Archiwum FiF
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Artur Żarczyński Literatura
<<<strona 91>>>

 

Niemechaniczny fryzjer Pokora

 

 

– Manny, ty cholerny pijaku. Jesteś tam, czy nie?

Nastąpiło zgrzytnięcie zamka i drzwi stanęły otworem. Ukazała się nieogolona, latynoska twarz z papierosem w ustach.

– Zachary. Dobrze, że jesteś. Jest następny. Ale... ten jest inny. Palisz? – przejęty wyciągnął z kieszeni paczkę L&M i poczęstował towarzysza.

– Na czym polega ta jego "inność"? – spytał Zachary Reul, ze spokojem przypalając papierosa.

– Przede wszystkim – Manny Carlibo aż trząsł się z podniecenia – On ma...dziewięć miesięcy.

– Dobrze wiesz, że w tym wieku niemożliwe jest odróżnienie Wyższości od drobnej mutacji.

– Tak ale, on się wysławia lepiej niż niejeden student wyższej uczelni, jest bardzo inteligentny, a ponadto... zanegował słuszność istnienia naszej organizacji.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– On uważa, że nasze działania uniemożliwiają ewolucję gatunku ludzkiego. Że dalsze parcie do przodu tym tropem przyniesie nam zgubę. Zostaniemy w tyle, i nie będziemy w stanie obronić się przed innymi cywilizacjami.

– To oczywiste. Próbuje usprawiedliwiać swoje istnienie. Poza tym, skąd on może wiedzieć czy w ogóle istnieją inne cywilizacje?

– Broni nie tylko siebie. Twierdzi, że przyszedł na świat dla ludzkości. Że to Bóg go tu przysłał.

– Uważa się za Jezusa Chrystusa?

– Nie. Nic z tych rzeczy. Ale ludzie mu wieżą. Potrafi zdobyć ich zaufanie.

– Jak to? Jacy ludzie? Rozmawiał z kimś oficjalnie?

– Oczywiście. Tuż po tym, jak napisał publiczne przemówienie...

– Napisał przemówienie? Dziewięcio miesięczne dziecko?

– No nie, niezupełnie. Źle się wyraziłem. On je zredagował. Nie może pisać. Jego ciało... No, po prostu fizycznie jest nierozwinięty. Za to jego umysł...

– Choć, przejedziemy się do niego – rzucił Reul opuszczając mieszkanie – Chcę z nim porozmawiać.

– W porządku Zachary. Ale łatwo nam nie pójdzie. Po ukazaniu się jego przemówienia w TIMES-ie, Wyższościowcy uzyskali duże poparcie. Głównie u inteligencji, chociaż klasa robotnicza też okazuje zainteresowanie. Uważają, że dzięki takim osobnikom, mają szansę stać się kimś lepszym. Przeświadczenie, że stanowią dla nas zagrożenie staje się legendą. Wygląda na to, że pójdziemy w zapomnienie, tak jak przed wiekami Święta Inkwizycja.

– Chyba, że udowodnimy jego oszustwo.

– Nic z tego. Nawet Kościół Rzymsko-Katolicki staje w jego obronie, twierdząc, że jest częścią Boskiego planu.

– W takim razie, musimy się go pozbyć.

 

***

 

Zaparkowali na podjeździe. Wbrew oczekiwaniom, nie było żadnych dziennikarzy, ani ciekawskich gapiów. Widocznie pora odwiedzin dobiegła końca.

– Może nie zechcą nas wpuścić – rzucił Manny opuszczając samochód.

– Będą musieli – cierpko stwierdził Zachary kierując się w stronę ganku.

Przycisnął dzwonek, na co natychmiast odpowiedział nerwowy tupot, a po chwili zgrzytnięcie zamka.

W drzwiach ukazała się trzydziesto kilku letnia ciemnowłosa kobieta. Ładne rysy twarzy wykrzywiła niecierpliwość.

