Archiwum FiF
| ||||||
Niech żyją wynalazki
Kolejka zdumionych postaci zdawała się nie mieć początku. Za to jej koniec Jason Eggbert widział dość wyraźnie. Wystarczyło spojrzeć na własne buty. Ciekawe, jak tam na dole poradzą sobie bez niego? Bo i co to za przyjęcie urodzinowe bez solenizanta? Oczekiwanie potrwało jeszcze dobrych kilka godzin. Nowych w kolejce systematycznie przybywało. W momencie, gdy Jason zdążył już nawiązać migową znajomość ze stojącym za nim skośnookim staruszkiem, wpuszczono go za Niebieską Bramę i postawiono przed obliczem świętego Piotra. – Nazwisko? – czcigodny mąż podniósł znudzony wzrok znad ogromnej księgi. – Eggbert. Jason Eggbert. – Egbbert... Który? – Jak to? – Jason wyraźnie się speszył. Poczuł się jak przed laty w wojsku. Nie znosił sytuacji, gdy czegoś od niego wymagano, a on zupełnie nie miał pojęcia, o co chodzi. – Pytam się: który? – Nie rozumiem... – czuł, że nogi uginają się pod nim ze strachu. Ilu Jasonów Eggbertów mogło dotychczas pojawić się na świecie? Nigdy się tym nie interesował. – Ach, przepraszam! To z przepracowania. Skąd wy to macie wiedzieć? – święty przełożył kartę księgi. – Ostatnio mieliśmy cię tu dziś rano. Od tego czasu nie mogłeś zbyt wiele nagrzeszyć, więc nie będziemy osobno rozpatrywać twojego przypadku. Trafisz do celi z innymi Eggbertami. – Grupujecie ludzi pod względem podobieństwa nazwisk? – Jason odważył się zadać pytanie. Jeszcze nie dotarł do niego pełen sens słów: „cela" i „mieliśmy cię” – Zwariowałeś? – święty Piotr dostrzegł, że mężczyzna kuli się w sobie, więc opamiętał się i kontynuował łagodniejszym tonem. – Wszyscy Jasonowie to właściwie ta sama osoba. Każdy następny ma jedynie trochę większy bagaż doświadczeń od swojego poprzednika. Tak jak ty – żyłeś dłużej od reszty, a twoi następcy będą żyli dłużej od ciebie. – Następcy? Ale... – zrozumienie oczywistego faktu przemocą wdarło się do umysłu Jasona. – A więc o to chodzi! – No właśnie. – święty pozwolił sobie na uśmiech. – Od dwudziestu paru lat mamy tu całe zatrzęsienie wielu wersji tych samych ludzi. – Ale... skoro żyję zaledwie od rana, czy nie powinienem mieć w takim razie czystego konta grzechów? – Nic z tego. Z punktu widzenia zmarłego jesteś osobnym bytem. Jednak konto złych uczynków jest wspólne i przekazywane z grzesznika na grzesznika. A póki co, przyda się dodatkowa para rąk przy remoncie pałacu Kamaela. To w Piątym Niebie, spodoba ci się. No, straciliśmy już za dużo czasu. Siedemnaście lat Czyśćca. – złoty młotek uderzył pieczętując wyrok. Jason mimowolnie mrugnął oczyma. Święty Piotr był już naprawdę zmęczony. Zawsze było ciężko, ale ostatnimi czasy jego praca stała się nie do zniesienia. – Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie można by sklejać ich na miejscu i czekać aż ostatni umrze. Ech, co ja bym w tej chwili dał za normalnego nieboszczyka. Naukowcy od siedmiu boleści! Nie mogli nauczyć się zakrzywiać przestrzeń, zamiast rozbijać wszystkich na atomy? Niech ich cholera z tą całą teleportacją! Z góry pogroził świętemu ogromny Palec Boży. |
||||||