Archiwum FiF
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Lucy Literatura
<<<strona 20>>>

 

Bajka dla Gosi

 

 

Graindirs był najbardziej nieszczęśliwym smokiem na świecie. Jego bracia ścigali się radośnie w powietrzu, a on oglądał ich zabawy z ziemi i zazdrościł. Och, jak im zazdrościł! W marzeniach i snach skrzydła bez problemów unosiły go w górę, a on szybował i tańczył jak prawdziwy smok. I nikt mu już nie dokuczał, nikt się z niego nie śmiał i wszyscy chętnie się z nim bawili. Ale to były tylko marzenia. Wiedział, że nigdy nie będzie latać. Był zbyt mały, gdy spadł ze skał i choć Onarils go wyleczył, a skrzydła zdawały się rozwijać normalnie – nie mógł utrzymać się w powietrzu. Próbował, wciąż próbował i jako skoczek miał nawet niezłe osiągnięcia. Ale nie latał.

Tego dnia Graindirs uciekł z lekcji i teraz krył się w najciemniejszych miejscach lasu. Wiedział, że stary Narhined będzie zły, ale pogoda wreszcie zrobiła się cudowna i po prostu nie mógł zmusić się do nauki. Wędrówka do lasu wydała mu się znacznie ciekawsza niż jakaś tam wiedza, no i miał nadzieję, że znajdzie ładnego kwiatka dla Lein. Lein wprawdzie była smoczycą, ale nie taką głupią jak inne.Często się z nim bawiła i nigdy nie śmiała się z jego skrzydeł. Bardzo ją lubił, a ostatnio jej łuski i skrzydła zrobiły się jakieś takie... Nie mógł przestać na nie patrzeć.

Graindirs dotarł na łąkę pełną małych, żółtych kwiatów. Nie wiedział jak się nazywają, ale uznał, że spodobają się Lein. Szybko zapomniał o Narhinedzie i czekajacej go karze. Zrywał kwiaty i wyobrażał sobie wyraz pyska Lein, gdy znajdzie bukiet przed swą jaskinią. Z tych przemiłych rozmyślań wyrwał go jednak jakiś dziwny dźwięk. Graindirs odwrócił się i zobaczył wychodzącego z lasu czarnego jednorożca. Nie był to jednak zwykły jednorożec i Graindirsa bardzo zdziwił jego widok. Jednorożec ten bowiem po pierwsze był brzydki, po drugie nie miał rogu, a po trzecie – coś na nim siedziało. To coś było szare i nawet trochę przypominało niedźwiedzia, tyle że nie miało sierści. W jednej łapie trzymało długą, zaostrzoną na końcu gałąź i najwyraźniej początkowo miało zamiar uderzyć nią Graindirsa, ale z jakiegoś powodu zrezygnowało. Smok milczał i wpatrywał się zachłannie w niezwykłe zjawisko. Nigdy wcześniej nie widział tak brzydkiego jednorożca. Zastanawiał się czy to przez tę brzydotę zwierzę pozwoliło siedzieć na sobie temu czemuś. A może zaraz to zrzuci?

Niby-niedźwiedź ruszył gałęzią w stronę trzymającego kwiaty Graindirsa i znowu zrezygnował. Przez chwilę tylko patrzył, ale w końcu nie wytrzymał:

– Stań do walki, ohydna bestio! – zawołał zdecydowanie, choć może nieco zbyt głośno.

Graindirs aż zamrugał, zaskoczony, iż tak dziwne stworzenie potrafi mówić, ale że był dobrze wychowany, grzecznie odpowiedział:

– Mama mówi, że nie wolno się bić.

Niby-niedźwiedź jakby się wzdrygnął, lecz z godną podziwu determinacją kontynuował zaplanowane kwestie.

– Nie ulęknę się ciebie, potworze! Ziej ogniem i walcz!

– Ale ja jestem jeszcze za mały... – zawstydził się Graindirs i ukrył pysk w kwiatach. Po chwili jednak oczy rozbłysły mu radośnie, uszy stanęły do góry i dodał rozpromieniony – Za rok już będę potrafił ziać ogniem! Wtedy zobaczysz!

Niby-niedźwiedziem znowu jakby zatrzęsło i Graindirs zmartwił się, czy przypadkiem nie zjadł czegoś niewłaściwego i teraz jest mu niedobrze, ale nie zdążył go o to zapytać, gdyż ten zebrał się w sobie i zagrzmiał:

– Nie pomoże ci twa siła, ni przebiegłość! Twój przebrzydły łeb ozdobi mury mego zamku, a ja zdobędę wszystkie twe skarby!

Teraz Graindirs nieco się wystraszył.