– O co chodzi – spytała i nie czekając na odpowiedź szybko dodała – Nie udzielamy już wywiadów. Pora odwiedzin skończyła się parę godzin temu.

– Zachary Reul i Manny Carlibo. Jesteśmy z organizacji Tylko Człowiek. Musimy się zobaczyć z pani synem.

Znudzone oblicze kobiety przybrało przejęty wyraz, ukazując coś pomiędzy przerażeniem a rezygnacją.

– Nie możecie wejść – wymamrotała pośpiesznie – Ernie śpi.

Po czym naparła na drzwi, by je zatrzasnąć, lecz Zachary zdążył zablokować je, wkładając but w szparę.

– Proszę posłuchać – zaczął, powoli tracąc cierpliwość – co mamy do powiedzenia...

– Niech pan zabierze but, albo zadzwonię na policję! – wykrzyknęła wzburzona ze strachu i zdenerwowania kobieta.

– Mamo – dobiegł ich słaby, dziecięcy głos – Wpuść panów.

Napór na drzwi nieco zelżał, jakby kobieta wahała się co uczynić. Wreszcie po chwili widocznie podjęła decyzję, bo ustąpiła całkowicie. Drzwi stanęły przed nimi otworem.

– Bardzo słusznie – rzekł poirytowany Reul – Kto tu do cholery decyduje, jakiś dzieciak – dodał w myślach.

Weszli do środka. Mieszkanie było urządzone schludnie, ale bez przepychu. Podążyli za matką, krętymi schodkami na piętro. Drzwi do pokoju Erniego były uchylone. Wchodząc, ujrzeli siedzące na kanapie dziecko. Wyglądało najnormalniej w świecie: duża głowa, trochę włosków, mały nosek, uszka, no i te... śledzące każdy ruch oczy. Mogłoby się wydawać, że dziecko ma w pełni rozwinięty narząd wzroku. Zresztą, nie tylko wzroku.

– Witam panów – przemówił Ernie swym piskliwym głosem, zupełnie nie pasującym do wymawianych słów.

Zacharemu nie spodobał się ten kontrast. Wręcz go rozzłościł. Bez żadnych ceregieli rzucił:

– Po co przybyłeś?

Dziecko obrzuciło Zacharego zaciekawionym spojrzeniem i lekko się uśmiechnęło.

– Mamo, możesz nas zostawić samych?

– Jesteś pewien, Ernie?

– Tak mamo. Zamknij za sobą drzwi, dobrze?

Kobieta spełniła prośbę, a w Reulu zawrzało jeszcze mocniej.

– Po co przybyłeś Ernie?

– O co ci chodzi Zak?

– Za... skąd znasz moje imię?

– Zadajesz za dużo pytań na raz, Zak. A pan ma na imię Manny?

– Zgadza się – odrzekł zdumiony Carlibo, ale dzieciak wcale nie pytał, tylko stwierdzał fakt.

– Nieważne skąd znasz nasze imiona. Pewnie słyszałeś jak się przedstawialiśmy – kontynuował wściekły Zachary – odpowiedz tylko po co tu jesteś? Taki z ciebie mądrala, to powiedz!

– Przede wszystkim, nigdy wcześniej nie słyszałem waszych imion. Wezwałem was, więc musiał...

– Wezwałeś nas! – krzyknął Reul całkowici tracąc cierpliwość – Ty nas wezwałeś? – wyciągnął z kabury pistolet i przystawił malcowi do skroni – Nikt cię tu nie chce Ernie...

– Daj spokój Zak. Odpuść trochę – Manny próbował załagodzić sytuację, agitatorskim tonem.

– Nie wtrącaj się teraz Manny! – wycharczał Zachary, po czym zwrócił się znów do Erniego – Nikt cię tu nie chce dziwny dzieciaku. Mam w rękach moc odebrania ci życia, rozumiesz!

– Więc dalej Zak – spokojnie odparł Ernie – strzel do bezbronnego dziecka.

