Archiwum FiF
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
publicystyka

<|<strona 19>|>

Polityczne skutki szarpania za zderzak

 

 

Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego lokomotywy spalinowej nie da się zapalić na pych? Czy wiecie, że może się nie dać? A to prawda: bynajmniej nie z tego powodu, że taka lokomotywa ciężka. Jest to całkiem poważna przeszkoda, ale gdyby ktoś chciał spalinową lokomotywę na pych zapalać, może trafić na przeszkodę znacznie poważniejszą: jest ona także elektryczna. Poważnie: wielki silnik kręci prądnicą, ta zaś napędza silniki elektryczne które ciągną koła. One zaś są na prąd przemienny i kręcenie nimi nie pokręci owym wielkim silnikiem: silnik trójfazowy nie jest urządzeniem symetrycznym.

Dziwaczne rozwiązanie techniczne nazywa się sprzęgłem albo przekładnią elektromagnetyczną. Okazuje się, że przy wielkich mocach tradycyjny pomysł na zmianę prędkości obrotowej polegający na zastosowaniu dwu zazębiających się kół, nie prowadzi do niczego dobrego. Tradycyjne sprzęgło zbudowane z dociskanych do siebie tarcz to katastrofa: spłonie w ułamku sekundy. Trzeba sięgać po rozwiązania dziwne i niesamowite. Nie tylko system prądnica-silnik, ale pompa-turbina. To rozwiązanie mniejszych mocy, przekazywanie napędu za pomocą oleju. Idea jest równie pokręcona: silnik kręci turbiną która pompuje olej, ten napędza turbinę ciągnącą koła.

Zapewne normalnego człowieka nigdy problem zapalania na pych lokomotywy spalinowej nie gnębi. Kto wie, czy normalny człowiek czytając ów wstęp o zapalaniu nie puka się od razu w czoło, bo o ile nie jest maszynistą kolejowym, lokomotywy zupełnie go nie obchodzą. Z niezrozumiałych dla mnie powodów normalnego faceta rajcują natomiast samochody wyścigowe. Powody są tajemnicze, bo tak, jak nie kupi sobie lokomotywy, tak i nie kupi sobie takiego samochodu. Nawet jak już sobie kupi, to zysk z niego będzie mniej więcej jak z owej lokomotywy. Przycisnąć na polskich drogach się nie da. Jak już się kto uprze i przyciśnie, to przyjemności z tego żadnej, albo się coś urwie, przy wielkim szczęściu, albo przy mniejszym nie ma co zbierać. Jak się przyciśnie tak, że się ani nie urwie, ani zbierać nie trzeba, jak się cało wyjdzie, to wytrzęsie tak, że drugi raz przyciskać się nie będzie chciało.

Można jeszcze próbować cieszyć się takim samochodem wyścigowym statycznie. Można próbować, ale nie koniecznie się to dobrze skończy. Nawet samochód majestatycznie rezydujący w garażu, choćby i nie zarejestrowany i bez tabliczki rejestracyjnej ludzie ukraść potrafią. Moje zainteresowanie lokomotywami spalinowymi jest raczej niegroźne. Nie mam zamiaru nabyć takowej. Nie miałbym przyjemności z przeglądów technicznych, wielogodzinnych sesji z kluczami w kanale rewizyjnym. Cała sprawa sprowadza się do tego, że nabyłem książkę pod stosownym tytułem, za złotych pięć, starych złotych, choć jeszcze w dawnych czasach gdy owe złotych pięć było nieco warte, np. kawałek chleba się za nie dostawało, choć chleb jak wiadomo, nie ma lekko, po osiem był (zgodnie ze zdezaktualizowanym przysłowiem). W tejże księdze wyczytałem rzeczy dziwne i niesamowite, że pierwsza lokomotywa miała ledwie kilka koni mechanicznych, że próbowano budować lokomotywy na pył węglowy, jak się układają koszty eksploatacji, gdy takowa jeździ prawie 25 lat (a u nas i więcej).

Lektura takich i podobnych dzieł czyni człowiek outsiderem. Innym razem zainteresował mnie rozruch kotłów parowych. Jak się okazało sprawa warta jest nie tylko napisania całkiem sporej pracy, ale nawet jej przeczytania przez niektórych. Czyta sobie człowiek coś takiego i popada w zadumę nad istotą stanów nieustalonych. Trzeba bowiem wyjaśnić, że ów kocioł w fazie rozruchu przechodzi przez szereg stanów, które ustalone na pewno nie są, skoro szybko mijają. Wszelako rozpatrując rzecz z gruntu filozoficznie nie jest całkiem oczywiste, czym nieustalenie jest w swej najistotniejszej istocie.