– Naprawdę potrzebne ci są te dwie łuski Lein? – zapytał z niepokojem – One są już stare i nie tak kolorowe, ale ja je lubię...

Niby-niedźwiedź wydał z siebie dziwny dźwięk, a w jego twardym dotąd głosie zabrzmiało coś jakby rozpacz:

– Zachowuj się jak prawdziwy smok! Rycz! Ziej ogniem! Lataj!

I tego już Graindirs nie wytrzymał. Nawet takie nie wiadomo co się z niego wysmiewa... Bukiet wypadł mu z rozdygotanych łap, uszy oklapły, skrzydła zaczęły trzepotać bezradnie, a gorące łzy spływały mu po pysku i z sykiem ginęły w trawie.

– Dlaczego mi dokuczasz!? – wołał szlochając – To nie moja wina, że one są do niczego! Myślisz, że ja nie chcę latać!

Niby-niedźwiedź jęknął rozdzierająco i zdjął sobie głowę. Graindirs oniemiał i patrzył z przejęciem, zapominając o płaczu. Stworzenie miało pod spodem jeszcze jedną głowę. Była ona nawet porośniętą sierścią, ale tylko z jednej strony. Druga strona miała jakiś obrzydliwy bladoróżowy kolor i wydawała się jakaś taka... odpychająca. Jak u robaków niektórych. A Graindirs nie znosił robaków – wiły się i w ogóle...

– A tak się ucieszyłem na twój widok. – żalił się tymczasem niby-niedźwiedź – Wiesz, tam już nikt w was nie wierzy. Myślałem, że przywiozę im twoją głowę i wszyscy pękną z zazdrości, a Gryzelda zostanie moją żoną. Potem przyprowadziłbym tutaj innych i walczylibyśmy ze smokami jak w starych opowieściach. A tak...

Niby-niedźwiedź machnął zrezygnowany łapą, westchnął, założył wierzchnią głowę (Graindirs pomyślał sobie, że jest ona zdecydowanie ładniejsza niż spodnia) i odjechał w poszukiwaniu innych sposobów zdobycia sławy i Gryzeldy. Graindirs patrzył za nim i zastanawiał się po co temu stworzeniu były dwie głowy i to tak idiotycznie schowane jedna w drugiej. Gdyby chociaż rosły na dwóch szyjach! Musi o to zapytać Narhineda, on na pewno będzie wiedział. Póki co jednak zajął się ważniejszą sprawą, czyli bukietem dla Lein. I właśnie, gdy go zbierał nadleciał wściekły Narhined. Na szczęście dla młodego smoka po usłyszeniu opowieści o niby-niedźwiedziu, humor mu się zdecydowanie poprawił. Pomruczał coś do siebie o zniszczonych drogach, które należy naprawić i zabezpieczyć przed takimi gośćmi, po czym zagonił (niezbyt z tego powodu zadowolonego) Graindirsa do nauki. A wieczorem pochwalił go głośno przy Lein i Graindirs nie wiedział co ze sobą zrobić, taki był szczęśliwy i zawstydzony zarazem.

A rycerz? Zdecydował nikomu nie opowiadać o swym spotkaniu z dziwacznym smokiem, bo któżby mu uwierzył? Zresztą wkrótce o nim zapomniał, gdyż trafił na rozbójników, którzy porwali jego ukochaną Gryzeldę. Oczywiście ją uratował i oczywiście została jego żoną. A potem to już żyli długo i szczęśliwie.

Okładka
Spis Treści
Justyna Kowalska
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Ryszard Krauze
K.Kwiecińska
Marcin Lenda
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
K.Leszczyński
Jakub Lipień
LouSac
Lucy
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
A.Mason
Michał Mazański
Rafał Mroczek
Sławomir Mrugowski
Sławomir Mrugowski
Barbara Ogłodzińska
Barbara Ogodzińska
Kamil Olszewski
Pacek
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Andrzej Pilipiuk
Eryk Ragus
Eryk Ragus
RaV
Paweł Rogiewicz
Anna Romanowicz
Jacek Rostocki
Jacek Rostocki
Tomasz J. Rybak
Ryh
Andrzej Siedlecki
Agnieszka Śliwiak
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Robert J. Szmidt
Robert J. Szmidt
Roman Szuster
W.Świdziniewski
Andrzej Świech
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
Vanderberg Club
Tomasz Winiecki
Tomasz Winiecki
Marek Wojaczek
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Robert Zang
Roger Zelazny
Dawid Zieliński
Dawid Zieliński
Zubil
Zubil
Zubil
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Artur Żarczyński
Artur Żarczyński
K.Żmuda-Niemiec
K.Żmuda-Niemiec

Archiwum cz. I
< 20 >