Przez chwile mierzyli się wzrokiem. Wreszcie Reul wybuchnął niemal histerycznym śmiechem.

– Nie igraj ze mną dzieciaku – powiedział cały czas się śmiejąc – To bardzo nierozsądne. Nie takie rzeczy już robiłem – dokończył, po czym pociągnął za spust.

 

***

 

– co się do cholery stało? – spytał zdumiony Zachary, wciąż ciężko dysząc z wściekłości – gdzie my jesteśmy?

Spojrzeli po sobie, a potem wokoło. Pokój, całe mieszkanie nagle znikło. Ba, cały normalny świat, jakby zapadł się pod ziemię. Stali po kostki w jakimś pyle. Zresztą wszędzie wokół jak okiem sięgnąć nie było prawie nic prócz pyłu. A słońce... Niby było wysoko na niebie a skrzyło się na czerwono, jak przy zachodzie, zwiastującym nadciągającą burzę.

– może nie powinieneś był tego robić – zagadnął Carlibo przypalając L&M-a – z tymi wyższościowcami nigdy nic nie wiadomo.

– daj spokój manny. ludzie nigdy nie chcieli i w dalszym ciągu nie chcą takich dziwaków. dobrze się zastanów. przez całe życie górowałby intelektualnie nad innymi. wszyscy by mu zazdrościli. doprowadzałoby to ich do szewskiej pasji. nie. nie nadawałby się do współżycia w społeczeństwie. zresztą kto wie jakie jeszcze części organizmu uległy zmutowaniu. widziałeś jak na nas patrzył, jakie miał dobrze wykształcone struny głosowe. a może jego super mózg przyczyniłby się do powstania jakiejś nowej zabójczej broni...

– może to była część jakiegoś boskiego planu.

– gdyby tak było, to myślę że Stwórca nie dałby mi go zabić. zresztą, mamy teraz ważniejsze rzeczy na głowie. gdzie my u diabła jesteśmy?

Doszli do czegoś na kształt kaloryfera, ale chyba był zakręcony, bo w ogóle nie dawał ciepła. Nagle z pomiędzy żeber wyleciała biedronka. Podfrunęła do Mannego i usiadła na jego ramieniu.

– jednak jest tu coś z naszego świata – stwierdził Reul, przykładając dłoń do zwierzęcia.

– zabierz ręce dzieciobójco – przemówiła biedronka, wprawiając w osłupienie obu agentów TC, zwierzątko zachichotało, po czym dodało – tylko żartowałam. nie bierzcie mi tego za złe. jestem tonsi.

– niesamowite – wycedził Carlibo.

– to, że mówię, czy to że żartuję? naturalnie żartowałam, bo erniego nie da się zabić. przynajmniej nie tak łatwo. lubię żartować.

– jak to "nie da się zabić" i skąd w ogóle znasz erniego? – spytał Zachary.

ano nie da się. a znam go stąd... po prostu to on mnie tu umieścił.

– tu? czyli gdzie?

– w świecie jego imaginacji.

– tak samo, tylko krócej – wypalił nagle ni z w pięć, ni w dziesięć Manny.

Zdumiony Reul przyjrzał się bacznie towarzyszowi.

– dobrze się czujesz?

– co? a, tak. po prostu poczułem nagle w głowie pytanie. wydało mi się tak rzeczywiste... nie mogłem się oprzeć. musiałem odpowiedzieć.

– no więc – Zachary zwrócił się ponownie do biedronki – mówisz, że on żyje i jesteśmy w jego wyobraźni.

– tak. o, idzie chapto. nie zwracajcie na niego uwagi.

Obrócili się na pięcie i ujrzeli dwumetrowego królika kicającego w ich kierunku. Wraz za zwierzęciem, postępowała kurzawa z pyłu roztrząsanego przy każdym skoku.

– NO PROSZĘ – odezwał się Chapto – CO MY TU MAMY. DWÓCH NUDNYCH LUDZI I BIEDRONKA. NIC GODNEGO UWAGI.

