Archiwum FiF
| ||||||
Szorty
TEN DRUGI
Ten drugi nigdy mi się nie podobał. Był tam zawsze kiedy ja przychodziłem. Nawet nie pamiętam kiedy zrodziła się moja nienawiść do niego. Przypuszczam, że i on niezbyt mnie lubił. Można to było poznać po złośliwym grymasie, który pojawiał się na jego twarzy zawsze gdy mnie zobaczył. Najbardziej irytujące było to jego ciagłe przedrzeźnianie mnie. Nienawidziłem go za to, że w ogóle istniał.
Jakiś czas temu w mojej głowie narodziła się myśl o zabójstwie. Postanowiłem zrobić to dzisiaj. Wybrałem największy nóż, jaki miałem w kuchni i poszedłem na spotkanie z nim. Był tam. Jak zawsze z resztą. Kiedy stanął naprzeciw mnie wyciągnąłem nóż żeby go ugodzić... Niestety, on był równie szybki jak ja... Lustro pękło.
=======================================
ZWALNIAM PANA, PANIE...
Starszy pan z długą siwą brodą wszedł do pokoju dyrektora. Ten wskazał mu miejsce na krześle. Zanim staruszek zdążył się usadowić dyrektor zaczął: – Chyba zdaje pan sobie sprawę dlaczego pana wezwałem? – Czy to w związku z moją ostatnią nieobecnością w pracy? – zapytał niepewnie starzec. – Nie tylko. – odparł dyrektor – Od początku kiedy pana zatrudniliśmy sprawiał nam pan tylko problemy. Eksperymenty przeprowadzane bez zgody dyrekcji niejednokrotnie mogły się bardzo źle skończyć. Choćby to zalanie prawie calego laboratorium. Że nie wspomnę o paru wcześniejszych drobnych grzeszkach. Otrzymawszy upomnienie uspokoił się pan. Na chwilę. I znowu zaczął. Szczególnie przerażający jest ten incydent z praktykantem, do którego śmierci omal pan nie doprowadził. Na szczęście po trzech dniach udało się nam go odratować. Zawsze starałem się pana jakoś usprawiedliwić, ale koniec z tym! Prawie dwa wieki nieobecności na stanowisku pracy! To już przesada! Zwalniam pana, panie Bóg.
=======================================
PRZEKLĘTA PLANETA
Przeklęta planeta! Zostałem sam. Jestem stary, brakuje mi sił i czuję się już zmęczony. Dlaczego tu się znalazłem? Nie pamiętam. Wiem tylko, że bardzo dawno temu coś poszło nie tak i musieliśmy lądować awaryjnie na tej planecie. Osiedliśmy na małej wyspie na Oceanie. Na planecie w tym czasie rozwinął się tylko jeden gatunek prymitywnych istot, które od biedy możnaby nazwać rozumnymi. Wyspę zamieszkiwało niewiele z nich. Wybudowaliśmy bazę, w której zamierzaliśmy zamieszkać do momentu przybycia pomocy. Gdy zaczęły się nam kończyć zapasy żywności, nie było innego wyjścia, rozpoczęliśmy poszukiwania żywności na wyspie. Niestety, ale żadna z roślin nie nadawała się do spożycia. Zwróciliśmy się więc do tubylców z prośbą o pomoc. Ci dostarczyli nam, oprócz owoców, także mięso jakichś tutejszych zwierząt. Przebadaliśmy je. Okazało się, że zawierało bardzo znikomą dla nas wartość odżywczą. Nie pamiętam już jak to się stało, ale bardzo szczęśliwym trafem udało się nam znaleźć pożywienie... W międzyczasie zorientowaliśmy się, że dla tubylców jesteśmy elementem kultu. Postanowiliśmy, że w zamian za pożywienie dostarczane przez nich, my będziemy odwdzięczać się drobmymi przysługami, pomożemy im rozwijać się technicznie i intelektualnie. Później okazało się, jak duży błąd popełniliśmy. Tubylcy zorientowali sie, że osoby dostarczające nam pożywienie zostały zarażone jakąś nieznaną chorobą. Nawet my nie potrafiliśmy ich wyleczyć. Zanim rozwścieczeni wdarli się do bazy, nam udało się umknąć w pojazdach ratowniczych. Mieliśmy ogromne szczęście, rozpoczęto dewastację naszej bazy, co doprowadziło do wybuchu reaktora... Wyspa Atlantyda dosłownie wyparowała z powierzchni. Podzieliliśmy się na trzy grupy. Pierwsza udała sie w kierunku południowego zachodu, pozostałe dwie w kierunku wschodnim. Wybudowaliśmy trzy bazy i pomni poprzednich doświadczeń postanowiliśmy nie zwracać zbytnio na siebie uwagi. I powtórzyła się historia z Atlantydy, gdy tylko tubylcy orientowali się w przyczynie choroby, natychmiast zaczynała się eksterminacja. W ten sposób zniszczone zostały nasze ośrodki w Ameryce i Afryce. Mojej grupie udało się przeżyć tylko i wyłącznie dlatego, że ograniczyliśmy kontakty z tubylcami do niezbędnego nam do przeżycia minimum. Niestety, ale nie mogło to trwać zbyt długo i gdy tylko doszło do ujawnienia naszych ludzi, miejscowi natychmiast rozpoczęli na nas "nagonkę". Minęło już bardzo wiele lat, zostałem sam. Moi bracia i dzieci już dawno zginęli, a ja nie mam już sił, żeby się bronić, uciekać... Jestem już za stary. O! Właśnie słyszę jak ktoś skrada się do mych drzwi... Drzwi odskakują wyłamane. To miejscowy łowca. Nie będzie zadawał pytań. Może to i lepiej? – Witam jaśnie hrabiego. – powiedział łowca – Chyba wiesz dlaczego tutaj przyszedłem? – Niestety, wiem to bardzo dobrze. Nie mam już sił, aby się bronić. Zrób co musisz. – Ha! Ha! Ha! – roześmiał się łowca, po czym wbił kołek w serce Drakuli, ostatniego na ziemi wampira. |
||||||