szarlatan Mervian wmówił jej, że może stać się młodsza i piękniejsza. Wyobrażasz to sobie? Moja matka piękna? Ale ona mu uwierzyła. Musi tylko pić wywar ze smoczych łusek i co wieczór słuchać czytania pięknych dziewic. Słyszałeś kiedyś coś bzdurniejszego? Smoka to może i gdzieś znajdę, ale te dziewice? Jak która jest piękna, to zanim się nauczy czytać, to ... tego...yyyy, no, a brzydkie nie mogą być.
Efremus! Efremus! – coś straszliwie brudnego i rozczochranego wpadło na podwórko i zobaczywszy księcia zamarło. – Cholera, ja to mam pecha – pomyślało – godziny spędzone przed lustrem zmarnowane przez te durne błoto po drodze i oczywiście muszę spotkać księcia. – Joanna?!? – zdziwił się druid. – Zobacz – podała mu maleńkiego kotka, którego trzymała na rękach – popatrz na tę gwiazdę na czole. – No, zupełnie jak Finka. Okociła się? – Nie. To JEST Finka! Jakimś cudem stała się znowu małym kociakiem! – Yyyy – wtrącił się książę – znaczy się, odmłodniała?
Efremus w zamyśleniu patrzył na malutkie kaczuszki, kurczaczki, prosiaczki, kotki i pełno innych maleństw, które pętały się po podwórku Wiwiany. – Coś takiego! – druid podrapał się po brodzie – może to jakiś urok albo... – A cóż tu się dzieje? Wystarczy zostawić Joannę samą – Wiwiana zeszła z miotły i przygładziła włosy rozczochrane po długim locie – co to za dzieciniec? Joanna mimo wszystko pamiętając o swoich obowiązkach, podeszła do Wiwiany, żeby odebrać i oczyścić po podróży miotłę. I mimo swojego koszmarnego wyglądu wciąż zachowywała się jak panna na wydaniu prezentowana szlachetnemu kawalerowi – wyprostowana, podbródek wysunięty do przodu i dumny krok... w czym nieco przeszkodziła jej Finka, łasząc się do jej stóp. I tyle pozostało z dumy Joanny – rymsnęła jak długa prosto w wiadro z zielonym kisielem, o którym na śmierć zapomniała. – No i proszę, zagadka się wyjaśniła – Efremus śmiejąc się wziął na ręce gaworzącego brzdąca, który jeszcze przed chwilą starał się oczarować księcia swoją urodą. – Święci Pańscy! Nie muszę szukać dziewic – westchnął rozanielony książę. – Tylko nie zapomnij synku odpowiednio rozcieńczyć – powiedział druid – bo będziesz niańczył własną matkę... – I to by było na tyle – pomyślała Joanna – Bo książęta na białych koniach zakochujący się w początkujących czarownicach, kiedy te jeszcze noszą pieluchy, istnieją tylko ... No, właściwie nie istnieją. |
||||||