W rzeczywistości chodzi o to, że temperatura całego monstrum podnosi się, woda w cienkich rurkach zaczyna bulgotać, lecz kiedy tam bulgocze, gdzie indziej ani trochę. I to problem prawdziwy, bo tworzą się parowe poduszki, na skutek czego ciepło odprowadzane nie jest i, o paradoksie, coś zawierające tony wody może się przetopić w warunkach bynajmniej nie piekielnych.

Całkiem nieobeznanym z techniką, wyjaśniam, że kocioł parowy, bynajmniej nie jest kotłem. Zbiornik wody znajduje się zazwyczaj całkiem poza strefą Wielkiego Ognia. W tej imprezie chodzi o bardzo dokładne odebranie ciepła od gazów spalinowych, z tej przyczyny kocioł parowy to kilometry cienkich rur. W nich nic nie powinno bulgotać, woda powinna tylko grzecznie się ogrzewać, w parę zamienia się na samym końcu w odpowiednim naczyniu. Generalnie kocioł parowy zupełnie nie przypomina kotła.

Syntetyczny wniosek z lektury tyczącej rozruchu kotłów parowych jest taki, że na skutek rozmiarów zaczynają grać zasadniczą rolę zjawiska które w czajniku nie mają żadnego znaczenia, najwyżej wywołują powstawanie charakterystycznej, optymistycznej muzyki, pogwizdywania, syczenia i mruczenia. Z kotłami energetycznymi nie jest lekko, bo rozszerzalność cieplna powoduje wyginanie całej konstrukcji, to zaś jakieś mikro pęknięcia; zimne ściany wywołują osadzanie się agresywnych związków chemicznych i generalnie Bóg wie co jeszcze. Lepiej, żeby taki kocioł sobie chodził na okrągło, najgorzej, gdy się go ciągle rozpala i wygasza.
Jedną z najbardziej zaskakujących informacji, którą zresztą często się podaje, jest to, że moc uzyskiwana z jednostki objętości kotła elektrowni jest większa niż w silniku samolotów turboodrzutowych. Inna ciekawostka, to że dzięki pracy w układzie zamkniętym turbogeneratory uzyskują sprawności większe niż silniki spalinowe, które wypuszczają przepracowany gaz w powietrze. Na chłopski rozum powinno być inaczej, gdyby otworzyć do atmosfery obieg pary na wylocie turbiny, skok ciśnienia by się zwiększył, turbina powinna się szybciej kręcić. A jednak nie.

Spotkałem jeszcze wiele technicznych niespodzianek. Jedna z nich to niestabilność wzmacniacza elektronicznego. Niekoniecznie musi to być wzmacniacz elektroniczny, jakikolwiek układ który zamienia mały sygnał wejściowy na wielki wyjściowy będzie się tak zachowywał. Otóż dla skupienia uwagi wzmacniacze elektroniczne, takie np. jakie służą do robienia piekielnego hałasu na dyskotekach fachowo mówiąc linaeryzuje się poprzez zakładanie ujemnego sprzężenia zwrotnego. Działanie tegoż straszy ludzi po nocach, zwłaszcza przed egzaminami, ale w gruncie rzeczy jest proste: na wejściu wzmacniacza sygnał wyjściowy odejmuje się od wejściowego i w rezultacie wzmocnienie całości maleje. Kto był kiedykolwiek wodzirejem na dyskotece, zna zjawisko pisków polegające na sprzęganiu się mikrofonu z głośnikami. Eliminuje się je zwyczajnie skręcając gałkę wzmocnienia. Należałoby oczekiwać, że im mniejsze wzmocnienie , tym, oczywiście wzmacniacz bardziej odporny na wzbudzenia, które objawiają się min owymi piskami. Guzik prawda. Zależy to od konstrukcji, ale zazwyczaj można znaleźć taką wartość sprzężenia zwrotnego, jak najbardziej ujemnego, przy której maszyneria na blachę wpadnie w niekontrolowane oscylacje.

