Archiwum FiF
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
publicystyka

<|<strona 07>|>

BHP

 

 

Stała się apokalipsa. W skali bliska temu, czym karmiły się kiepskie filmy katastroficzne. Rzeczywistość podporządkowała się temu, co pogardliwie się nazywa Science Fiction. Racjonalny sposób myślenia z klasycznej literatury jest bezradny wobec ostatnich zdarzeń i tym się usprawiedliwiam, że znowu piszę o tragedii w Nowym Yorku. Obowiązkiem SF nie jest bowiem pisanie panegiryków na cześć przyszłości, ale przestrzeganie.

Ludzie zaczynają sobie zadawać to pytanie: czy jesteśmy bezpieczni? Zazwyczaj w domyśle chodzi o to, czy złapano wszystkich potencjalnych terrorystów i czy mamy z nimi święty spokój.

Gorzka odpowiedź dlaczego dokonano ataku właśnie na WTC brzmi: bo WTC był. Takie zagęszczenie tysięcy ludzi stanowi idealny cel ataku, zwłaszcza jeśli nie jest odpowiednio strzeżone. Szereg ludzkich wytworów funkcjonuje w oparciu o niepisane założenia, że coś się nie wydarzy, że przed czymś jesteśmy na pewno bezpieczni, albo zwyczajnie coś traktujemy jako całkowitą skrajność.

Katastrofy bardzo boleśnie weryfikują te założenia. Zazwyczaj okazuje się, że coś podane przez jakieś gremium, Wysoką Komisję ludności do wierzenia, wcale takie pewne nie było takie oczywiste, że to co się zdarzyło nie było bynajmniej gromem z jasnego nieba.

O tym że wysokie budynki mogą stanowić w dosyć prozaicznych okolicznościach pułapkę dla przebywających w nich ludzi wiedziano od bardzo dawna. I od bardzo dawna opracowywano sposoby zapobieżenia niebezpieczeństwu. Po pierwszym zamachu na WTC usunięto szereg usterek w systemie przeciwpożarowym, gazety piszą o usunięciu przeszkód na drogach ewakuacyjnych, o systemach alarmowych, awaryjnym oświetleniu. Tym razem podobno wszystko działało od samego końca.

W 1997 roku przeżyłem we Wrocławiu powódź, podobno taką jaka się zdarza raz na tysiąc lat. Pierwszym systemem jaki został w całym mieście unieruchomiony, były wodociągi. Trwałem kilka dni z niewielkim zapasem wody, ubikacja śmierdziała, ja byłem nieumyty, by jednocześnie wysiadła kanalizacja. Owszem można było wylewać do niej ścieki, ale wypływały o ulicę dalej. Nic nikomu się nie stało, nie wybuchła epidemia. Pozostało jednak kilka zasadniczych obserwacji: jesteśmy uzależnieni od wielkich systemów, ogromnych sieci, które gdy przestają działać, powodują kłopoty na wielkim obszarze. Generalnie wydaje się, że przedstawiciel kultury śródziemnomorskiej uwielbia ryzykowny komfort. Jednocześnie wygląda na to, że dalszy postęp cywilizacji może się odbywać tylko poprzez tworzenie coraz to wrażliwszych struktur.

Miasta, jeśli chcą być bogate muszą mieć handlowe centra. Jeśli ma się tam zarabiać wielkie pieniądze, potrzebny jest tłum ludzi, bardzo wielu w jednym miejscu, potrzebne są wielkie budynki, nie tylko hale, ale wielopiętrowe gmaszyska. Architekci jednocześnie prześcigają się w tym, by potencjalnego przechodnia olśnić wysokością i statycznym nieprawdopodobieństwem konstrukcji: powinno wyglądać tak, jakby miało się lada chwila zawalić.

Odmienne reguły obowiązują w budownictwie domów mieszkalnych, ale i tu jest koszmarne zagęszczenie. Przyczyna tkwi tym razem w kosztach, indywidualnego inwestora nie stać często na zakup wielkiej działki, młodzi ludzie zaczynając życie szukają byle kąta, gdy stać ich na ciasny ale własny, są w siódmym niebie.

 

 

Dziennikarze zapytują, jak to możliwe, że wieże WTC zawaliły się w tak krótkim czasie. Czytałem słuchałem kilku wyjaśnień, które brzmią mniej więcej w ten sposób, że wszystko w porządku, bo nikt nie oblicza konstrukcji na zderzenie z samolotem. Były obliczone na parcie wiatru, powinny wytrzymać obciążenie pożarowe przez 2 godziny, ale samolotów w normach nie było: zawaliły się zgodnie z nimi. To znaczy wszystko pod kontrolą?

