Archiwum FiF
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Anna Romanowicz Literatura
<<<strona 42>>>

 

Żeby ci to wszystko powiedział

 

 

– Kim jesteś? – spytałam po raz pierwszy, gdy miałam sześć lat. Kim był? Był moim wyimaginowanym przyjacielem. Wtedy nazywał się Dino i był wielkim, szarym puchaczem. I oczywiście tylko ja go widziałam. Choć wszyscy z przyzwoitości udawali, że też go widzą – jedynie ja wiedziałam, że istnieje naprawdę. Z biegiem lat mój rozmówca zgubił ciało i zmienił się w Młodzieńcze Odkrycia, Filozoficzne Myśli, Głos Rozsądku i tak dalej. Przez długi czas był moim Aniołem. Chyba aż do końca, bo pewnego pięknego, kwietniowego popołudnia, gdy patrzyłam, jak moja wnuczka wychodzi do szkoły, usłyszałam go wyraźnie. To co mi oświadczył bardzo mnie zasmuciło, ale przede wszystkim zakłopotało:

– H-khmm... bardzo mi przykro, Anno, ale obawiam się, że właśnie umarłaś...

Spojrzałam podejrzliwie na cień, który z brzękiem dzwoneczków przemknął przez pokój. Od zawsze czepiałam się szczegółów, więc spytałam:

Skoro umarłam, to chyba powinnam być w niebie albo piekle.

– Niezupełnie... – zachichotał śpiewnie głosik.

– Chcesz mi zatem powiedzieć, że po tym nic już nie ma?

Nie widziałam go, ale dałabym głowę, że kilka razy wesoło uniósł brwi do góry. Wciąż nie dawałam za wygraną. Nawet w takiej chwili chciałam kogoś przechytrzyć

– No świetnie – powiedziałam powoli. – Przypuśćmy nawet, że mogę mówić i oddychać, co dosyć niezwykłe jak na osobę martwą, mogę się nawet pogodzić z tym, że jestem duchem. Ale dlaczego siedzę na krześle?

– Bo wciąż chcesz na nim siedzieć.

Wzruszyłam ramionami. Nie bardzo rozumiałam. Byłam trochę poirytowana i – nie powiem – czułam się oszukana. Mimo wszystko nie potrafiłam opanować uśmiechu, gdy mój duch czy też anioł musnął mnie w locie skrzydełkiem.

– Przynajmniej ktoś po mnie zostanie. – mruknęłam na niby obrażona, patrząc na zdjęcie syna i synowej z dziećmi.

Mylisz się – nikt nie zostanie, bo świat nie istnieje.

Jak to?! – wykrzyknęłam, choć przez całe życie byłam przekonana, że duchy umieją tylko jęczeć i dzwonić łańcuchami.

– Tak to – świat przestał istnieć, gdy ty umarłaś.

– Słucham??? Przecież istnienie świata nie jest zależne od tego czy ja żyję, czy umieram. Świat istniał miliony lat przede mną – ba – przed pierwszym człowiekiem i będzie istniał setki lat po mojej śmierci!

Nagle – zupełnie niespodziewanie – duch zmaterializował się – był młodym mężczyzną o aksamitnych rysach i ciemnej cerze. Wyglądał jak dzieciak. Gdybym nie wiedziała, że jest prawie tak stary jak ja – powiedziałabym, że to smarkacz. Wyglądał jak człowiek, ale miał w sobie coś z puchacza. Może myliły skrzydła i dziób? Siedział po turecku na... niczym. Uśmiechał się beztrosko. Coś w nim przypominało mi jesienny deszcz – cichy, uspakajający, senny, a z drugiej strony dziwiłam się, że nie wybucha dziecięcym śmiechem. Uśmiechnęłam się również, bo wyglądał dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałam. Nawet był pluszowy. Jego czarne oczy patrzyły na mnie z wielką, nieskrywaną czułością.

– Mylisz się znowu – odparł, a jego głos był głęboki, kuszący i pohukujący. – Świat rozpoczął się dokładnie w momencie, w którym się narodziłaś i umiera w chwili twojej śmierci.

– Ale... ale... ale... – powtarzałam nie bardzo mogąc pomieścić w głowie to, co przed chwilą mi wyjawił. – Ale ja widziałam kości dinozaurów! – krzyknęłam rozpaczliwie w ostatnim akcie kruchej desperacji. Mój rozmówca uśmiechnął się rozbawiony i niezrażony odparł:

– Wymyśliłaś je.

– Jak... jak to "wymyśliłam"?

– Po prostu. Wszystko, co widzisz, to wytwór twojej wyobraźni.

Zasępiłam się.

– To jakim cudem – zaczęłam ostrożnie – jakim cudem siedzę na tym krześle?

