Archiwum FiF
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 73>|>

Bułyczow nieznany

 

 

 

1. Kir Bułyczow nieznany? Bez wątpienia, bo choć i wcześniej, i w ostatnich latach sporo przekładów jego utworów u nas się ukazało, to jednak dorobek literacki autora cyklu guslarskiego jest na tyle obszerny, że wciąż spora jego część czeka na odkrycie zarówno przez polskich wydawców, jak i polskich czytelników.

Opowieści z Wielkiego Guslaru, kilkanaście opowiadań, powieści: Miasto na Górze, Agent FK, Osada, Świątynia czarownic... To było w latach 70-80 ubiegłego wieku (polskie wydanie ostatniego z wymienionych tekstów ukazało się w roku 1991). Potem kilka lat niezrozumiałej niechęci do tego przecież bardzo popularnego u nas autora, i na półki księgarń trafiły: Pupilek, Pole bitwy z lotu ptaka, dwie powieści otwierające cykl InterGPol (Wyspa dzieciPrzepaść bez dna) oraz zbiór najnowszych opowiadań guslarskich (Pierestrojka w Wielkim Guslarze). W zapowiedziach znaleźć można kontynuację przygód Kory Orwat (nie wiedzieć czemu, z uporem godnym lepszej sprawy kwalifikowanymi przez wydawcę jako fantastyka młodzieżowa) oraz kolejne tomy cyklu Świat bez czasu. Z czasem ktoś sięgnie zapewne i po serię Rieka Chronos, próbę przedstawienia alternatywnej historii Rosji i Związku Radzieckiego w XX stuleciu, bo choć rzecz jest może trochę hermetyczna, to jednak znakomicie napisana i z kilkoma polskimi wątkami (wszak historie i Polski, i Rosji były w minionym stuleciu tak mocno ze sobą powiązane!), powinna zatem znaleźć uznanie i u nas. Jest jeszcze do odkrycia cykl wierewkinowski (ukazało się u nas jak dotąd tylko jedno opowiadanie z tego cyklu, zatytułowane Kocioł), jest garść interesujących opowiadań nie należących do żadnego z cykli...

Coś jeszcze?

Ano, jest trochę starszych utworów, z których pewnie tylko niektóre mają szansę trafić do rąk polskiego czytelnika, a i to wcale nie jest takie znowu pewne. Mam tu na myśli przede wszystkim dylogię indochińską, w skład której wchodzą powieści Na dniach ziemlietriasienije w Ligonie oraz Gołyje liudi, powieść Tajna Urułgana oraz mikropowieść Smiert’ etażom niżie. Z wszystkimi wymienionymi pozycjami miałem okazję zapoznać się przy okazji zaliczania liczącej – jak na razie – jakieś dwadzieścia pięć tomów serii „Miry Kira Bułyczowa”, zbierającej w jednolitej szacie graficznej wszystkie „dorosłe” fantastyczne opowieści Bułyczowa.

 

2. W latach sześćdziesiątych wiatry historii rzuciły Bułyczowa na Półwysep Indochiński, do Birmy. Kraj ten wywrzeć musiał nań wielkie wrażenie; świadczyć może o tym chociażby to, że, zapytany niedawno, co jeszcze chciałby napisać, jednym tchem obok kilku fantastycznych projektów wymienił monografię „Birma w XX wieku”. Fascynacja ta znalazła między innymi wyraz w dwóch utworach, akcja których toczy się w zrodzonym w bułyczowskiej wyobraźni Ligonie, państewku wzorowanym jednak jako żywo na wspomnianej Birmie.

W historiach, akcja których toczy się w Ligonie, nie ma zbyt wiele fantastyki; na pierwszy rzut oka to powieści niemalże realistyczne, zwłaszcza pierwsza z nich, tj. Na dniach ziemlietriasienije w Ligonie, gdzie jedynym tak naprawdę elementem nie z tej ziemi wydaje się być – poza nieistniejącym w naszej rzeczywistości państewkiem – urządzenie pozwalające przewidzieć ze stuprocentową pewnością miejsce i siłę nadchodzących trzęsień ziemi. Z takim urządzeniem właśnie, ze znajdującym się na etapie badań prototypem, zjawiają się w Ligonie rosyjscy naukowcy. Owi przybysze z odległego kraju wciągnięci zostają w sam środek politycznych intryg, celem których jest nie tylko zdobycie władzy w kraju, ale także ochrona prywatnych, z reguły niezgodnych z literą prawa, interesów. Bez udziału swej woli nieświadomi niczego (przynajmniej na początku) naukowcy stają się elementem rozgrywki, zasad której nie są w stanie w pełni pojąć, rozgrywki, w której stawką jest między innymi tysiące ludzkich istnień, tak jak elementami takimi stają się również opracowane przez nich urządzenie, jak i samo trzęsienie ziemi.