Zrobiłem sobie szybciutko przeliczenie. Samoloty które brały udział w zamachu brały na pokład od 50 do 100 tysięcy litrów paliwa. Nie wiem ile po boku miały budynki WTC, ale nie mniej niż 100 metrów co widać porównując zdjęcia z rozpiętością skrzydeł samolotu. Te 100 tysięcy litrów to rozlane równo po powierzchni 10 000 metrów kwadratowych daje warstwę paliwa grubości 1 centymetra. Gdy przeliczyć to na wartość opałową, to jest to mniej więcej tyle samo co standardowa drewniana podłoga, bo benzyna daje ok 11000 kca/kg a drewno ok 4000 kcal/kg. Wniosek: konstrukcja była obliczona na styk. Paliwo lotnicze ma zapewne nieco inne ciepło spalania, ale tu chodzi o szacunki: prawie na pewno w warunkach pożaru odbywało się tylko częściowe spalanie, więc dokładne obliczenia nie mają sensu. Tak naprawdę to po kilku miesiącach poznamy prawdopodobną przyczynę takiego przebiegu katastrofy, dziś mamy tylko spekulacje.

Nie zamierzam tu wytaczać tradycyjnych dział przeciw konstruktorom, bo o tym wiedzieli ’’wszyscy’’. To nie prawda, że ktoś zawinił, że pogoń za pieniądzem i w związku z tym należy wsadzić jakiegoś bardzo znanego człowieka do więzienia. To szukanie ofiarnego kozła. Ryzyko jest wpisane w naszą cywilizację i musimy sobie z tego zdawać sprawę.

Głupie są pytania dlaczego taka potężna organizacja jak CIA nic o zamachu nie wiedziała. Problem leży zupełnie gdzie indziej: w masowości lotniczej komunikacji. To nie prawda, że porwanie samolotu w USA było wielką sztuką: wycofano ochronę załóg, kontrole były pobieżne. Eksperymentalny przemyt broni na pokłady samolotów się udawał i wszyscy o tym wiedzieli. Po prostu i zwyczajnie odpuszczono sobie. Być może decydenci doszli do wniosku, że nie ma już chętnych na takie wyczyny, że służby antyterrorystyczne skutecznie wybiły z głowy wszystkim głupie pomysły. Trzeba być samobójcą, by zaczynać z tymi ludźmi...

Zachodniemu człowiekowi nie przychodziło do głowy, że gdzieś na świecie żyją ludzie zdesperowani. Otoczony przyjazną w końcu policją, ubezpieczeniami, alarmami, poduszkami powietrznymi, kartami kredytowymi, ani pomyślał, że może się zdarzyć ktoś, kto nie ma ochoty na jutrzejszy dzień. W głowie uczestnika wielkiej postindustrialnej cywilizacji nie mogła się zmieścić nienawiść. Od ludzi którzy mogli go nienawidzić dzielił go mur własnego portfela: po ki diabli miałby się kontaktować z biedakami: nigdy ich nie spotkał. To myślenie kategoriami mieszkańca wielkiego miasta skutecznie zablokowało wyobraźnię: nikt czegoś takiego nie może zrobić.

Nie mam pojęcia kto wpadł na pomysł, że całą akcję przygotowała wielka grupa zorganizowana na wojskowy sposób, że piloci byli specjalistami, że potrzebne były ogromne pieniądze. Wygląda na to, że mógł to być pomysł kilkunastu ekstremistów, którzy być może nie bardzo wiedzieli od początku co zrobią, że rzecz oparła się na wypatrzeniu ogromnych dziur w ochronie lotnisk.

Być może CIA nie miała najmniejszych szans, bo jeśli nawet namierzyli całą ekipę to nie mieli ich za co przymknąć, bo... niczego nie planowali. Albo wszystko trzymało się na etapie prywatnych rozmów, niezobowiązujących pomysłów. Jedno, co ich trzymało w kupie, a co nie mieści się ani w kategoriach prawnych, ani policyjnych, do pewnie fanatyzm i wstręt do życia, które im zatruła dokumentnie nienawiść.

Tak jak nie wykrycia są wszystkie awarie samolotów. Przy masowym ruchu lotniczym, to mogło się stać przypadkiem. Mógł zwariować pilot, mamy już jeden przypadek prawdopodobnego samobójstwa popełnionego przez rozbicie samolotu, ale zwyczajnie mogło dojść do awarii. O tym, że samoloty wyładowane paliwem stanowią ogromne zagrożenie nie od dziś wiadomo. Także nie trzeba wielkiej wyobraźni dla unaocznienia sobie skutków upadku takiej maszyny na jakiekolwiek miejskie centrum.

Wielkie populacje co jakiś czas niszczą pomory. Dzieje się to na skutek przekroczenia progu prawdopodobieństwa wybuchu epidemii. Musi być dosyć osobników na jednostkę powierzchni, by ognisko choroby nie wygasło. Musi zostać stworzone środowisko dla jej rozwoju.