Nie podążam tu do jakiegokolwiek mądrego wniosku, poza jednym: jak często nie można ufać w dzisiejszym świecie ani tzw. zdrowemu rozsądkowi, ani tzw. doświadczeniu. Cholernie często jest na odwrót.

Życie niesie niespodzianki. Jest tak bogate, że 60 lat intensywnych zawodowych doświadczeń nie potrafi wyczerpać wszystkich możliwości. Pamiętam, w jakiś wczesnych latach szkoły podstawowej pewien wiekowy kaznodzieja toczył na naszej lekcji religii wojnę z naukową antropogenezą.

– Czy jest tu ktoś, kto pochodzi od małpy – rzucił w salę ostatni dramatyczny argument będąc pewnym całkowicie, że pytanie jest retoryczne. Siedziałem w pierwszej ławce i nie mogłem obserwować całej sali wszelako z burzącej rytm wypowiedzi nazbyt długiej przerwy, tudzież nieco osłupiałego wzroku zorientowałem się, że coś poszło kaznodziei całkiem wbrew jego oczekiwaniom. Z ostatniej ławki pod ścianą podniósł się ze spuszczoną głową nasz kolega, który nie bardzo wiedział na czym i jakim sposobem, ale jednego był pewien – znowu go nakryli. Co prawda, to prawda, nauczyciele ciągle mu wypominali bardzo dalekich przodków.
- Psze księdza, ja naprawdę nie chciałem...

Widziałem błędny wzrok kaznodziei obiegający budzącą litość postać. Trzeba było wielu lat, bym zrozumiał co się na jego twarzy malowało: w proch obracała się wiara w boskość dzieła stworzenia.

Ot, techniczny sposób patrzenia na świat. Jak powszechnie wiadomo, z inżynierami nie idzie się dogadać. Czasami w trakcie dyskusji słyszę argument: "A! To pan studiował fizykę!" No i koniec rozmowy. Wiadomo, oni, ci ścisłowcy mają jakiś pokręcony światopogląd. Daremne przekonywania.

Tymczasem tak jak nie da się na pych zapalić lokomotywy spalinowej, tak nie da się poprawić bezpieczeństwa w państwie przez zaostrzenie prawa karnego. Gdzieś pomiędzy kołami i korbowodem silnika jest jakieś niesymetryczne sprzężenie. Mniejsza o to jakie, ale doświadczenie pokazuje, że tak jest. Chce mi się często śmiać, gdy pokazują tzw. specjalistów od zwalczania narkotyków. Ich długoletnia działalność w zestawieniu z kwitnącą narkomanią wskazuje, że w zawodzie są mniej więcej tak biegli, jak średniowieczni cyrulicy w chirurgii. Ich wysokie kwalifikacje zawodowe polegają na tym, że przez lata ciężko harując niczego nie zrobili. Tak jak cyrulicy spuścili bardzo wiele krwi i nikogo nie wyleczyli, tak oni pewnie złapali i wielu handlarzy narkotykami i... tylko tyle. Na rozmiar plagi nie miało to najmniejszego wpływu. Wywalono ogromną forsę, chce się wywalić jeszcze większą, a głównie chodzi o to, by rozdmuchiwać zakres władzy aparatu państwowego.

Techniczne doświadczenia dziwnie przekładają się na etykę i politykę społeczną. Całkiem niedawno toczyłem dyskusję na nieśmiertelny w Polszcze temat ustawy antyaborcyjnej. Ja jestem oczywiście za dopuszczalnością aborcji. Zaraz poleciały na mnie gromy i wyzwiska. Najkulturalniej – co jest pomyślne, choć dziwne – reagują ludzie związani z SF. Tymczasem: kto powiedział, że zakaz aborcji jest sposobem na zmniejszenie wielkości jakiegoś zjawiska? Jest? To proszę wprowadzić zakaz prowadzenia wojen. Co niewykonalne? No niewykonalne. Podobnie, albo jeszcze bardziej niewykonalny jest zakaz aborcji.

Tak więc paradoksalnie partia pod wodzą Ojca Dyrektora, która głosi wojnę o życie zygoty, bynajmniej nie o zygotę wojuje bo nic konkretnego w tym kierunku nie robi. Owszem, jak cyrulicy, czyni kłopoty narodowi, upuszcza krwi, wszelako na zarazę potrzebne są antybiotyki, nie skutkuje ani trochę. W kwestii aborcji i owszem można by wprowadzić pewne skuteczne prawne uregulowania, chyba wszyscy politycy wiedzą jakie. Nikt ku nim się jednak nie kwapi, bo prawie na pewno by poskutkowały. A politycy nie są już tak głupi, by faktycznie skuteczną walką z aborcją narobić sobie kłopotów.