Gołych ludziach, luźnej kontynuacji Na dniach..., fantastyki jest już więcej; oto w samym środku ligońskiej dżungli rozbija się statek Obcych, którzy muszą stawić czoła nie tylko nieznanym im niebezpieczeństwom czającym się w dzikim lesie, ale i pragnącym wykorzystać ich do swych nie do końca uczciwych zamierzeń ludzi. Nie jest to łatwe, albowiem owi Obcy są dziecinnie wręcz naiwni i rozbrajająco poczciwi, przez myśl im nie przejdzie, że doświadczającym ich przeciwnościom losu mogliby przeciwstawić się przy użyciu siły. To właśnie tytułowi goli ludzie; zmuszeni przez wyjątkowo niekorzystny splot okoliczności do zrzucenia swego odzienia (co prowadzi do wielu nieporozumień, m.in. do uznania ich grupy za niewielkie plemię nie znających cywilizacji ludzi pierwotnych), stają się – niejako symbolicznie – jeszcze łatwiejszym celem dla niecnych ludzi, pragnących wykorzystać ich obecność dla swej wyłącznej korzyści.

Motyw wykorzystania obecności Obcego na Ziemi dla własnych, czasem niecnych celów stanowi oś akcji pochodzącej z 1990 roku powieści Tajna Urułgana. Tu Obcy, w przeciwieństwie do słabych i wyraźnie zagubionych rozbitków z ligońskiej dżungli, wydaje się dysponować potężną mocą, choć, tak jak i oni, zmuszony był do awaryjnego lądowania na Ziemi, i tak, jak oni, sprawia wrażenie uderzająco poczciwego, choć już nie naiwnego. Teraz przybysz z odległych kosmicznych przestrzeni siedzi gdzieś w odludnej części syberyjskiej tajgi i czeka, aż automaty poskładają do kupy zarówno jego samego, jak i pojazd, którym się poruszał. Rzecz dzieje się na początku dwudziestego stulecia, a więc mniej więcej w czasie zderzenia naszej planety z meteorem tunguskim; sceneria zresztą i sam pomysł jako żywo przypominają tamtą historię. Do statku dociera kilkuosobowa ekspedycja, której członkowie, zorientowawszy się, jakaż to nadarzyła im się okazja, próbują za wszelką cenę zbić na Obcym własny kapitał, nie bacząc na to, że realizacja każdego z zamierzeń, zdawać by się mogło, nawet tych najskromniejszych, skończy się dla Obcego tragicznie. Co zwycięży – czy ludzki egoizm, czy też jednak wdzięczność do istoty, która w miarę swych skromnych (a jednak!) możliwości niosła pomoc członkom syberyjskiej ekspedycji?

Smiert’ etażom niżie wreszcie to historia tragicznej w skutkach awarii w pewnych zakładach chemicznych, położonych w jednym z prowincjonalnych miast, zajmujących się produkcją jakichś tajemniczych substancji, bardzo prawdopodobne, że bojowych. Wiele oznak zapowiada ową katastrofę, lecz kierownictwo zakładów, z różnych zresztą względów, lekceważy docierające doń sygnały i ostrzeżenia, przez swój godny lepszej sprawy upór doprowadzając do katastrofy, skutkiem której jest zagłada większości populacji miasta. Szansę ocalenia maj tylko ci z jego mieszkańców, którym udało się odpowiednio wcześnie znaleźć ratunek na wyższych piętrach tamtejszej zabudowy, a jednocześnie ci, którym nie przyszło do głowy przedwczesne opuszczenie owego stosunkowo bezpiecznego schronienia. Bułyczow rozgrywa znany z tego rodzaju literatury schemat: światłe, acz nieliczne jednostki widzą zbliżające się zagrożenie, próbują alarmować, ostrzegać, lecz tępi, uparci decydenci lekceważą ich głosy, dla różnych partykularnych celów gotowi są poświęcić życie tysięcy ludzi. Schemat może i znany, ale jakże wspaniale, wręcz po mistrzowsku, zrealizowany.

 

3. Czytelnik niniejszych słów sam już zapewne wyrobił sobie opinię o opisanych utworach, sam też być może odpowiedział sobie na pytanie, czy warto którąś z nich przełożyć na język polski i udostępnić naszym czytelnikom. Gwoli recenzenckiemu obowiązkowi wyrażę i ja swój pogląd. A zatem: wszystkie cztery teksty są bardzo dobrze napisane (wyszły wszak spod przysłowiowego pióra Bułyczowa, a więc fakt ten nie powinien chyba stanowić dla nikogo zaskoczenia), jednakże chyba tylko Smiert’ etażom niżie dorównuje poziomem najlepszym osiągnięciom Mistrza. Obie opowieści ligońskie to dość sympatyczne, ale jednak ramotki, szkoda chyba na nie zamachu polskiego wydawcy. I wreszcie Tajna Urułgana, choć najmłodsza z całej czwórki, to, moim skromnym zdaniem, najsłabsza; powieść ta sprawia wrażenie, jakby autor nie do końca wiedział, po co ją pisze, a problem, który pojawia się na jej końcu, byłby w stanie obsłużyć co najwyżej niezbyt długie opowiadanie.

Mimo tych niezbyt może przychylnych uwag stwierdzić mogę jedno – ech, żeby choć połowa innych tak zwanych twórców była w stanie osiągnąć poziom słabego Bułyczowa...

 

 

W    N U M E R Z E
Valid HTML 4.01 Transitional Valid CSS!

< 73 >