– dlaczego on tak krzyczy? – przytykając uszy, Reul spytał Tonsi.

– on wcale nie krzyczy. mówi normalnie. to znaczy normalnie w waszym świecie. to my jesteśmy przyciszeni. nie możemy mówić tak jak on. prawie.

– hej chapto – Carlibo zwrócił się do królika – jestem manny. miło mi...

– nie słyszy cię. oni w ogóle nas nie słyszą. są zapatrzeni w siebie. mogą usłyszeć tylko pochlebstwa. patrz. chapto, MASZ ŁADNE WDZIANKO.

– DZIĘKI. RACJA. JEST NAPRAWDĘ ŁADNE.

Królik spojrzał po sobie, po czym pokicał w swoją stronę.

– widzisz. tylko to udało mi się powiedzieć na tyle głośno by usłyszał. są bardzo dumni. to oni tu rządzą.

– więc jest ich więcej? – Zachary poczuł prawdziwe zaciekawienie.

– jest ich wielu. ale dość ciężko ich spotkać. właściwie można ich spotkać tylko gdy chcą usłyszeć od nas pochlebstwo.

– tonsi. poczęstowałbym cię papierosem – wtrąci Carlibo przypalając Reulowi i sobie- ale sama rozumiesz. twój wzrost.

– nie ma sprawy. prawdę mówiąc nie znoszę papierosów. nie. nie. palcie śmiało. nie przeszkadza mi cudzy dym...

– tak jak ten gość na zdjęciu – wypalił Zachary.

Tym razem to Manny i biedronka spojrzeli na Reula, jak na dziwadło.

– też słyszałeś pytanie Zak?

– hym? ach. tak. to niepojęte. nie miałem sił nie odpowiedzieć.

– tonsi, o co tu chodzi?

– przypuszczam, że to pytanie pochodzi z waszego świata. ernie nie powiedział mi wszystkiego.

– mam przeczucie, że to ma coś wspólnego z naszym postępowaniem w prawdziwym świecie. co o tym myślisz Manny? Manny? – Zachary spojrzał w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał Carlibo z biedronką na ramieniu – Manny, gdzie do cholery jesteś?

Postał chwilę przy kaloryferze zastanawiając się co dalej robić. Nie było niczego na czym można by usiąść. Przebiegła mu przez głowę myśl, czy nie usiąść na ziemi. Wzdrygnął się i odpędził ją natychmiast. Kto mógł wiedzieć co tak naprawdę znajduje się pod grubą warstwą pyłu. Zresztą, nie wiedział nawet czym jest ten pył. Uniósł głowę i dostrzegł kicającego w jego kierunku królika. Rozejrzał się i zobaczył jeszcze dwa. Wszystkie nadciągały z innej strony, wzniecając przy każdym skoku tumany pyłu. Nie zwróciły na niego uwagi. Ten którego dostrzegł jako pierwszego, dotknął kaloryfera i przemówił:

– A NIECH TO. ZIMNY.

– CIEKAWE KTO GO ZAKRĘCIŁ – podjął drugi – ZRESZTĄ NIEWAŻNE. TAMTEN CHAPTO MIAŁ ZAŁATWIĆ SPRAWĘ.

– JAK WIDAĆ, NIE ZROBIŁ TEGO. MOŻE TY TO ZROBISZ. MNIE ZA BARDZO BOLI GŁOWA.

– NIE. ZA ZIMNO DLA MNIE, BY UŻYWAĆ SIŁY WOLI – stwierdził trzeci – TY TO ZRÓB CHAPTO – zwrócił się do pierwszego.

– ALEŻ CHAPTO – oburzył się pierwszy – SAM NIE CHCESZ, A ŚMIESZ O TO PROSIĆ MNIE?

– PRZECIERZ KTOŚ TO MUSI ZROBIĆ.