– Bo wciąż mi nie wierzysz. W twoim umyśle to krzesło wciąż istnieje. – rozejrzał się po pokoju. – Prawdę mówiąc, mogłaś to urządzić lepiej.

Poskrobałam się po czaszce i przyszło mi do głowy, że jeśli tak, to sama ją sobie wyobraziłam. Nagle poczułam, że krzesło pode mną się rozpuszcza i że zaraz rąbnę o podłogę, ale w tym momencie stwierdziłam, że podłogę też musiałam wymyślić. Po chwili zauważyłam, że mojego mieszkania już nie ma, nie ma też widoku za oknem, ani... no że nie ma nic, oprócz mnie i mojego anioła. Dookoła nas było ciche, jednostajne, ale nie niepokojące nic. To tak jakby otaczały nas tony i kilometry przezroczystego szkła.

Ale... ale ludzie! Co z ludźmi? Czy zabiłam ich swoją śmiercią? Przecież to nieludzkie!

– Nie. Ci ludzie istnieli tylko w twojej wyobraźni. Wszystko, co się zdarzyło, każdy przedmiot, roślina, człowiek, uczucie – to tylko twoje marzenia.

– O Boże... – szepnęłam po chwili. – Tyle cierpień i smutku mojego i cudzego i to tylko przeze mnie...

Smutku? Bólu? Tak. Ale pomyśl też o tym, ile szczęścia i piękna – też przez ciebie. A raczej dzięki tobie. Uczysz się.

– Więc nie ma innych ludzi? Jestem sama? – poczułam, że ogarnia mnie panika.

– Ależ są. Jest ich kilkunastu. Wciąż rodzicie się na nowo i umieracie, gdy stwierdzacie, że wszystko zostało wykonane, że dostatecznie się udoskonaliliście. Te światy właściwie nie umierają – przechodzą w niebyt jako zespół waszych zasług i przewinień.

Przełknęłam ślinę i lekko przerażona potarłam twarz dłonią.

– A czy można nie zabijać tego świata, tylko sprawić, by trwał wiecznie i czuwać nad nim świadomie?

Twarz mężczyzny-ptaka, twarz szalonego półboga rozjaśniła się tak straszliwie, że musiałam zakryć oczy. Gdy znów spojrzałam – jego oblicze promieniało szczęściem i radością. Emanował z niego spokój. Przedtem tego nie zauważyłam, ale to właśnie spokoju mu brakowało.

– Nareszcie... tysiące lat tłumaczeń, tyle lat oczekiwania... – powiedział cicho, niemal w słonecznej ekstazie. – Wreszcie któryś z was na to wpadł i jest gotów – możesz założyć nowy świat. Prawdziwy i szczęśliwy. Zresztą... może inni też będą wkrótce gotowi – nie znam ich.

– A kiedy znów się urodzę?

Kiedy tylko zapragniesz.

Nie byłam pewna, czy zdaję sobie sprawę z wagi sytuacji, czy w ogóle zdaję sobie z czegokolwiek sprawę, więc postanowiłam poczekać z narodzinami i dobrze to wszystko przemyśleć, ale... nagle wpadło mi do głowy pytanie, może najważniejsze ze wszystkich:

– A kim ty jesteś?

– Ja?... – spytał z lekkim zakłopotaniem. Uśmiechnął się smutno. – Ja jestem kimś, kogo wymyśliłaś, żeby ci to wszystko powiedział.

 

Warszawa 6. X. 1999 r.

 

Dla Moniki Rutkowskiej za każdy uśmiech i każde słowo...

Okładka
Spis Treści
Justyna Kowalska
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Ryszard Krauze
K.Kwiecińska
Marcin Lenda
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
K.Leszczyński
Jakub Lipień
LouSac
Lucy
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
A.Mason
Michał Mazański
Rafał Mroczek
Sławomir Mrugowski
Sławomir Mrugowski
Barbara Ogłodzińska
Barbara Ogodzińska
Kamil Olszewski
Pacek
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Andrzej Pilipiuk
Eryk Ragus
Eryk Ragus
RaV
Paweł Rogiewicz
Anna Romanowicz
Jacek Rostocki
Jacek Rostocki
Tomasz J. Rybak
Ryh
Andrzej Siedlecki
Agnieszka Śliwiak
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Robert J. Szmidt
Robert J. Szmidt
Roman Szuster
W.Świdziniewski
Andrzej Świech
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
Vanderberg Club
Tomasz Winiecki
Tomasz Winiecki
Marek Wojaczek
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Robert Zang
Roger Zelazny
Dawid Zieliński
Dawid Zieliński
Zubil
Zubil
Zubil
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Artur Żarczyński
Artur Żarczyński
K.Żmuda-Niemiec
K.Żmuda-Niemiec

Archiwum cz. I
< 42 >