Pracowicie wybudowaliśmy środowiska dla terrorystów. W małych osiedlach trudno się ukryć, bo każdy zna sąsiadów. Krążą plotki, każdy odmieniec zostanie natychmiast zauważony i wykluczony. Ten mechanizm został prawdopodobnie wypracowany przez tysiąclecia. Z jednej strony najczęściej ostatnio skutecznie hamuje postęp, z drugiej utrzymuje stabilność ludzkich siedzisk. We wsiach bano się szalonych, bo mogli podpalić, sprowadzić z lasu zbójców, może uroki, nikt nie wiedział czym grożą jeszcze.

Zapewne rozwaleniu owego mechanizmu zawdzięczamy to co nazywamy radosną popkulturą, zapewne dzięki owej anonimowości mamy swobodny rozwój jednostki. Pewnie sto razy więcej w tym szczęścia jak nieszczęścia, ale także ta anonimowość to zezwolenie szaleństwo i przymus tworzenia małych stad, także tych sfiksowanych osobników, którzy w pojedynkę pewnie byli całkiem niegroźni. Tak czy owak, szaleniec w wielkim mieście ma możliwość ukrycia się i działania, bo sąsiedzi nie mają ani warunków, ani zwyczaju, by przyglądać się co robi.

Pracowicie wybudowano środowiska dla wielu innych nieszczęść. To są owe wielkie sieci, które zatrzymują swą pracę, gdy stanie się coś w jednym miejscu. Nie ma alternatywnych ujęć wody, nie ma jak ogrzewać domów na wypadek awarii elekrociepłowni. Sieci są coraz większe, bo maleją koszty jednostkowe. Rośnie ryzyko. Trudno sobie wyobrazić skutki wpuszczenia do wodociągów bakterii, czy jakiejś trucizny. To nie musi się stać na skutek zbrodniczego zamiaru, to może być jakaś pomyłka. O tym zagrożeniu wiedzą wszyscy, strategiczne obiekty otacza się płotami z czerwonymi tablicami. Czy tak naprawdę znaczą one cokolwiek?

To nie jest mój pomysł: to już napisał Lem w Katarze. Przekraczamy jakąś barierę. Nasza cywilizacja zaczyna realizować coraz to absurdalniejsze scenariusze. Ten zamach wbrew pozorom ma bardzo wiele wspólnego tą powieścią. To jest zbieg wielu bardzo nieszczęśliwych okoliczności. To że świat podzielił się na aż tak bogatych i aż tak biednych. To że ci biedni, jeszcze na dodatek nie potrafią się z owej biedy w żaden sposób wydobywać. Oni w niej coraz mocniej grzęzną, bez żadnego ratunku. Z tych biednych zebrało się kilkunastu desperatów. To także nieszczęśliwy zbieg okoliczności. To fakt, że zapewne powstała jakaś organizacja, która ich kontaktowała, ale musiała mieć z kogo wybierać. Ci ludzie trafili na czas, gdy były warunki do zrobienia tego co wymyślili. U Lema działał czysty przypadek, ale ciąg powiązań wymagał wielkich liczb: tu także. To jest zasadnicza sprawa: skala. Ogromne ludzkie mrowia w których zaczynają się realizować coraz mniej prawdopodobne procesy.

Jest jednak jeszcze coś: masa naszej nonszalancji obojętności i szeregu innych cech, z których zdajemy sobie sprawę, ale które ignorujemy. Niefrasobliwość objawia się w zatwierdzaniu projektów budynków, które mają prawo runąć. Muszę powiedzieć, że zadziwia mnie to, że zezwolono na tak gęstą zabudowę na Manhatanie. Doprawdy, nie ma sposobu na to, by zagwarantować, że na wypadek nieszczęścia wieżowiec zawali się grzecznie do środka. Może się przewrócić i z tragicznych doświadczeń wiadomo, że zazwyczaj razi swymi gruzami w promieniu 2/3 wysokości.

Nie mam raczej wątpliwości, że zarówno same budynki, jak i instalacje ratunkowe są projektowane ,,po polsku’’: wszystko w ręku Boga. To jest ja szarża: lance w dłoń i do przodu. W budynku może zdarzyć się wiele nieszczęść. Wygląda na to, że przy pechu wielki wieżowiec nie przetrzyma zwykłego pożaru. Znam osobiście budynek gdzie węże gaśnicze do hydrantów trzyma się na portierni na parterze, bo mogą ukraść. Tymczasem projektant, by nie przekroczyć kosztorysu zakłada rozpoczęcie akcji ratunkowej w kilka minut. Z tej przyczyny nie zakładamy zapasu przy budowaniu elementów nośnych, nie ma zraszaczy, ekranów żaroodpornych, nie ma izolacji termicznej elementów nośnych, by było taniej.