– TYLKO KTO? CIEKAW JESTEM GDZIE SIĘ PODZIAŁ TAMTEN CHAPTO.

Reul do tej pory ze spokojem przysłuchiwał się tej bezproduktywnej rozmowie, ale nagle poczuł, że dłużej nie wytrzyma. Tym bardziej, że słowa wypowiadane przez króliki wirowały mu w głowie z niezwykłą doniosłością. Podszedł do kaloryfera i przekręcił kurek. Dwumetrowe zwierzęta nagle spojrzały na niego, po raz pierwszy zresztą odkąd przykicały. Ten, którego zobaczył na początku zamachnął się i uderzył Zacharego włochatą łapką. Zaskoczony Reul nie zdążył się uchylić i potoczył się parę kroków do tyłu, po czym stracił całkowicie równowagę i wyrżnął plecami w pył. Zakurzyło się wokół tak mocno, że zaczął kaszleć. Kompletnie stracił możliwość widzenia. Zanosząc się kaszlem stanął na nogach. Sięgnął dłonią do kabury, ale o dziwo nie było w niej pistoletu.

– DOBRZE CI TAK CZŁOWIEKU. NIEPOTRZEBNIE SIĘ WTRĄCASZ – powiedział Chapto i wraz z pozostałymi przyłożył łapki do nagrzewającego się kaloryfera.

– ty cholerny króliku – wycharczał Zachary trąc oczy – jak tylko dojdę do siebie to ci pokażę – zagroził, ale nikt nie zwrócił uwagi na jego słowa. Króliki, jakby zapomniały o całym zajściu, zaczęły rozmowę:

– WIĘC JEDNAK ODKRĘCIŁEŚ KALORYFER.

– TAK. WINNIŚCIE MI WDZIĘCZNOŚĆ.

– ACH... JAK CUDOWNIE. ODZYSKUJĘ SIŁY.

Kurzawa opadła i Reul wreszcie przejrzał na oczy. Przez chwilę stał w osłupieniu, słuchając tych niedorzeczności. Króliki nie dość, że o nim zapomniały, to jeszcze przypisały sobie odkręcenie kaloryfera. Żałował, że nie ma tu Tonsi, bo sam ledwo rozumiał co się wokół dzieje. Obrócił się w nadziei, że dostrzeże gdzieś Mannego, ale przed oczami miał tylko pustkę i pył, na który padały czerwone promienie słońca. Gdzie on może być – pomyślał. Zastanowił się czy nie spytać o to Chapto, ale doszedł do wniosku, że to nie ma sensu. Nagle zaczęło mu się wszystko rozmywać w oczach. Doleciały go stłumione odgłosy rozmowy. I znów obraz stał się ostry i wyraźny. Zobaczył Mannego i Erniego rozmawiających o... właściwie nie wiedział o czym. Kiedy spostrzegli, że na nich patrzy, Carlibo rzucił:

– No, wróciłeś. Jak ci się to podoba? Niekonwencjonalne metody...

– Co się stało? – wtrącił Zachary niczego nie pojmując.

– Przejrzyj się w lustrze – polecił dzieciak – mam nadzieję, że ci się spodoba. Sam ją wybrałeś.

Reul zerknął w lusterko i ze zdumieniem stwierdził, że jego fryzura uległa przemianie. Dotąd, niedbale zaczesany na boczek, teraz był ścięty na krótko i zaczesany do przodu. Przejrzał się dokładnie ze wszystkich stron i nie ukrywając zadowolenia rzekł:

– Całkiem nieźle. Niczego sobie. Ale... zaraz – spojrzał na Erniego a następnie na Mannego.

Dopiero teraz zauważył, że jego przyjaciel również został nieco odmieniony. Co prawda miał taką samą fryzurę jak wcześniej, tylko teraz jego włosy były krótsze i świecące od brylantyny.

– Czy wreszcie mi powiesz dzieciaku, o co tu chodzi?