Zamiast wsadzać lekarza, można by posadzić hurtem Szanowną Radę Pedagogiczną, urządzając proces pokazowy we wspaniałym stylu z lat pięćdziesiątych, za wywalanie uczennic ze szkół tylko za zajście w ciążę. Tradycyjna ćwiara do obdziału według zasług na 10 belfrów poprzedzona wejściem brygady antyterrorystyczne ku uciesze młodzieży, która pewnie doceniłaby skuteczność państwa w egzekucji prawa. Moja wyjątkowa sympatia do wychowawców ma swe korzenie aż w ewangelicznym wyważaniu win: "kto zgorszyłby jednego z tych najmniejszych..." Temu kić bez zawiasów, co najmniej dwa lata swobodnego rzeźbienia w wybranych kamieniołomach.

Dla pracodawców wywalających pracownice w podobnych okolicznościach zadowoliłbym się solidną grzywną. Społeczna szkodliwość czynu znacznie mniejsza i ewangelia zastosowania nie ma, ostatecznie deklarowali się jako wyzyskiwacze i kapitalistyczni krwiopijcy.

Oczywiście pomysły taki w poselskich głowach miejsca nie zagrzały. Przecież oni też są pracodawcami i też nie mają najmniejszej ochoty męczyć się z ciężarnymi. W głowach im raczej się nie mieści by ich śliczne córeczki gdzieś sobie na bok skoczyły, a jednocześnie nie mogą przecie pozwolić, by z taką co wstąpiła w ów stan błogosławiony w jednej ławce siedziały. Jak se jedna k... brzuch zafundowała to już do szkoły chodzić nie musi. Proste i logiczne prawda?

Ludzie myślący realnie o gospodarce doskonale wiedzą, że tylko takie dwa posunięcia: realna ochrona, podkreślam, realna, a nie taka jak istnieje teraz, kobiety ciężarnej w miejscu pracy, i obecnie nieistniejąca ochrona ciężarnej młodocianej, dałaby natychmiast wzrost przyrostu naturalnego, w rezultacie spadek dochodu nie tylko na głowę, ale i w skali kraju, pożegnać by się trzeba z przyjęciem do Unii Europejskiej.

Nikt, kto nie ma chęci zrobienia sobie kuku o takie prawa wojował nie będzie, także Ojciec Dyrektor woli być przyjęty do EWG niż WNP. Dlatego w rezultacie nikt sobie głowy prawdziwym losem macicy nie zawraca.

Tekst ten poświęcam paradoksom. Paradoksalnie nie zamierzam nawoływać do hm... trudno inaczej nazwać, krucjaty przeciw Radyju M. Nie Chcę tylko pokazać, że w oczach fizyka wygląda to wszystko inaczej. Toczy się zajadła wojna o stołki. Jej uczestnicy, niczym, zawodnicy średniowiecznych turniejów których uczestniczyły tak naprawdę całe drużyny, mają dosyć rozumu, by stragany kupców wywracać w wyjątkowych wypadkach, gdy należą np. ewidentnie do konkurencji.

Sprawa jest taka, że nadzwyczaj często stojąc za swoimi straganami dajemy się wciągać w potyczki przeciwnych drużyn. Za często, gdy toczy się turniej zachowujemy się jak kibice na meczu piłkarskim: zaczynamy lać dopingujących nie naszą drużynę. Za często wydaje się nam, że chodzi o to o czym mówią, podczas gdy rzecz tylko w tym, by przywalić tym drugim.

Zbyt często ufamy naszym zmysłom. Mało kto wie, że lokomotywa spalinowa bywa w połowie elektryczna i skutkiem tego min na pych nie odpali. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że mimo iż tak samo stukocze silnikiem to nie jest jednak to samo co traktor, tylko trochę większy. Mało kto wie, że posiadanie takiej w gruncie rzeczy bardzo prostej ostrożności wobec zmysłów to bardzo dużo. Pozwoli choćby uniknąć i forsownego i w gruncie rzeczy kompromitującego szarpania za zderzak.

 

W    N U M E R Z E
Valid HTML 4.01 Transitional Valid CSS!

< 19 >