Ryzykujemy budując lotniska jak najbliżej miast. Przy koszmarnym ruchu, gdy w powietrzu znajduje się jednocześnie kilkadziesiąt samolotów, trudno się zorientować na czas, co naprawdę w z którym się dzieje.

Nasz ukochany system kapitalistyczny z założenia opiera się na najgorszych ludzkich cechach. Nadaliśmy sobie prawo do oszukiwania i nazwaliśmy je wolną konkurencją. Prawo do własności zostało rozciągnięte na prawo do wyzysku i łupienia. Nade wszystko, by interes się kręcił potrzebna jest żądza, chęć posiadania, tak mocna, że ślepia z orbit mają wychodzić. Jak chęć posiadania słabnie, to się towar pod nos podtyka, wpycha się klienta między półki, wabi gołą panienką: masz odczuwać cały czas głód! Gdy wejdziesz do supermarketu i zobaczysz sterty śmiecia, to następnego dnia zacznie się kryzys ekonomiczny. Masz zdzierać pazury do krwi w robocie, aby zdobyć bony na upragniony towar.

Nie, nie jestem dziadem lirnikiem, ani myślę namawiać ubierania pokutnego wora, do postu i pokuty. Nie, ja chciałem tylko zauważyć tyle, że tworząc samemu takie kłębowisko pożądania nie możemy oczekiwać spokoju. To jest machanie kiełbasą głodnemu psu tuż przed nosem. Ileś czasu wytrzyma, ale w końcu chwyci albo jedzenie, albo rękę która go trzyma.

 Z moralnych rozważań wnioski wysnuwam techniczne. Pewnie trzeba wysupłać garść złota na lepsze systemy gaśnicze. Trzeba nowe budynki stawiać z uwzględnieniem tego, że są ludzie którzy nas strasznie nienawidzą. Z tego wniosek, że zraszacze przeciwpożarowe powinny móc dostarczyć ok. 200 litrów wody na metr kwadratowy. (Kwestia w jakim czasie? Znam się tylko nieco na płonących stodołach: pewnie kilkanaście minut). To dosyć by nie dopuścić do wzrostu temperatury konstrukcji, także stropu ponad 100 stopni Celsjusza. Lekkie działowe ściany trzeba stawiać na tyle ciężkie, by absorbowały energię ewentualnego wybuchu.

Zapewne trzeba się zastanowić na władowaniem pieniędzy w transport naziemny, pewnie w kolej. Pociąg nawet porwany nie stanowi urządzenia dosyć bojowego, by trzeba było się nim martwić. Lotniska powinny zostać odsunięte od wielkich skupisk miejskich, lub choćby cześć ruchu przeniesiona znacznie dalej, by dało się kontrolować każdy samolot.

 

Nie jestem ekspertem od bezpieczeństwa, ale skoro okiem laika dostrzegam zagrożenia, skoro dla zabawy potrafię odkrywać jak obezwładnić np. czujki reagujące na podczerwień, które stanowią podstawę systemów przeciwłamaniowych, to nie jest dobrze. Ja nie udzielam konkretnych rad, ja wskazuję palcem dziury, może za nimi jest solidny płot, ale coraz mniej wierzę w jego istnienie.

Musimy zastanowić się nad uczynieniem naszego otoczenia bezpieczniejszym bo otacza nas kłębowisko namiętności. Wielkie budynki nie były stawiane z przyczyn ekonomicznych, ale dla pognębienia konkurencji, to pałace sukcesu ekonomicznego. Nie możemy się dziwić, że ci których puszczono z torbami najmują podpalaczy. Jest ich coraz więcej, są coraz bardzie zdeterminowani: jeśli nie pogłębi się fosy, nie wygładzi murów, ktoś w końcu się dostanie do środka.

Trzeba się zastanowić nad jakimiś rozwiązaniami politycznymi, gospodarczymi, bo rośnie zagrożenie od wewnątrz. Bezwzględny wyścig szczurów powoduje, że od czasu do czasu ktoś nie wytrzymuje i zaczyna strzelać do ludzi na ulicy. Jakimś sposobem trzeba upuścić pary z tego kotła, prawdopodobieństwo, że gdzieś pojawi się pierwsza rysa rośnie, a wtedy wszyscy wylecimy z hukiem.

To jest tak, że wraz ze wzrostem skali, pewne problemy, które były niezauważalne stają się w końcu zasadniczą przeszkodą. Budowniczy parterowej chałupki nie martwi się wytrzymałością cegły, ale gdy się stawia normalne domy w mieście, musimy wiedzieć, czy cegła nie rozsypie się pod własnym ciężarem. Nasza cywilizacja doszła do jakiegoś progu, coś zaczęło trzeszczeć.

Musimy to coś zmienić, bo się zawali wszystko.

 

 

 

 

W    N U M E R Z E
Valid HTML 4.01 Transitional Valid CSS!

< 07 >