Ernie właśnie zbierał się na odpowiedź, ale nim otworzył usta wtrącił się Carlibo:

– Czy nie pojmujesz jaki jest jego dar? To urodzony fryzjer. Spójrz na mnie i na siebie. Profesjonalna robota.

– Dzięki Manny. Faktycznie trochę się na tym znam.

– A ta wizja? Co miały znaczyć te halucynacje?

– Hmm. Ludzie nudzą się podczas strzyżenia. Jedni coś czytają, inni rozmawiają, ale są tacy co się nudzą. Ja swoim klientom serwuję możliwość uczestniczenia w niezwyczajnej przygodzie. Po prostu zamiast się nudzić, mogą w tym czasie przebywać w innym świecie. Świecie mojej wyobraźni. Zamierzam otworzyć zakład fryzjerski. Może kiedyś...

– I to wszystko? Nie chciałeś w ten sposób ukarać mnie za moje grubiaństwo? Przecież mogłeś...

– Nie.

– Niezwykłe.

– Genialne – dodał Carlibo.

– Idziemy Manny. Nie będziemy ci zabierać więcej czasu, Ernie. Dzięki za strzyżenie. Może jeszcze się zobaczymy.

– Na pewno. Odwiedźcie mnie w zakładzie w pobliskiej kamieniczce. Rusza od piątku.

– Nie omieszkamy. Do widzenia.

Wyszli na ulicę i skierowali się do samochodu. Jechali powoli, przez długi czas nie rozmawiając. Wreszcie Zachary spytał:

– Czy myślisz, że zrobił to jedynie by nas ostrzyc?

– O co ci chodzi, Zak?

– Wydaje mi się, że dodatkowo zaaplikował nam, przynajmniej mi, lekcję pokory. Znasz mnie i wiesz, że z natury jestem porywczy. Od samego początku jak tylko przyszliśmy, naskoczyłem na niego. Ba. Chciałem go nawet zabić. A teraz... Teraz nie czuję złości. Może nawet nabrałem do niego sympatii. Wiesz o co mi chodzi?

– Chyba cię rozumiem Zak. Faktycznie widzę różnicę w twoim zachowaniu. Co z tym zrobimy? Jego dar, odpowiednio wykorzystany, może być bardzo niebezpieczny.

– Wiem, ale... Myślę, że nie byłby do tego zdolny. Zresztą opinia publiczna trzyma jego stronę. Nie możemy tego lekceważyć.

Wymienili znaczące spojrzenia i już do końca przejażdżki nie poruszali tego tematu.

Okładka
Spis Treści
Justyna Kowalska
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Andrzej Kozakowski
Ryszard Krauze
K.Kwiecińska
Marcin Lenda
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
Paweł Leszczyński
K.Leszczyński
Jakub Lipień
LouSac
Lucy
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
Krzysztof Mandrysz
A.Mason
Michał Mazański
Rafał Mroczek
Sławomir Mrugowski
Sławomir Mrugowski
Barbara Ogłodzińska
Barbara Ogodzińska
Kamil Olszewski
Pacek
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Andrzej Pilipiuk
Eryk Ragus
Eryk Ragus
RaV
Paweł Rogiewicz
Anna Romanowicz
Jacek Rostocki
Jacek Rostocki
Tomasz J. Rybak
Ryh
Andrzej Siedlecki
Agnieszka Śliwiak
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Tomasz Stypczyński
Robert J. Szmidt
Robert J. Szmidt
Roman Szuster
W.Świdziniewski
Andrzej Świech
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
K. i K. Urbańskie
Vanderberg Club
Tomasz Winiecki
Tomasz Winiecki
Marek Wojaczek
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Milena Wójtowicz
Robert Zang
Roger Zelazny
Dawid Zieliński
Dawid Zieliński
Zubil
Zubil
Zubil
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Grzegorz Żak
Artur Żarczyński
Artur Żarczyński
K.Żmuda-Niemiec
K.Żmuda-Niemiec

Archiwum cz. I
< 91 >